Atak wspomnień: Giba - siatkarski as naznaczony bolesnymi doświadczeniami

Choroba zagrażająca życiu, poważny uraz ręki, epizod narkotykowy i rozpad rodziny. Wszystkie te sytuacje są nieodłączną częścią życia byłego przyjmującego reprezentacji Brazylii.

Wiktor Gumiński
Wiktor Gumiński

Hegemonia na międzynarodowej arenie

Lata 1993 - 2014

Pierwszym skojarzeniem, jakie pojawia się w głowie każdego siatkarskiego kibica po usłyszeniu słowa Giba, jest wielka reprezentacja Brazylii z pierwszej dekady XXI wieku. W owym czasie Gilberto Godoy Filho de Amauri, jak brzmi pełne imię i nazwisko zawodnika, był jej głównym filarem, siatkarzem praktycznie niezastąpionym. Wraz z Canarinhos odnosił sukcesy na każdym możliwym froncie. Został między innymi trzykrotnym mistrzem świata, ośmiokrotnym zwycięzcą Ligi Światowej oraz trzykrotnym medalistą olimpijskim - złotym w 2004 roku w Atenach i srebrnym w 2008 w Pekinie i 2012 w Londynie. - Giba jest typem gracza, który zawsze jest w stu procentach gotowy, gdy przychodzi do poważnego wyzwania - chwalił swojego podopiecznego trener Bernardo Rezende.
Słowa te nie są bezpodstawne. Brazylijczyk w największym stopniu udowodnił swoją indywidualną klasę na igrzyskach olimpijskich w Atenach, mistrzostwach świata 2006 w Japonii oraz na Pucharze Świata w 2007 roku. Na każdej z tych imprez otrzymał nagrodę MVP dla najbardziej wartościowego zawodnika turnieju. Sam zainteresowany bez cienia wątpliwości podkreślał jednak, że jest tylko jednym ze składowych elementów perfekcyjnie funkcjonującej maszyny. Na pytanie jednego z dziennikarzy o tajemnicę sukcesu brazylijskiej reprezentacji w latach jej największej świetności odpowiadał: - Nade wszystko pokazujemy, że jesteśmy rodziną. Nie jestem najlepszym siatkarzem na świecie, najlepsza jest po prostu reprezentacja Brazylii. Udało nam się wskoczyć na szczyt i naszym celem jest na nim pozostać. Canarinhos stali się wzorem do naśladowania dla samego Julio Velasco, który obejmując w 2011 roku reprezentację Iranu wziął za przykład do naśladowania właśnie drużynę prowadzoną przez Bernardinho. - Pokazałem irańskim zawodnikom grę Brazylijczyków, żeby zobaczyli, jak wiele pracy jeszcze przed nimi. Canarinhos są od nas dużo lepsi i pokazują, jak znajdować właściwe rozwiązania w trudnych sytuacjach - komentował Velasco. Sukcesy samego Giby w narodowych barwach rozpoczęły się bardzo wcześnie. Siatkarz urodzony 23 grudnia 1976 roku w Londrinie zdobył swój pierwszy tytuł mistrza świata niecałe siedemnaście lat później, z reprezentacją Brazylii kadetów (1993). W 1994 roku z kadrą juniorów triumfował w mistrzostwach Ameryki Południowej, zaś w kolejnym ponownie okazał się znów najlepszym, tym razem już na całym świecie. Rok 1995 był dla niego szczególnym, ponieważ to również wtedy zadebiutował w dorosłej reprezentacji swojego kraju, z którą wywalczył, a jakżeby inaczej, mistrzostwo kontynentu. W kolejnych latach jego kariera nabrała coraz większego rozmachu, co przełożyło się także na wyniki osiągane przez Brazylijczyków w kilkunastu kolejnych latach. Na swoje wspaniałe osiągnięcia pracował wraz z kolegami w Saquaremie, ośrodku treningowym w Rio de Janeiro. - Nikt na świecie nie trenował tak jak my. Pomimo tego, że wygraliśmy wszystko, co było do wygrania, zawsze zaczynaliśmy sesje treningowe o godzinie 7:15. Ćwiczyliśmy po pięć godzin dziennie, ale cała grupa wiedziała, że to konieczne do odnoszenia sukcesów - wyjaśniał Giba. Co ciekawe, w tym przypadku ciężka praca wcale nie ograniczała w znaczącym stopniu życia prywatnego graczy. - Rodziny mogły z nami przebywać w Saquaremie. Spałem w pokoju z żoną oraz dziećmi, bez żadnych zakazów. Poza Bernardinho żaden trener na świecie nie stosuje takiej metody - dodawał przyjmujący.
Giba wygrał ze swoją reprezentacją wszystko, co było do wygrania Giba wygrał ze swoją reprezentacją wszystko, co było do wygrania
Kolejną szczególną datą w siatkarskim życiu Giby był rok 2008. Do tego momentu stanowił on niezastąpione ogniwo w szeregach Kanarkowych, lecz upływ czasu stopniowo zaczynał się dla niego stawać coraz trudniejszym przeciwnikiem. Jego silna pozycja w wyjściowym składzie reprezentacji stopniowo słabła. Jednym z najważniejszych źródeł takiej sytuacji były nasilające się problemy zdrowotne. Podczas igrzysk olimpijskich w Pekinie zmagał się z urazem ramienia, który jednak okazuje się niegroźny w porównaniu do tego, który mało co nie wykluczył go z udziału w kolejnej tego rodzaju imprezie. Na przełomie roku 2011 i 2012 lekarze zdiagnozowali bowiem u siatkarza bowiem przeciążeniowe złamanie piszczeli. W lutym zapadła decyzja, że udział Giby w Igrzyskach w Londynie będzie niemożliwy bez przeprowadzenia natychmiastowej operacji. - Pęknięcie jego kości piszczelowej się nie goiło. Podczas operacji zostanie do niej przyczepiony metalowy pręt, aby ją unieruchomić. W ten sposób będzie mógł wznowić treningi po dwóch albo trzech miesiącach. Wierzę, że będzie w pełni sił przed igrzyskami - skomentował Ney Pecegueiro, doktor reprezentacji Brazylii. Misja doprowadzenia Giby do stanu używalności na najważniejszą imprezę czterolecia zakończyła się powodzeniem. W stolicy Wielkiej Brytanii gwiazda zawodnika nie błyszczała już jednak tak, jak w kilku poprzednich latach. Ba, nieuchronnie zbliżała się proces jej wygaśnięcia.

W stolicy Wielkiej Brytanii nie odgrywał on pierwszoplanowej roli, jest tylko rezerwowym. W podstawowym ustawieniu na jego pozycji grali Dante Amaral i Murilo Endres. Spełniał jednak inną ważną funkcję. Kapitana zespołu, który znakomicie radził sobie w drodze po złoty medal, utracony w Pekinie na rzecz Stanów Zjednoczonych. W finałowym starciu Canarinhos prowadzili z Rosją 2:0 w setach i mieli piłki meczowe w trzeciej partii. Szansa nie została wykorzystana, Sborna zwyciężyła 29:27 i wróciła do gry o złoty medal. Giba pojawił się na boisku w miejsce Dantego, lecz nie wniósł nic specjalnego. Rosjanie pewnie wygrali kolejne dwie odsłony i całe spotkanie 3:2. Brazylijczykom pozostały jedynie łzy i smutek. - W Londynie jedyny raz płakałem będąc na podium. Jednak nie z powodu przegranego pojedynku, ale dlatego, że po 20 latach gry w reprezentacji zdałem sobie sprawę, że moja przygodą z nią właśnie tutaj się kończy - mówił Brazylijczyk.

Ani przez moment podczas gry w narodowych barwach nie miał problemu ze wcieleniem się na rolę zmiennika. - To nie jest dla mnie kłopot. Występowałem w kadrze z pięcioma różnymi pokoleniami. Byłem otoczony wspaniałymi siatkarzami, którzy robili wszystko, by mi pomóc. W końcu nadeszła i moja kolej, by udzielić rad młodszym graczom, którzy są przyszłością brazylijskiej siatkówki. Wspaniale było widzieć, jak dorastał Murilo, stając się najlepszym siatkarzem na świecie. Jestem bardzo dumny, że mogłem być członkiem tej kadry przez 20 lat - wyjaśniał Giba. Miano siatkarskiej legendy jest już dla niego zarezerwowane. Jego życiowa historia nie jest jednak wcale tak różowa, jak mogą na to wskazywać sukcesy osiągnięte w narodowych barwach.

Czy uważasz Gibę za najlepszego siatkarza reprezentacji Brazylii w XXI wieku?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×