W spotkanie lepiej weszli podopieczni Dariusza Daszkiewicza. Między innymi dobra postawa w polu zagrywki Mateusza Bieńka, który popisał się dwoma asami, pozwoliła kielczanom zejść na pierwszą przerwę techniczną z czteropunktową przewagą (8:4). Biało-czerwono-niebiescy w kolejnych fragmentach nie pozwalali swojemu rywalowi doprowadzić do remisu, dokładając do niewygodnego serwisu szczelny blok (14:10).
[ad=rectangle]
Goście nie złożyli jednak broni. W szeregach BBTS-u ciężar zdobywania punktów na swoje barki, oprócz Jose Luisa Gonzaleza, wziął Serhiy Kapelus i to właśnie po jego trzech atakach, drużyna Piotra Gruszki odrobinę zniwelowała straty (16:14). Często wykorzystujący środek siatkarze Effectora nie podłamali się lepszym okresem w wykonaniu przeciwnika i utrzymywali bezpieczną różnicę (21:19). Gdy wydawało się, że decydujące piłki będą wyrównane, bielszczanie zaczęli popełniać błędy. A te skrzętnie wykorzystali effekciarze, którzy skończyli pierwszą partię po ataku ze skrzydła Adriana Staszewskiego (25:22).
Po zmianie stron prawdziwą metamorfozę przeszli przyjezdni z woj. śląskiego. Precyzyjny atak - najlepiej punktującego w dotychczasowych meczach BBTS-u - Wojciecha Ferensa sprawił, że bielszczanie prowadzili różnicą trzech punktów (5:8). Nie było to jednak ich ostatnie słowo. Sprawiająca wiele trudności gospodarzom zagrywka Ferensa, pozwalała coraz wyraźniej odjeżdżać przeżywającemu duży kryzys Effectorowi. Swoje kolejne punkty dorzucili też świetnie blokujący Wojciech Sobala i Serhiy Kapelus (7:12). Trener Daszkiewicz widząc, że jego zespół nie potrafi wrócić na właściwe tory, zaczął dokonywać zmian. Pojawienie się na parkiecie Marcina Janusza oraz Bartosza Krzyśka niczego nie zmieniło (9:16). Goście mylili się dużo rzadziej, dzięki czemu pewnie zmierzali po zwycięstwo (15:21). Ostatecznie udany plas Kamila Kwasowskiego oznajmił koniec seta (17:25).
Podrażnieni niepowodzeniem w poprzedniej odsłonie gospodarze, tym razem rozpoczęli od prowadzenia 4:1. BBTS nie zamierzał tracić czasu i szybko rzucił się do pościgu. Dwa bloki na Bartoszu Krzyśku oraz atak ze środka Wojciecha Ferensa i na tablicy wyników pojawił się remis (5:5). Kolejne akcje również należały do nabierających rozpędu gości. Asem serwisowym popisał się Kapelus (8:12). Effector próbował wrócić do gry, lecz dobra postawa Gonzaleza mocno to utrudniała (13:17). Mimo to biało-czerwono-niebiescy potrafili zbliżyć się do BBTS-u, zapewniając tym samym ciekawą końcówkę (20:21). Bardziej konkretni okazali się w niej bielszczanie, obejmując prowadzenie w całym meczu (21:25).
Czwarty set był pełen błędów i jak się później okazało wielkich emocji. Obie drużyny bardzo często zagrywały w siatkę. Mniej pomyłek mieli na swoim koncie effekciarze i to oni prowadzili na pierwszej przerwie (8:7). Walczący o doprowadzenie do tie-breaka kielczanie wybierali w ataku najprostsze rozwiązania, pozwalające utrzymać prowadzenie (16:14). BBTS natomiast za sprawą aktywnego Gonzaleza starał się odrobić straty, ale po każdym zdobytym punkcie napotykał na odpowiedź rywala (19:17). Sytuacja zmieniła się po fatalnym nieporozumieniu gospodarzy, rozpoczynającym jednocześnie prawdziwą nerwówkę (20:20). Wymiana punkt za punkt wydawała się nie mieć końca (28:28). Dodatkowo atmosferę podgrzewały decyzje sędziów (33:33). Więcej zimnej krwi w tej morderczej walce zachowali gracze Piotra Gruszki, zdobywając w nagrodę cenne 3 punkty (37:39).
Effector Kielce - BBTS Bielsko-Biała 1:3 (25:22, 17:25, 21:25, 37:39)
Effector Kielce: Jungiewicz, Maćkowiak, Staszewski, Buchowski, Pająk, Bieniek, Sufa (libero) oraz Janusz, Krzysiek, Machacon.
BBTS Bielsko-Biała: Polański, Ferens, Neroj, Kapelus, Gonzalez, Sobala, Dębiec (libero) oraz Kwasowski, Błoński, Pilarz.
MVP: Bartłomiej Neroj.