Polska, 23.12.2008 r.
Drogi św. Mikołaju!
Zbliżają się wreszcie upragnione święta, a jak wszyscy wiedzą - Gwiazdka to także czas prezentów. Dlatego zwracam się do Ciebie z prośbą o spełnienie mojego marzenia.
Otóż próbowałam już wielu sposobów na zrealizowanie tego, co sobie założyłam. Jednak metody te w gruncie rzeczy szybko okazywały się zawodne i nieskuteczne. Kiedy miałam na policzku rzęsę, przed jej usunięciem myślałam o swoim życzeniu. Kiedy widziałam spadającą gwiazdę, postępowałam podobnie. Rozważałam nawet pomysł zgłoszenia się do fundacji "Mam marzenie". Starałam się robić absolutnie wszystko, by zagwarantować sobie to, na czym mi najbardziej zależało.
Jednak mimo to boję się, że nie wszystko pójdzie po mojej myśli. Muszę więc sięgnąć po czyn ostateczny - list skierowany do Ciebie, brodaty przyjacielu. Od razu jednak na wstępie pragnę zaznaczyć, że w tym roku naprawdę starałam się zasłużyć na uznanie w Twoich oczach. Liczę więc na to, że pod choinką nie znajdę rózgi... Choć tak naprawdę wcale nie zależy mi na zwykłym prezencie leżącym pod świątecznym drzewkiem ani nawet wiszącym nad kominkiem w mikołajowej skarpecie. Wiem, że to może brzmieć nieco zagadkowo, dlatego spieszę już z wyjaśnieniami...
Otóż od kilku miesięcy sen z powiek spędza mi jedna kwestia. Nie mogę jeść, nie mogę pić i normalnie funkcjonować. A wszystko zaczęło się tak naprawdę wraz z końcową piłką pojedynku Polaków z Włochami na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie. Wtedy to zamknięty został pewien rozdział mojego życia. Kto wie - może gdyby po atomowej zagrywce Mariusza Wlazłego akcja na siatce została wygrana, dziś cieszylibyśmy z olimpijskiego medalu, ja sama zyskałabym miano naszego sportu narodowego, zaś Raul Lozano wciąż pracowałby po polskiej stronie Odry. Jednak tak się nie stało, a wraz z ostatnim w Pekinie gwizdkiem dla moich podopiecznych decyzja została nieodwołalnie podjęta - szukamy nowego szkoleniowca.
Najpierw było wiele spekulacji, a niektórzy mydlili moim sympatykom oczy, lecz tak naprawdę już we wrześniu (a może i nawet wcześniej!) wszystko było jasne. Rozmowa Mirosława Przedpełskiego z Argentyńczykiem była jedynie formalnością, a do publicznej wiadomości podano, że o tym, kto zasiądzie na ławce trenerskiej męskiej kadry w kolejnym sezonie zadecyduje konkurs.
Kiedy się o tym dowiedziałam, serce mi struchlało. Nie dość, że i tak od wielu lat, praktycznie od momentu wybuchnięcia owego "boom-u" na moją osobę, najważniejszy organ mego ciała działał głównie dzięki niezawodnym środkowym uspokajającym, to jeszcze mój los miał leżeć w rękach Komisji ds. wyboru trenerów Reprezentacji Polski? Wolne żarty... No ale cóż - mnie nikt niestety o zdanie nie pyta, więc nie pozostało mi nic innego, jak tylko pogodzić się z tą krzywdzącą decyzją. Postanowiłam więc działać, lecz ku mojemu zaskoczeniu - nie byłam w stanie zrobić praktycznie nic! Tym sposobem jedynym wyjściem okazało się sięgnięcie po metody czysto dywersyjne - a więc operacje wymienione przez mnie nieco wyżej oraz list do Ciebie, św. Mikołaju.
Nie ukrywam jednak, że swoje lata mam i dosyć dziwnie się czuję w roli malucha proszącego o prezenty na święta. W końcu moja historia sięga wieku XIX, toteż mam prawo żywić pewne obawy co do celowości i charakteru mojego listu oraz Twojej reakcji, z jaką mam nadzieję się spotkać jak najszybciej. Choć musisz też wiedzieć, że moje życzenie może zostać spełnione najprawdopodobniej w połowie stycznia. A więc przechodząc już powoli do sedna sprawy - chciałabym prosić Cię o jak najlepszego trenera dla naszej kadry. Nieważne, czy będzie on Włochem, Polakiem, Argentyńczykiem lub przedstawicielem innej narodowości. Istotne jest tylko to, aby był on w stanie dać mi z siebie jak najwięcej. Pragnę, aby jego zapał przełożył się na wyniki, lecz żeby jednocześnie nie przedkładał on nad zdrowie zawodników dobra ogółu. Kluczowym kryterium przy wyborze nowego selekcjonera powinna być umiejętność przemawiania do graczy, połączona z wizją zatrudnienia w naszym kraju i świadomością ciężkiej pracy, jaka jest przed nami. Szkoleniowiec moich wychowanków musi być zdolny do pójścia na kompromis i jednocześnie mieć własne zdanie, mierzyć wysoko i pamiętać o zdrowiu kadrowiczów, musi być charakterny i głodny zwycięstw, lecz także pokorny i umiejący przyznać się do błędu, a także wreszcie musi mieć w sobie pokorę i hart ducha.
Zdaję sobie z tego sprawę, św. Mikołaju, że moje wymagania mogą nieco wykraczać poza zakres Twoich obowiązków, lecz proszę Cię o to nie tylko w swoim imieniu, ale także w imieniu wszystkich moich sympatyków, którym leży na sercu moje dobro. Postaraj się, proszę, aby wybór, jaki niebawem zapadnie, okazał się trafny i aby na jego podjęcie wpływ miały jedynie aspekty czysto sportowe.
Z góry dziękuję,
Polska Siatkówka
P.S. Hubert Wagner powiedział kiedyś: Wiara w zwycięstwo - źródłem sukcesu. Niech to więc będzie nasze motto!