Siatkarska Szopka Noworoczna 2014: Ława, czyli Bal u Generała, cz. 1

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Zapraszamy was do lektury humorystycznego podsumowania minionego roku w naszej ukochanej dyscyplinie sportowej! Nie zabraknie pieśni, tańca, zabawy... i odrobiny dramatu.

W tym artykule dowiesz się o:

Siatkarska redakcja portalu SportoweFakty.pl ma zaszczyt przedstawić w ramach młodej, ale żywotnej tradycji siatkarskiej szopki noworocznej historię świąteczną pełną emocji, dramatów, niepewności poezji najwyższych lotów oraz kilku postaci, których podobieństwo do prawdziwych osób jest przypadkowe, ale nieuniknione:

                                                                ŁAWA                                                   Czyli Bal u Generała

"mądrym ku przestrodze, głupim ku napomnieniu, średnio inteligentnym ku lekturze urlopowej, smutnym ku uciesze, chorym ku zdrowiu, markotnym ku zapomnieniu o klęskach, wesołkowatym ku przypomnieniu o klęskach, ogółem ku słońcu, ludzkiej ciekawości i za małe pieniądze tworzona..."

Akt Pierwszy: Ucieczka

Stolica już dawno pogrążyła się w mroku nocy, jak na największe miasto w kraju jest ona zbyt cicha i spokojna... Gdzieś pewnie rozgrywają się ważne spotkania ekstraklasy, gdzieś zdolna młodzież hartuje swoje mięśnie i kręgosłupy moralne na treningach, jeszcze ktoś siedzi zgarbiony nad klawiaturą i wstukuje pełne mądrości i rozwagi komentarze w Internecie, w których bohatersko przegrywa zarówno argumentacja rywala, jak i logika. A my widzimy, jak przez ciemnie uliczki chyłkiem przemykają się niegdysiejsi bohaterowie: znany skądinąd Kniaź, mąż opatrznościowy polskiej siatkówki, nad którym Opatrzność nie czuwała wystarczająco mocno oraz Król Artur, jego najwierniejszy poplecznik i mistrz akcji w drugiej linii. Obaj przeżywali w ostatnich tygodniach męki, katusze i żale, od których gorsze wydaje się tylko udział w meczu sędziowanym przez sympatycznego obywatela Samoa Zachodniego tuż po kursie na arbitra FIVB. Ale dlaczego? Czy za chwilę dowiemy się, co stoi za takim obrotem spraw?

Duje wiatr, świszczą drzew gałęzie, służby czuwają, a czyny i rozmowy są skrzętnie spisywane. Szaro, buro, wręcz cmentarnie, z pewnością nie jest to plener, który nadawałby się do kręcenia melodramatu na potrzeby TVN.

Kniaź: SŁOŃCE! Gdzie jest słońce, które pocieszało mnie każdego dnia, dodawało nadziei?! Zabrali mi i to! ZAKODOWALI! Nie masz większego okrucieństwa...

Artur: (z wrodzonym spokojem i flegmą): Żadne zakodowanie, po prostu mamy pochmurny dzień. Kniaziu, nie przesadzaj, masz tutaj soczek z marchewki na cerę. Może jakoś utrzymasz ciemniejszą karnację.

(Kniaź pokornie łyka soczek, tymczasem A. kontynuuje)

Artur: Kniaziuniu ty mój, słońce Polski i całego świata, władco skazany na wygnanie i ciężkie norwidy, niczego się nie bój! Przeżyliśmy oskarżenia, złe języki, nieprzychylną prasę, wrogie knowania, komentarze w Internecie, nadejście Nowego w zeszłym roku* a nawet bankiet po zdobyciu mistrzostwa świata - przeżyjemy i to! Zdaj się na mnie i wszystko pójdzie jak po sznurku, w końcu to ja zawsze byłem w naszym duecie od planowania strategicznego, a ty od prezentacji i ładnego uśmiechu... Oj, nie krzyw się tak... Tylko nie popadaj znowu w poetyckie uniesienie!

(jak na złość, sterany życiem, wychudzony, znękany Kniaź, odziany jeno w czarny spodzień i białą koszulę w podniesionym kołnierzem, popada w poetyckie uniesienie)

Kniaź: Zrzucam z ramion płaszcz Konrada! I Romana! I Witolda! I Andrzeja, Waldemara, Zdzisława, Mirosława, sława, sława, sława! A imię jego czterdzieści! Lat od Montrealu do Katowic!

Artur: Knaziuchna, opamiętaj się! Nigdy nie byłeś fanem wielkiej improwizacji, wszystko miało być dopięte na tip top! No może poza kwestią wyboru selekcjonera kadry siatkarek, ubezpieczeń reprezentantów, terminarzy ligi, draftu, szkoleń trenerskich, rozwiązywania kontraktów...

Kniaź (pozostając w uniesieniu): Do kraju tego, gdzie przychylą nieba za imprez wielkich organizowanie, igrzysk i chleba - tęskno mi, Panie...

Artur (do siebie): Zwariował! A tu trzeba opracowywać plan powstrzymania zgubnych dla całego świata planów... Wielkiego Kodera!

Czytelnicy (zaszokowani): Kogo?!

Artur: Nie przesłyszeliście się! Wielki Koder, ten sam, który odpowiada za odebranie siatkarskiego mundialu żądnym sportowych emocji masom! Ten straszliwy geniusz zbrodni, który niejednokrotnie doprowadzał jakość transmisji spotkań z Portoryku, Peru i Kuby do granic absurdu, zamierza zakodować cały siatkarski świat, by nikt nigdy nie zobaczył na własne oczy ani jednego spotkania! Czarne plansze na ekranach, klapki na oczach dla kibiców na trybunach! Zgroza, zgroza... Kniaziu, prędko! Musimy się spieszyć, zanim Koder obejmnie swoim zasięgiem nasz kraj!

(Król wraz z rozpoetyzowanym z nerwów Kniaziem przemierza kraj wzdłuż i wszerz, czmychając przez grożącymi zewsząd zagrożeniami, jak choćby czujnymi irańskimi sędziami, zdolni wypatrzyć błąd przekroczenia linii środkowej podczas serwisu. Dla dodania sobie otuchy obaj śpiewają pieśń inspirowaną klasycznym "Gaudeamus igitur"):

Wiwat, wiwat Kniaź rządzący oraz jego świta! (x2) Nie martwimy się my wcale, Bo dobre u nas mundiale Dobre - no i kwita! (x2)

Wiwat Stadion Narodowy, każdy się zabawił! Siatka wchodzi na salony, Nikt tym nie był przerażony No, chyba że Plavi! (x2)

Wiwat, wiwat tłum kibiców, a także drużyna! (x2) Czasem może ponarzeka, Ale w końcu się doczeka: Dla nas piękny finał! (x2)

Wiwat, wiwat pan minister i miliony jego! (x2) Czy szesnaście, czy też cztery Czy to ważne, do cholery? Nie ma tego złego! (x2)

Wiwat, wiwat bracia z Rosji, im to z oczu patrzy! (x2) Polskie bije wam serduszko Podarujem wam jabłuszko Przekrojone na krzyż! (x2)

Wiwat także telewizje oraz ich transmisje! (x2) Wielkie przed nami zadanie: Kodowania powstrzymanie Wielką mamy misję! (x2)

Artur męczy się z przeznaczeniem, Kniaź oddaje się romantycznemu szaleństwu, a my przenieśmy się kilka pięter wyżej i kilka ulic dalej, gdzie odbywa się...

* patrz: Szopka Noworoczna 2013: Misterium Polskiej Siatkówki, kto nie czytał, polecamy! Akt Drugi: Bal u Generała

… wielki bal na sto par, dwieście potraw, pięćset odwołań, tysiąc decyzji, kilka miejsc w zarządzie oraz jeden parkiet taneczny. Generał Antiga, cały w pozłocie i zachwytach, wydał huczną zabawę na koniec roku, by radosnymi tańcami zagłuszyć nieco niesmak po ostatnich wydarzeniach w związku, a hojnie rozlewanym alkoholem zamącić w głowach mącicielom i wichrzycielom, upatrującym atutów dla siebie w przewidywanym nowym rozdaniu. Tradycyjnie wspomniani spiskowcy przeciwni obecnej władzy knują potajemnie, zajadając krewetki ze szwedzkiego stołu i popijając je szampanami, jakie pozostały po mistrzowskiej fecie w Spodku, spiskowcy będący w kontrze do będących w kontrze co prawda knują, ale po przeciwnej stronie stołu i ograniczają się do pieczeni z gęsi i dobrej whisky. Sam gospodarz przyjęcia stoi nieśmiało w kątku, popijając dobre wino z Prowansji i przyswaja pilnie polszczyznę na poziomie zaawansowanym: chrzęszczące chrząszcze ze Szczebrzeszyna, stoły z powyłamywanymi nogami i wybrane monologi Ireneusza Mazura)

Chór spiskowców: Stefanie, królu debiutantów! Nie zrywasz się, na koń nie wsiadasz, kiedy ojczyzna w potrzebie? Kniaź aresztowań, kraj pogrążony w kryzysie, wrogie i szpetne środowiska chcą przewrotu niemal kopernikańskiego, który nie dość, że wstrzyma panujące słońce pewnej komercyjnej telewizji, to jeszcze obali wszelkie dotychczasowe porządki i sprowadzi na nas mroki biesiadowania! Dołącz do nas! Twoje pagony i ordery to gwarant sukcesu!

Chór spiskowców z naprzeciwka: Stefanie, francuski regencie! Kiedy przyjdą podpalić dom, ten w którym mieszkasz – Polskę, rządzący degeneraci mający sobie za nic komisje rewizyjne i własne sumienie, broniący się rękami i nogami przed wiatrem zmian, które obalą Kniaziowy dyktat i postawią całą siatkówkę polską z powrotem do pionu! Arbitrzy Pańscy na słupkach sędziowskich już pokazali żółte i czerwone kartki, sprawiedliwość dziejowa chce być wpuszczona na parkiet, potrzebujemy jedynie lidera, który pogrąży szubrawców tak, jak Rusów, Brazylijczyków i cały świat! Dołącz do nas! Twoje epolety i generalska szabla to gwarant sukcesu!

Stefan: Ne, ne, ja sze nie znam, ja podam lepiej piehwszą szóstkę: Mika, Guma, Winiah...

Chór spiskowców: Milczcie, obłudnicy, faryzeusze, pogrobowcy i takie syny! Nie macie żadnych dowodów!

Chór spiskowców z naprzeciwka: Mamy zarzuty, akta i materiały!

Chór spiskowców: Mąciwody, donosiciele, żmije na piersi wyhodowane!

Chór spiskowców z naprzeciwka: Lizusy, świnie przy korycie, skompromitowana wierchuszka!

Stefan: Po haz piehwszy hozumiem po polsku za dużo i to mi sze ne podoba...

Chór spiskowców: Mistrzostwo świata, najlepsza liga, miód, mleko, kamery, wywiady, wizyty w zakładach pracy!

Chór spiskowców z naprzeciwka: Kodowanie, budżetu krojenie, kadr lekceważenie, palących potrzeb zaniedbywanie, śmietanki spijanie, jesteśmy na nie!

Przypadkowy działacz: Homary! Gdzie są homary! Na tym półmisku były jeszcze ze trzy!

Stefan (rozgorączkowany): Ja nie wytrzymam! Sacre bleu! Ja muszę was uciszyć! Święty spokój muszę mieć!

Kłótnia stronnictw zostaje nagle przerwana przerywnikiem muzycznym w wykonaniu samego selekcjonera, za chórki odpowiada tercet Blain – Kaczmarczyk – Bączek, który magicznym sposobem pojawia się w sali bankietowej.

(na melodię piosenki G. Brassensa "Cena sławy" w tłum. Filipa Łobodzińskiego)

Zdobyłem złota cały wór w mijającym roku Tak samo, jak i wy, wciąż jestem w wielkim szoku Lecz teraz, proszę was, już dosyć! Chcę oddać się zabawie Bo jeszcze, jak Bernardo, czegoś złego się nabawię... Po brawach i toastach przyszedł czas rozmyślań: Jak tu utrzymać passę zwycięstw dzielnej nacji Wiślan, Kiedy odchodzi stara gwardia na emeryturę A jeszcze przyjdzie coś odkręcić – ot, na przykład Kurek!

Cóż, sława to jest, proszę Was, Zabawa lub paskudna gra!

Tak szybko się odwraca w życiu dobra karta: Z roli weterana przejście w rolę debiutanta, Spekulacje, analizy, a nawet złośliwości, Grający selekcjoner dostarczył wam radości! A po sezonie szybkie uświadomienie faktu: Skończyła się epoka przyjaźni, bruderszaftów Tysiące komentarzy z internetowych stron, Zaczęło się krakanie, lecz nie tylko Wron!

Cóż, sława to jest, proszę Was, Zabawa lub paskudna gra!

Nie szczędził nam kłopotów maraton przygotowań: Ten na basenie się połamał, tamten zabalował A zewsząd otaczała medialna nas krytyka: Czy skład ten błyszczy złotem, czy tylko złudną miką? Zabrakło nas w finałach Światówki prestiżowej Lecz pomysł na poprawę tuż po niej miałem w głowie, Poza tym nie zapomnę brazylijskiego balu: Sprawiliśmy im lanie, jak Niemcy na mundialu!

Cóż, sława to jest, proszę Was Zabawa lub paskudna gra!

I w końcu polski mundial, witają nas stadiony Wygrany mecz za meczem, kochają nas miliony Pokonał nas Wuj Sam, niemal złamał ajatollah - Co z tego, skoro teraz my cieszymy się ze złota? Niestraszny był nam Bernardinho oraz jego fucki Wulgarny Spiridonow, wirus grupy czy Germani! A nasz wspaniały triumf w mundialu finale Pokazał, że francuski wojak nie jest tchórzem wcale!

Cóż, sława to jest, proszę Was, Zabawa i mistrzowska gra!

Wizyty w studiach oraz Pałacu Prezydenckim, To wszystko bardzo miłe i bardzo ego łechce, lecz czeka ciężka praca, to prawda, choć niemiła: Ciągle trzeba walczyć, mistrzem nie jest się, lecz bywa! Gdy skończy się euforia i zdarzą się porażki Chcieć będą, żebym zdjął mój mundur generalski Lecz wszystko to przeżyję, o jednym tylko marzę: Waterloo swoje przeżyć i stać się... Cesarzem!

Bo sława, to jest proszę Was, O życie i pozycję gra!

Spiskowcy wciąż kłócą się zażarcie, Generał stara się wyłączyć ze zwarć i swarów, pogrążając się w statystykach pozytywnego i perfekcyjnego przyjęcia płynów wyskokowych na balu, a my przenieśmy się kilka sal dalej...

Akt Trzeci: Dyplomatyka i social media

… gdzie pośród pomniejszych gości balu widać doskonale znane postacie: pochmurniejszego niż zwykle Realistę o rzymskim profilu i spracowanych dłoniach, które od pewnego czasu co i rusz nic, tylko prostują: reportaże, doniesienia, sensacje, liczby, fakty, kręgosłupy moralne, azymuty na mistrzostwo... Obok niego inna powszechnie rozpoznawana postać, trefniś Camillo, wyposażony w pióro i cięte ćwierkania, smutno popijający niebieskiego Jasia Wędrowniczka z racji noszenia specjalnej akredytacji "Mariusz, warto rozmawiać". A obok nich najsłynniejszy harcownik siatkarski, któremu nie jest straszna ani kamera, ani gorąca atmosfera meczowa, ani nawet zdrowy rozsądek: ukraiński lisowczyk Krisztof Wanialuka. Wiadomo, kto wiedzie prym w rozmowie.

Krisztof: No, panowie, jak tam po Świętach? Pierogi zjedzone, barszczyk wypity, prezenty rozpakowane? Ja tam się pochwalę, że poza skarpetkami, swetrami i licznymi życzeniami od fanów, głównie dotyczącymi autotaksydermii...

Camillo: Czego?

Krisztof: No, wypchania się... Poza tym wszystkim ktoś majętny i uprzejmy wysłał mi nagrania ze wszystkich komentowanych przeze mnie spotkań w tym roku z życzeniami "uważnego przesłuchania i wyciągnięcia wniosków". Ale jakich, kruca fuks, wniosków? Że Andrzej trochę za często mruczał i burczał niż mówił? Ludzie to jednak są dziwni, człowiek się stara...

Realista: Kogo obchodzą Twoje zmartwienia! Kniaź w potrzasku, Król niemal stracił koronę, wrogowie tylko czekają na zadanie ostatecznego sztychu! Chociaż tylko dobrego, że mogłem się odegrać na Camillo... (patrzy złośliwie w stronę trefnisia)

Camillo: Nie mam w tym roku szczęścia do zakładów! Najpierw ten Antiga, potem wynalazki i triumfalne pohukiwania kolegów po fachu, a teraz, jak na złość, założyłem się z redakcją, że licytowany na aukcji charytatywnej dzień pracy dziennikarza sportowego będzie więcej warty od aniołka świątecznego od Andrzeja Wrony i znowu muszę nosić na szyi jakieś głupoty. Ale mogę zachować konto na Twitterze?

Realista: Tylko pod warunkiem, że będziesz monitorował ruch społecznościowy! Czy przypadkiem nikt nie zamierza podnieść ręki na panujący ustrój!

Krisztof: Ja nie rozumiem tych Tłitterów, szmerów-bajerów, to jakieś poronione pomysły jak powiększanie ligi. Jak można zmieścić błyskotliwą myśl w 140 znakach?

Realista (zgryźliwie): Niektórzy nie potrafią zmieścić ani jednej w 140 tysiącach słów, prawda, Krzysiu...

Camillo (zafascynowany patrzy w ekran telefonu): Ileż tutaj jest wspaniałych opinii! Co jedna, to lepsza, te riposty, te gwiazdki, obrazki! Na dobrą sprawę już teraz można składać z obecnych na Facebookach, Twitterach i Instagramach zawodników i trenerów social media teamy!

Realista: O tak, już to widzę! Na wirtualnych ławkach trenerskich @JakubBednaruk i @Ireneusz Mazur, o retweety i bloki dbać będą @KarolKłos i @AndrzejWrona, do tego @PiotrŁuka wyłowi nam followersów i można podbijać świat przez światłowody!

Camillo: #Zabawa! #Sława! #MamyMedala! #SzymciaBoy!

Krisztof (mocno zmieszany): Nie mam pojęcia, o co chodzi z tymi małpami i krzyżykami, ale ostrzegam lojalnie: na każdego małpiszona buszującego w Sieci postawią krzyżyk! Co pokazał niejaki Aleksiej Spirytusow, który pchał polskim kibicom gwizdek w zęby...

(Krisztof wyciąga gitarę i przymierza się do pieśni inspirowanej starą ruską balladą "Susanin")

Gdzie na Piotrkowskiej stał biezbiednyj bar Tam zaszedł Alieksiej, sportowiec na schwał Nakazał polewać gorzałki i piwa I jad sączyć wokół od razu poczyna:

"Już mamy półfinał i każdy wie to! Razj**iem Paliakow i Brazylijcow! Tych negrów diabelskich łykniemy jak kawę A Paliak uklęknie przed swym ruskim panem!"

„Bernardo Rezende to stary jest piernik, Szubrawiec i łajdak, cham i schizofrenik! Ja taki im występ zrobię na płassiatkie, Że dziada starego niechybnie szlag trafi!"

"Francuza Antigę pohańbić potrafię, On pozna, co znaczy francuskie kochanie! Do nóg moich zniży się jak w morze nurek I może zakręci mój prywatny kurek!"

Tak gada bezwstydnie pohaniec rosyjskie Twarz jeszcze jest ludzka, lecz język już świński Kompani od wódki zbyt dobrze to widzą Wciąż Lioszy poleją, lecz w ukryciu szydzą

Wtem w drzwiach baru staje francuski duet, pogromcy prześmiewców: Antiga i Blain! Tak mówią: "Alieksiej, za brzydkie przywary Dla siebie największej nie izbiegasz kary!"

Odpowie im Liosza: "Jesteście tu, pięknie, Pokażę wam palce, jak kiedyś Aleknie Możecie mnie nabić, jak Lachy, na pal, Lecz ja tych Paliaków wciąż będę je**ł!"

Lecz słabnie i język, i ciało siatkarza Przez wódkę jak żmija po ziemi się tarza "Jaka mnie kara, Francuzie zły, czeka?" Odpowie Antiga: "Masz blok na Twittera"

W noc lecą przekleństwa z Alieksieja ust: Nie będzie twittował ten priaklatyj Rus!

Krisztof, zadowolony z siebie, zwraca się do swoich towarzyszy kieliszka, by zobaczyć, że na dobre pochłonęło ich ostatnie zdjęcie umieszczone w wirtualnej przestrzeni przez kuszącą Thaisę Menezes. Pozostaje mu tylko załamać ręce nad upadkiem obyczajów i pomyśleć, gdzie podziały się te stare, dobre czasy, kiedy najwyższą formą docenienia czyjegoś dobrego dowcipu były nie wyklikane lajki, a postawione kolejki. A to nie koniec balu, noc jeszcze młoda, wiele się może wydarzyć... Akt czwarty: Pomoc w potrzebie

Wracamy do pozostawionych na chwilę losowi Kniazia i Artura, którzy zawędrowali do samych Polic, by tam spotkać się z największym w Polsce w specjalistą w dziedzinie wygrywania, Giuseppe Cuccarinim. Obcokrajowiec, by dotrzeć do tajnego miejsca schadzki z naszymi bohaterami, musiał przejść przez istny labirynt pułapek i utrudnień: krzywe spojrzenia polskich kolegów po fachu, przedzieranie się przez stosy trenerskich półproduktów i tysiące starć z potęgami z Azerbejdżanu, Rosji, Turcji i Biurokracji, ale mimo to dotarł do Artura i rozpoczyna z nim szczerą, trudną rozmowę.

Artur: Giuseppe, mistrzu siatkarski i azotowy, ratuj! Z Kniaziem jest już naprawdę źle, miota się jak szatan, recytuje widzenie księdza Piotra na przemian ze statutem PZPS i chyba przywidziało mu się, że jest na ogromnej konferencji prasowej, na której na zamiar wygłosić Wielką Improwizację!

Giuseppe: Mamma mia, opus Dei! Improwizacja w tej dyscyplinie, bez przygotowania, pomysłu i pieniędzy? To musi skończyć się katastrofą!

Artur: Otóż właśnie, a przecież Wielki Koder nie śpi! Od godziny trudno obejrzeć jakiekolwiek spotkanie I ligi, Orlen Liga już dawno stracona, a krążą słuchy, że ten szarlatan zamierza skazać cały świat na oglądanie spotkań Marka-Ivoni Dupnica w Lidze Mistrzów! Dlatego sam rozumiesz, że sytuacja stała się nie do zniesienia!

Giuseppe: Królu drogi, ale czego ode mnie właściwie oczekujesz? Przecież siatkówka kobiet w waszym kraju jest obecnie tyle warta, co pół Werblińskiej i prawa noga Glinki, a poważana równie, co jej seniorska kadra... (gniewnie) Dopiero teraz sobie o niej przypominasz?

Artur: Ależ skądże, kobiece ciała... to znaczy dzieło zawsze mi było bliskie i w nim upatruję ratunku! Giuseppe, przecież masz patent na wygrywanie wszystkiego! Pomóż i nam wygrać z przeciwnościami losu! W przeciwnym razie Wielki Koder dotrze także na Bal u Generała, gdzie obecnie bawi się cała śmietanka polskiej siatkówki i zakoduje ją na amen!

Giuseppe: A daj mi spokój z tym wygrywaniem, same zgryzoty mam przez to! Wstaję rano, przeciągam się, wstaję choćby i lewą nogą, a tu się okazuje, że wygrałem w trzech setach z Ostrowcem! Przy śniadaniu smaruję chleb masłem i nagle dowiaduję się, że wygrywamy w Rzeszowie i z rozpędu w Krośnie! Gdzie nie przejdę, gdzie nie spojrzę, mój zespół wygrywa we wszystko: siatkówkę, plażówkę, łamigłówkę, prasówkę, wiśniówkę, ruletkę, brydża, pokera, nawet w cymbergaja i warcaby! Już nawet powiedziałem dziewczynom, żeby nie ruszały się parkiecie, byle tylko dać komukolwiek szanse - a tu nagle mistrzostwo Polski w siatkówce na siedząco! A zresztą, co ja ci będę mówił...

(trener Chemika zaczyna śpiewać pieśń inspirowaną "We are the champions" zespołu Queen)

Wezwano mnie tu Bym zbudował team Który miał walczyć Ze wszystkich swych sił Lecz spod kontroli To wymknęło się I wygrywam z Chemikiem wszystko, Czy chcę, czy nie!

Jesteśmy mistrzami, my friend Sam nie wiem, czy dobrze to, czy źle Chemik obala każdego rywala - W piątek, sobotę Czy ma ochotę Czy też nie....

Nasz jest już kraj Teraz czas na Europę Może i tam (mimo konkurencji zasilanej petrorublami i pieniędzmi największych koncernów w Europie) Czeka nas złoto Tymczasem tutaj Czeka nas znów Mimo rotacji oraz dni słabszych - Za triumfem triumf!

Jesteśmy mistrzami, my friend Nie mamy konkurencji, nie, nie, nie! Sprawiamy lanie im nieustannie Tylko po prostu To wszystkim wokół Nudzi się...

Jesteśmy mistrzami, my friend Czy tego chcesz, czy jednak nie, Zwycięstwa nawóz z euro, dolarów Poczyni cuda, Wszystko się uda... Tak już jest!

Giuseppe: Pamiętaj, jak powiedział sam Napoleon, do prowadzenia wojny potrzeba pieniędzy, pieniędzy i jeszcze raz pieniędzy, także masz tutaj małą zapomogę, powiedzmy, milion złotych...

Artur: Nie, nie, nie! Żadnych pieniędzy, i bez nich mamy dość kłopotów! A teraz musimy uciekać, bo czas nagli!

Kniaź (wciąż mocno rozpoetyzowany): Co widzę? Długie, białe, dróg krzyżowych biegi, drogi długie - nie dojrzeć - przez puszcze, przez śniegi, prowadzą do Kazania, Stambułu i Baku, tam pieniędzy jest więcej niż ziarenek w maku!

Włoch czmycha, gdzie pieprz na Polifosce rośnie, od czasu do czasy vaffanculując głośno, a biednemu A. pozostało wrócić do wędrówki i zmagać się z niedysponowanym kompanem i ambitnymi planami. Tymczasem na wielkim balu...

Akt piąty: Kotylion po turecku

… Generał Antiga, chcąc nieco rozerwać uczestników balu, coraz bardziej pogrążających się w skłóceniu i wzajemnych animozjach, organizuje szereg gier towarzyskich dla rozbawienia działaczowsko-środowiskowej gawiedzi, ale póki co jego wysiłki spełzają na niczym. Próba rozegrania sparingu siatkarskiego zakończyła się sromotną klęską, gdy grupa sędziów pokłóciła się o ocenę możliwego otarcia się piłki o blok i zażądała wideoweryfikacji, której Generał na bal nie wykupił. Zabawa w gorące krzesła również nie należała do szczególnie udanych, grupa szczególnie wysiedzianych związkowców niemal rozszarpała się w walce o wolne stanowiska, a część uczestników odmówiła udziału w zabawie, domagając się wcześniejszego zwołania nadzwyczajnego zjazdu delegatów i tapicerek. Aktualnie Generał uczy zaproszonych gości kotyliona, a loża szyderców w znanym już Wam składzie komentuje całe zajście.

Krisztof (łykając nieodłączną siwuchę): Ha, ha! Cóż to się dzieje! Generał rozdał wszystkim odznaki i ordery, a kiedy przyszło do łączenia się w pary, okazało się, że nie ma wśród nich dwóch takich samych! Ile osób, tyle stylów, a to rodzi zamęt jak podczas losowania par Pucharu Polski!

Camillo (zażarcie notując): No proszę, proszę! Ozłocona Skra chce tańczyć argentyńskie tango, kiedy Resoviacy stawiają na ukraińskie hołubce, a kędzierzynianie trochę bezradnie kręcą się jak świderki! Olsztynianie wraz z Radomiem już dawno stracili tempo i albo leżą bezradnie na parkiecie, albo z zażenowaniem zgłaszają się do tanecznej Antyszóstki balu! Nie wspominając o gościach z Będzina, którzy tańczą w zupełnie innej sali, gdyż ich własna nie spełnia jakichkolwiek wymagań...

Krisztof: A wśród pań nie lepiej! Damy z Polic tańczą zupełnie w innej lidze niż reszta i mocno się nudzą, srebrny Wrocław próbuje sobie przypomnieć zwycięskie kroki z ubiegłego roku, ale na razie przypomina to kaczy chód, a Bielsko z Łodzią przetańcowały tyle setów, że teraz gonią w piętkę i próbują tylko ustać na nogach! Nowicjusze stąpają z pewną taką nieśmiałością, ale co powiedzieć o reprezentantkach Pałacu, które póki co żadnego pałacu swoimi podrygami nie zawojują...

Realista: Przecież tego tańca nie da się oglądać! W tak rozbudowanych ligach wszyscy depczą sobie po nogach, piętach, każdy każdego obija, to są zapasy, a nie piękno tańca! A tu jeszcze dochodzą obowiązkowe występy w Europie i krajowych pucharach, co prawda niektórzy wycofali się z wirowań koło Pucharu Śmietnika, ale czy tak, czy siak: to nie jest Taniec z Gwiazdami, raczej taniec-połamaniec

Krisztof: I już widać, ilu odpadło w trakcie! Jeden trener, drugi, trzeci, czwarty, niby sale zamknięte i nikt stąd nie wychodzi, a lista wykluczonych z zabawy powiększa się z każdym dniem! Następcy z Włoch co prawda próbują tu zaprowadzić dworskie maniery, ale koniec końców tańczą jak każdy, czyli szybko, niedbale i byle wytrwać do kolejnej figury...

Camillo: Doczekamy się tańca godnego uwagi czy nie?! Czas nagli, a to, co widzę, nie zasługuje nawet na cięty komentarz na Twitterze!

Realista: Ech, żeby tak przybył ktoś z charakterem, gorącokrwisty...

Antiga (widząc, że bal wymyka mu się spod kontroli): Dość tego, muszę działać! (dzwoni) Halo, Michelle? Dzik wzywany do puszczy! Powtarzam: dzik wzywany do puszczy!

WTEM! Drzwi sali balowej otwierają się z hukiem, wrzaskiem, łomotem, grzmotem i rejwachem, a do pałacu wkraczają wąsaci wojownicy z południa. Twarze ogorzałe, pyski nieprzychylne, półksiężyć z dolarem na tarczach, jatagany w dłoniach.

Krisztof (przerażony): O nie! Będa brać w jasyr! Albo, co gorsza, do haremu!

Camillo: Uspokój się, przecież to delegacja z Ankary! Nie poznajesz? Najzacieklejszy z wojowników Michał Kubiak, killer o twarzy drwala i spokoju rabina Marcin Możdzonek oraz sułtan kalifatu Ankary i dekanatu jastrzębskiego Lorenzo Bernardi!

Antiga: A zatem zaphaszam na gohące hytmy! Muzyka!

(Delegacja wykonuje pieśń opartą na utworze Artura Andrusa "Cyniczne córy Zurychu", jako elementy choreograficzne występują czarowne tancerki o oczach jak migdały i zagrywki Patryka Czarnowskiego)

Polecielo do Ankary Polskie przełamać koszmary (Krzysztof, Michał, Alen, Michał, Simon, Michał, Nico, Damian) Z werwą, chęcią i ochotą Celowali prosto w złoto (Krzysztof, Michał, Alen, Michał, Simon, Michał, Nico, Damian) Choć w czwórce mieli rywali O nerwach niczym ze stali (Krzysztof, Michał, Alen, Michał, Simon, Michał, Nico, Damian) Natomiast trener Lollo Bardzo przejął się swą rolą Zebrał zespół swój I zaśpiewał mu:

Buńczuczna Bando Bernardo Jest u was wiara i siła Trzymajcie się tutaj twardo Ankara będzie miła!

Lecz na początek dramat: Zniszczył jastrzębian Halkbank (Matej, Mitar i Osmany, Mauricio, Emre i Sahin) Nie dość było krytyk, kazań A tu czekał Zenit Kazań (Nikołaj, Matthew i Maksim, Nikola, Jewgienij, Aleks) Polski zespół zdołowany, Na pożarcie skazywany (Krzysztof, Michał, Alen, Michał, Simon, Michał, Nico, Damian) Lecz po meczu sam Władimir Mocno się wynikiem zdziwił Nim go trafił szlag To zaśpiewał tak:

Buńczuczna Bando Bernardo! Wygrana była bezsprzeczna Skuteczna jest jak cios szablą I tak samo mordercza!

Buńczuczna Bando Bernadro! W Ankarze krzyczą: O Boże! Nikt już nie patrzy z pogardą Podziwia was sam Stojczew!

Bernardo Bando Buńczuczna! W sukcesie nie ma przypadku! Zabawa właśnie trwa huczna...

Manager (wychodząc na salę, zadowolony po kolejnej udanej transakcji): I wykupy kontraktów!

A zatem zabawa trwa w najlepsze, tureckie rytmy rozkręciły bal na dobre, ale wszyscy wiemy, że radość nie może trwać wiecznie, tym bardziej, że Wielki Koder pochłonął już większośc kraju...

Koniec części pierwszej

Źródło artykułu:
Komentarze (2)
avatar
stworek05
5.01.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Przyjemnie się czytało :) Czekam z niecierpliwością na dalsze losy Wielkiego Kodera ;)  
avatar
TrocheTuDark
5.01.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Uwielbiam "Cyniczne córy Zurychu" i ten tekst idealnie pasuje do melodii :)Szczerze, nawet się uśmiałam na ostatniej stronie.