Pojedynek dużo lepiej rozpoczęli kielczanie, którzy nie tylko straszyli serwisem - Jędrzej Maćkowiak i Mateusz Bieniek - ale także punktowali blokiem, dzięki czemu na pierwszym czasie prowadzili 8:5. Potrzebujący jeszcze jednego zwycięstwa, aby wypełnić regulamin rozgrywek siatkarze z Będzina zupełnie nie radzili sobie w ataku. Gra w obronie również pozostawiała wiele do życzenia. Wykorzystywali to zawodnicy Dariusza Daszkiewicza, powiększając swoją przewagę (16:8). Gospodarze z każdą minutą wyglądali coraz lepiej. Wychodziło im praktycznie wszystko. Swoje akcje kończył m.in. Sławomir Jungiewicz (20:11). Zdecydowaną większość punktów biało-czerwono-niebiescy zdobyli jednak ze środka. Wielka w tym zasługa rozgrywającego Grzegorza Pająka. Ostatecznie Effector rozbił MKS na otwarcie 25:12.
[ad=rectangle]
Druga partia była bardziej wyrównana. Goście poprawili swoje przyjęcie, co automatycznie przełożyło się na kilka udanych akcji. Punkty zdobywali m.in. Gaca i Miłosz Hebda. Szczelny blok sprawił, że to Effector znów prowadził na czasie (8:7). Po krótkiej przerwie gracze z woj. świętokrzyskiego podkręcili tempo, przez co odskoczyli swojemu cały czas popełniającemu błędy rywalowi (14:10). Effekciarze prostymi środkami - mocny serwis i środek - przybliżali się do końca drugiej odsłony (17:11). Siatkarze Roberto Santilliego nie zamierzali składać broni. Więcej ruchu w obronie i zdecydowania w ataku pozwoliło zbliżyć się do przeżywających mały kryzys gospodarzy (18:17). Ci jednak potrafili się otrząsnąć i po udanie końcówce prowadzili w całym meczu już 2:0 (25:22).
Będący na fali kielczanie od mocnego uderzenia zaczęli trzeciego seta. Mateusz Bieniek ze środka, Sławomir Jungiewicz oraz Adrian Buchowski ze skrzydła i na tablicy widniało 6:0. Na tym jednak trzeba zakończyć chwalenie Effectora. Tygrysy chcąc pobyć w Kielcach trochę dłużej, rzuciły się w pogoń. Po asie serwisowym Michała Żuka i ataku Miłosza Hebdy mieliśmy remis (11:11). W kolejnych minutach pojedynek stał się niezwykle wyrównany (15:15). Mniej błędów popełniali przyjezdni - u których dobrze zaczął wyglądać Miłosz Hebda - i to oni po nieudanym ataku, mającego problemy z kończeniem piłek, Sławomira Jungiewicza prowadzili różnicą dwóch punktów, aby w końcu wygrać całą partię (21:25).
Pozostający w grze siatkarze z Górnego Śląska przeszli prawdziwą metamorfozę i w czwartym secie w niczym nie przypominali zespołu z dwóch pierwszych partii. Dobrze funkcjonujący blok i skuteczny Miłosz Hebda pozwolił szybko zbudować bezpieczną przewagę (2:8). Effector z niewiadomych przyczyn zupełnie stanął. Gospodarze nie kończyli, nie bronili tak jak wcześniej, a do tego oddawali punkty za darmo (5:13). W powrocie na właściwe tory nie pomogły też zmiany. Ich rywal nieoczekiwanie był "świeższy" i z dużą konsekwencją powiększał swój dorobek punktowy (11:19). W decydującym momencie effekciarze odrobinę zniwelowali straty (21:23) lecz i tak górą byli gracze Roberto Santilliego (22:25).
Piąty set był pełen nerwów. Obie drużyny walczyły o przechylenie szali zwycięstwa na swoją korzyść (4:4). Po sprytnym serwisie tuż za siatkę Mateusza Bieńka i bloku na Miłoszu Hebdzie, gospodarze odskoczyli na trzy punkty (9:6). Kielczanie przypomnieli sobie o ofiarnej obronie, która miała ogromny wpływ na przebieg kolejnych akcji. Ciężar zdobywania punktów wziął na swoje barki w tym momencie Adrian Staszewski (13:9). Tygrysy mimo starań musiały uznać wyższość biało-czerwono-niebieskich i znów wrócą do Będzina ze spuszczonymi głowami (15:11).
Effector Kielce - MKS Banimex Będzin 3:2 (25:12, 25:22, 21:25, 22:25, 15:11)
Effector Kielce: Bieniek, Jungiewicz, Staszewski, Pająk, Maćkowiak, Buchowski, Kaczmarek (libero) oraz Janusz, Sufa, Penczew, Takvam.
MKS Banimex Będzin: Kowalski, Sarnecki, Pawliński, Gaca, Warda, Żuk, Milczarek (libero) oraz Oczko, Wójtowicz, Hunek.
MVP: Mateusz Bieniek.