W zespole AZS-u najbardziej zawiodła zawodniczka z największym doświadczeniem. Rozgrywająca Olga Owczynnikowa myliła się w kluczowych momentach, właśnie wtedy gdy jej doświadczenie, opanowanie, boiskowy spryt najbardziej przydałyby się drużynie. Na dodatek w końcówkach setów pierwszego i czwartego wystawiała bardzo czytelnie, ułatwiając zadanie blokującym po drugiej stronie siatki.
Początek meczu był wyrównany, ale do stanu 15:15 w pierwszym secie wyglądało na to, że gospodynie kontrolują jego przebieg i zaatakują w końcówce rozstrzygając go na swoją korzyść. I faktycznie zaatakowały, ale ich przeciwniczki z Sosnowca, zdobywając dziesięć punktów i oddając w tym czasie zaledwie trzy poznaniankom.
Kolejne dwie odsłony to popis akademiczek, które nie pozostawiły w tej fazie gry żadnych wątpliwości, kto od kogo powinien uczyć się siatkówki. Te dwa, oddane właściwie bez walki, sety nie zniechęciły jednak zawodniczek SMS-u, które grały kolejnego tak jakby nic się nie stało. W jego końcówce, gdy odrobiły czteropunktową stratę, zwietrzyły swoją szansę na wywiezienie z Poznania jednego punktu i nie odpuściły już do końca.
I to nie odpuściły do końca spotkania, nie tylko seta. Bowiem tie-breaka rozpoczęły trzypunktowym prowadzeniem i podbudowane dobrym początkiem pewnie go wygrały, nie dając poznaniankom żadnych złudzeń co do możliwości nawiązania walki. I w ten sposób z przegranego, wydawałoby się, meczu wracają z dwoma punktami.
A poznanianki? Jak powiedział po meczu ich trener Wojciech Lalek przegrały same ze sobą, bez wielkiego udziału przeciwnika. I trudno się z nim nie zgodzić. Na tle całego zespołu na wyróżnienie zasłużyła jednak Magdalena Jagodzińska, której ataki poziomem momentami zbliżają się do tego, co można zobaczyć na parkietach PlusLigi Kobiet.
AZS AWF Poznań - SMS PZPS Sosnowiec 2:3 (18:25, 25:13, 25:17, 22:25, 6:15)