Ola Piskorska: Przegrywacie w tym sezonie wszystkie półfinały i w żadnych rozgrywkach nie doszliście do finału. Czy to można nazwać nieudanym sezonem Skry?
Miguel Falasca: Na pewno tak, to jest zły sezon w naszym wykonaniu. Oczywiście mamy jeszcze szansę na jedno trofeum, brązowy medal mistrzostw Polski, który może nam dać kwalifikację do Ligi Mistrzów, ale nawet jeżeli go zdobędziemy, to ocena sezonu będzie taka sama, jest nieudany. Ale to nie te przegrane półfinały powodują, że tak oceniam nasz sezon. Jest nieudany, bo od ponad 6 tygodni nie gramy dobrej siatkówki, jaką potrafimy i jaką powinniśmy grać. Każdy mecz półfinału z Lotosem Trefl Gdańsk był słaby w naszym wykonaniu, to nie jest nasza siatkówka. Co innego jest przegrywać, bo gra się najlepiej jak się umie, a rywal jest po prostu lepszy. My przegrywamy, bo sami gramy źle i to trwa już od wielu tygodni. Nie chciałabym tu mówić, że nie walczymy i nie wkładamy wysiłku, bo na pewno wszystkim bardzo zależało na zwycięstwach i wszyscy się starali. Mimo to, graliśmy źle, o wiele gorzej niż wcześniej. Nasz poziom bardzo się obniżył i jestem tym bardzo rozczarowany. Dlatego nie będę szukał usprawiedliwień czy opowiadał bajek - to jest zły sezon w naszym wykonaniu i ja biorę za to pełną odpowiedzialność, oczywiście. I ja i zawodnicy musimy się nad tym zastanowić i wykonać lepszą robotę w następnym sezonie. To jest nasze główne zadanie teraz, poza zdobyciem brązowego medalu.
[ad=rectangle]
Czy pana zdaniem przyczyny złej gry są bardziej mentalne czy fizyczne?
- Mentalne, bez wątpliwości. Jeden czy dwóch zawodników miał mniejsze lub większe problemy fizyczne ostatnio, ale to nie był problem. Brakuje nam energii, ale bardziej właśnie energii mentalnej, entuzjazmu, umiejętności pełnego skoncentrowania się na spotkaniu. Półtora miesiąca temu moja drużyna straciła pewność siebie, a każda kolejna porażka tylko to nasilała. Oczywiście, sezon jest niezwykle ciężki i zawodnicy dostali w kość, na pewno są zmęczeni. Ale samo zmęczenie nie wpływa w taki sposób na obniżenie poziomu zespołu. Można skakać niżej czy atakować z mniejszą siłą, ale z powodu samego zmęczenia nie traci się umiejętności grania w siatkówkę.
Bardzo wcześnie przedłużyliście kontrakty z oboma Argentyńczykami, a potem oni nie zagrali dobrze w kluczowych spotkaniach. Może trzeba było poczekać?
- Nie podpisaliśmy za wcześnie moim zdaniem. To było jeszcze przed dwumeczem z Maceratą i oni zagrali bardzo dobre spotkania po podpisaniu. Zresztą klub namawiał ich obu cały czas do przedłużenia kontraktu już od lata i uważam, że dobrze się stało, że ostatecznie udało się to doprowadzić do końca. Byli bardzo ważnymi zawodnikami w poprzednim sezonie i istotnie przyłożyli się do zdobycia mistrzostwa kraju przez nasz zespół. Uważam, że warto ich zatrzymać, udowodnili swoją wartość. Owszem, po roku i siedmiu miesiącach dobrej gry zaczęli grać źle, ale tak samo źle jak cała reszta drużyny. Nikt nie gra dobrze od sześciu tygodni. Oni nie są winni, albo raczej są dokładnie tyle samo winni co wszyscy pozostali gracze i ja wraz ze sztabem. Wygrywamy razem i przegrywamy razem.
I razem też zostajecie, bo prawie wszyscy macie kontrakty na następny sezon. Po takiej końcówce sezonu nie przydałyby się jakieś zmiany?
- To prawda, prawie wszyscy zostają w Bełchatowie na następny sezon. Ważne kontrakty mają, poza Argentyńczykami, Wlazły, Winiarski, Wrona, Kłos, Lisinac, Piechocki. Ale problem nie leży w samych zawodnikach. W tym składzie zdobyliśmy mistrzostwo Polski rok temu i nie raz pokazaliśmy, że jesteśmy świetną drużyną, która potrafi grać siatkówkę na najwyższym poziomie. Ci chłopcy już wielokrotnie grali doskonale i jestem pewien, że jeszcze będą w stanie ponownie zagrać doskonale i to nie raz. Tylko to jest trudne kiedy się gubi pewność siebie i wiarę w swoje własne możliwości. Tym bardziej kiedy to wszystko dzieje się w trakcie półfinałów ligowych czy Final Four Ligi Mistrzów, wtedy nie ma czasu na odbudowywanie się. Gdyby to się przydarzyło w trakcie rundy zasadniczej to myślę, że łatwiej byśmy sobie z tym poradzili. A tu mieliśmy co chwilę bardzo ciężkie i wymagające mecze o wszystko, a każda porażka podkopywała jeszcze bardziej morale moich zawodników. Ale oceniając sezon nie zapominajmy o tym, że dotarliśmy do tego Final Four, czyli wcześniej ci sami gracze udowodnili swoją jakość. Oni w zeszłym sezonie i przez większość tego pokazali swoje wysokie umiejętności i indywidualnie i zespołowo, dlatego my w nich wierzymy bez najmniejszych wątpliwości. Z tą samą ekipą będziemy próbować osiągać sukcesy w następnym sezonie. Oczywiście z jakimiś drobnymi zmianami ewentualnie.
Czy te zmiany będą dotyczyć pozycji drugiego atakującego? Bo Mariusz Wlazły miewa często różnego rodzaju problemy, a Maciej Muzaj jest nadal bardzo młodym i niedoświadczonym zawodnikiem.
- Nie jest decydujące, co ja bym chciał albo nie chciał, tylko na co nas stać. Jest budżet i musimy się w nim zmieścić. Ten zespół w takim kształcie zbudowaliśmy przed poprzednim sezonem, koncepcja się sprawdziła i jestem z niej zadowolony. Warto zauważyć, że ten sezon jest wyjątkowy trudny dla nas, bo i Wlazły i Winiarski grali w reprezentacji narodowej i to do samego końca. Taka sytuacja już się nie powtórzy. Także obaj Argentyńczycy mieli bardzo ciężkie lato. W tym roku to już będzie inaczej wyglądało. Myślę, że obecny kryzys i cały ten sezon są bardzo cennym doświadczeniem dla nas wszystkich, z którego musimy wyciągnąć wnioski. Zwłaszcza, że konkurencja w Polsce nie śpi i jest coraz więcej coraz lepszych zespołów, a my nadal chcemy wygrywać.
Jesień w waszym wykonaniu była piorunująca, wygrywaliście spotkania w PlusLidze i w Europie bez straty seta. Może to was uśpiło? Zabrakło pokory?
- Uważam, że najlepszą siatkówkę graliśmy wcale nie jesienią tylko pod koniec stycznia i w lutym. Nasze mecze przeciwko Maceracie w play off LM i przeciwko ZAKSIE w ćwierćfinale, a także ligowe w Gdańsku i z Transferem były prawie doskonałe, wszystko funkcjonowało wyśmienicie. Jesienią owszem wszystko wygrywaliśmy bez straty seta, ale to nie były zwycięstwa w dobrym stylu, nie byłem z nich do końca zadowolony. Może poza meczem z Resovią, do niego się bardzo starannie przygotowaliśmy i zagraliśmy perfekcyjne spotkanie. Różnica jest taka, że jesienią wygrywaliśmy nawet grając tak sobie, bo byliśmy pewni siebie i swoich umiejętności. Potem graliśmy coraz lepiej, nasza skuteczność w ataku czy w bloku była bardzo wysoka. A potem wszystko się załamało. Oceniając w skali od 1 do 10 w lutym graliśmy na poziomie 9,5, a teraz gramy na poziomie 4.
Rozważacie zatrudnienie coacha czy psychologa, skoro to jest problem mentalny?
- W sumie mógłby się przydać ktoś taki. Na pewno będziemy teraz myśleć nad wszystkimi możliwościami poprawienia gry naszej drużyny, pewnie takie wyjście też rozważymy. Myślę, że gdybyśmy znaleźli kogoś wyspecjalizowanego w pracy z zespołami sportowymi i skutecznego w tego rodzaju działaniach, to mogłoby to nam wiele pomóc. To może być dobre rozwiązanie, ale pod warunkiem, że to będzie ktoś właściwy.
Jesteś początkującym trenerem, jak sobie radzisz z takim kryzysem?
- Zawsze, niezależnie od wyników, w kółko analizuję grę moich zawodników i zastanawiam się, co i jak poprawić. Cieszyłem się, kiedy wygrywaliśmy, ale nie popadałem w euforię, tak samo teraz martwię się, ale nie mam od razu bezsennych nocy od sześciu tygodni. Chciałbym skupić się na dotarciu do prawdziwej przyczyny naszego kryzysu, zamiast pochopnie szukać winnych i rzucać oskarżenia. Trzeba zrozumieć co się stało, żeby móc zapobiec takim dołkom w przyszłości. Jestem zadowolony z tego, jak moi zawodnicy próbują walczyć sami z tą sytuacją. I czwarty mecz półfinałowy w Gdańsku i półfinał Pucharu Polski to były w ich wykonaniu spotkania pełne walki, nie poddawali się, mimo, że nasza siatkówka wygląda źle i nie jest taka skuteczna. Niewiele nam zabrakło w obu tych meczach. Wszyscy wiemy, że nie ma jednego winnego czy łatwego rozwiązania. Jesteśmy w tym razem i razem musimy z tego wyjść.
Czy wiecie już, co jest przyczyną tego kryzysu?
- Może znamy odpowiedź na to pytanie, ale co innego jest wiedzieć, a co innego podjąć działania, które poprawią sytuację i czekać na efekty. To trwa, a skutek nie przychodzi od razu. Niektóre rzeczy, które zrobiliśmy, już przyniosły pewne zmiany w dobrym kierunku, zwłaszcza w sferze mentalnej. Problem, z którym się zetknęliśmy w tym sezonie to na przykład zbyt mało czasu na porządne treningi. Będziemy musieli szukać jakichś rozwiązań na przyszły sezon. Zresztą w ogóle myślimy już więcej o następnym sezonie, bo tego zostało nam zbyt mało na gruntowną odbudowę. Taki głęboki kryzys jest ogromnym wyzwaniem dla trenera, nie tylko mało doświadczonego, ale każdego.
rozmawiała Ola Piskorska