Per aspera ad astra

Nadchodzące święta zapowiadały się wyjątkowo... Cała rodzina razem - jak nigdy. Na wspólną kolację wigilijną zjechać się mieli wszyscy członkowie rodziny, nawet ci, których nie widziało się przez kilka ostatnich lat, bo mieszkali na przeciwległych krańcach Polski.

W tym artykule dowiesz się o:

Kiedy Łukasz wstawał rano z łóżka, poczuł, że ten wieczór wigilijny zostanie w jego pamięci na dłużej. Z ciekawością wyjrzał za okno, zastanawiając się, czy pada śnieg. Ku jego zdziwieniu, płatki tego jakże wyczekiwanego opadu atmosferycznego powoli otulały miasto. Przed przyjazdem do Kędzierzyna-Koźla pogoda nie napawała optymizmem. Podobnie jak w ubiegłych latach była plucha, która nie zapowiadała rychłego nadejścia mroźnej pogody. Jednak przyjemny puch zaskoczył wszystkich swoją obecnością w momencie, w którym nikt nie miał już nadziei na białe święta.

- Kto wie? - pomyślał najmłodszy członek rodziny. - Może to znak, który symbolizuje, że wydarzą się niedługo niesamowite rzeczy?

Jednak jak na młody wiek przystało, długo się nad tym nie zastanawiał i chwilę później biegł już do salonu, by zabrać się za układanie puzzli. Nie bez powodu przecież nazywany był przez bliskich "Treflikiem".

Do domu dziadków zjeżdżała się powoli cała rodzina. Na miejscu był już nie tylko Łukasz z rodzicami (Anną Zofią Sarą i Robertem), ale także jego wujek wraz z żoną. Wspomniani Wojtek i Brygida przybyli oczywiście ze swoim synem, Radkiem, który miał przerwę na uczelni w Radomiu. W drodze natomiast był jeszcze daleki kuzyn Roberta.

Anna Zofia Sara była niegdyś profesorem na Politechnice Warszawskiej. Jednak małżeństwo to jak wiadomo nie tylko przyjemności, ale także i obowiązki. Postanowiła więc zwolnić się z pracy i przeprowadzić z mężem do Jastrzębia Zdroju. Mimo to pewne przyzwyczajenia w tak dużym stopniu zakorzeniły się w jej umyśle, że wciąż lubiła dyrygować pracami, również tymi w kuchni.

- Mamo! Pierogi ruskie już zrobione? One koniecznie muszą pojawić się na stole! Mama oczywiście pamięta, że to jedno z ulubionych dań Roberta? - krzątała się po wszystkich kątach. - A placek z ciasta francuskiego? Och, to także mu obiecałam! Coś czuję, że lada moment rozboli mnie głowa... Kochanie, czy mógłbyś skoczyć do apteki po jakiś środek przeciwbólowy? - zapytała z nadzieją w głosie.

Robert szybko pojawił się w kuchni. Z natury był bardzo obowiązkowy, co okazało się niezwykle ważną cechą przy opiece nad jastrzębiami. Bo właśnie te ptaki są przedmiotem jego fascynacji od czasu, kiedy to jako górnik przeszedł na wcześniejszą emeryturę. - Się robi, Anusiu - odparł pieszczotliwie i natychmiast zniknął.

Po drodze do sklepu Robert spotkał kuzyna Daniela, który wracał prosto ze służbowego wyjazdu. Od kiedy wziął się za interesy, jego kariera nabrała zawrotnego tempa. W Polsce uważano go za jednego z najlepszych w swoim fachu. Jeździł po całym świecie, zarabiał krocie, a do tego zgarniał wszystkie prestiżowe nagrody. Ostatnio nawet zajął trzecie miejscem w Lidze Marketingu za wybitne osiągnięcia w dziedzinie reklamy. Na szczęście jednak zdołał wyrwać się do rodzinnego domu na święta, by choć przez chwilę zapomnieć o pracy.

- Kogo ja widzę?! Daniel, bracie, ile to już czasu minęło od naszego ostatniego spotkania? - krzyknął Robert.

- Nie wierzę własnym oczom! - w oczach kuzyna można było dostrzec radosne skierki. - Dokąd tak zmierzasz? Z tego co wiem, dziadkowie mieszkają przy ul. Mostowej - zdziwił się przyjezdny.

- Tak, wiem... Ale Anię boli głowa i idę właśnie kupić jakieś tabletki. Chodź, opowiesz mi po drodze, jaki znowu interes ostatnio ubiłeś! - Robert poklepał po plecach swojego krewnego i razem udali się w kierunku apteki.

Tymczasem w domu dziadka Krzysztofa Kazimierza i babci Marii nie ustawały świąteczne przygotowania. Wprawdzie to dziadek był teoretycznie głową rodziny, lecz jego dwa lata starsza żona w ten jeden dzień w roku przejmowała stery. Przygotowywała właśnie kutię, przysmak szczerbatego Krzysztofa Kazimierza, gdy z pokoju wybiegł ze strasznym krzykiem wujek Wojtek. Olsztynianin, pracujący niegdyś w przemyśle mlecznym, miał najwyraźniej zły humor.

- Po co tyle hałasu, starań i tego wszystkiego?! - wrzasnął. - Co roku wywalamy w błoto ciężko zarobione pieniądze, których i tak jest coraz mniej! Chyba znowu będę musiał wyjechać do Finlandii... - machnął ręką.

- Wojtusiu, nie złość się. Wiem, że mamy swoje problemy, ale przynajmniej na czas świąt zapomnijmy o nich. Niedługo skosztujesz swojej ulubionej kapustki z grzybami i od razu poprawi ci się humor.

Ciocia, nazywana pieszczotliwie "Bydzią", wiedziała, jak udobruchać męża. Znany był on ze swojego wybuchowego charakteru, lecz miał słabość do kulinarnych wyrobów swojej małżonki, która z zarówno wykształcenia, jak i zamiłowania była kucharką. Jedno zapewnienie o pysznym daniu i od razu stawał się potulny niczym baranek. Ot, mężczyzna, który czasem musi poudawać groźnego, pod wpływem wspaniałej Bydzi jest jak bezbronne dziecko.

Kiedy praca w kuchni trwała w najlepsze, do dziadka przyszedł jego najstarszy wnuk, Radek. Musiał się poradzić mądrego staruszka, ponieważ nie wszystko w życiu szło po jego myśli. Nie ukrywał, że ma ogromne problemy z nauką i chce znaleźć receptę na przezwyciężenie swoich słabości.

- Dziadku, powiedz mi, jak osiągnąć w życiu spełnienie? - chłopiec zaczął od pytania najtrudniejszego z możliwych.

- Oj Radziu, Radziu, cóż taki człowiek starej daty może ci powiedzieć? - zamyślił się Krzysztof Kazimierz.

- Przecież każdy w rodzinie wie, że nawet będąc na emeryturze wiedziesz udane życie. Udzielasz się w różnego rodzaju związkach i klubach, a wszystko, czego się tylko nie dotkniesz, wręcz zamienia się w złoto - stwierdził wnuczek, żywo przy tym gestykulując.

- A więc pamiętaj, co ci teraz powiem - aby osiągnąć zamierzony cel, trzeba być przede wszystkim cierpliwym. Z czasem nadejdą lepsze czasy i wszystko się ułoży - pocieszył go staruszek.

W zamyśleniu spoglądali na niebo, które tego wieczora było naprawdę piękne. Po kilkunastu minutach dołączyć do nich również Treflik, którego znudziło układanie puzzli i postanowił wypatrywać pierwszej gwiazdki.

W tym samym czasie do domu wrócił Robert, który przyprowadził ze sobą Daniela. Tym sposobem rodzina była już w komplecie. Pobudzające zmysły zapachy krążyły po całym domu, zwiastując zbliżającą się wielkimi krokami wieczerzę.

- Moi drodzy, nakryjcie do stołu. Lampki na choince są już włączone, więc należy już tylko zapalić świeczki - dopracowywała szczegóły babcia Marysia.

- A kiedy przyjdzie święty Mikołaj? - dopytywał się Łukasz.

- Na przyjemności trzeba poczekać, ale mogę Cię zapewnić, że jeśli byłeś grzeczny - Mikołaj na pewno o Tobie nie zapomni - uspokoił malca Radek.

Wszystkie potrawy były stopniowo znoszone na wigilijny stół, który wyglądał bardzo okazale. Poza ulubionymi daniami Roberta oraz kutii dla dziadka, domownicy mogli rozkoszować swoje podniebienia czeskim karpiem na ostro (przygotowanym na specjalne życzenie dziadka), karpiem z kurkami (przysmakiem kuzyna Daniela), cukierkami "Michałkami" oraz wieloma innymi smakowitymi potrawami. Zanim jednak wszyscy usiedli do stołu, nadszedł czas na łamanie się opłatkiem. Ten tradycyjny polski zwyczaj ma jednak to do siebie, że przy okazji składa się sobie nawzajem życzenia. W domu przy ulicy Mostowej w Kędzierzynie-Koźlu nie mogło być więc inaczej.

- Życzę Ci, mój drogi, wygrania kolejnego konkursu - powiedział Danielowi Radek.

- Mam nadzieję, że w twojej układance nigdy nie zabraknie puzzli - tak brzmiały zagadkowe życzenia dla Łukasza od mądrego dziadka.

- Niech ci się we wszystkim wiedzie - szepnęła na ucho Radkowi jego mama.

- Wesołych świąt, kochani! - krzyknęła babcia Maria.

Życzeniom nie było końca. Kiedy jednak wreszcie można było zasiąść do stołu, zupełnie niespodziewanie rozległ się dźwięk dzwonka.

- Spodziewamy się kogoś jeszcze? - zapytał Wojtek.

- Kogóż to wiatr nam przywiał? - zastanawiała się Anna Zofia Sara.

Dziadek Kazimierz Krzysztof otworzył drzwi i jego oczom ukazała się nieznana nikomu sylwetka. Wysoki, lekko siwawy pan stał u progu, nieśmiało się uśmiechając.

- Czy znajdzie się miejsce dla niespodziewanego gościa? - zapytał z nadzieją w głosie. - Dopiero co przeprowadziłem się do Kędzierzyna, nikogo tu nie znam, ale nie chciałbym sam spędzić tych jakże radosnych dla każdego człowieka świąt.

- Ależ oczywiście, proszę wejść! - babcia Maria przyjęła z otwartymi ramionami obcego przybysza. - W święta nikt nie powinien być sam - powiedziała.

Nieznajomy okazał się kresowiakiem o imieniu Lubomir. W czasie wieczerzy wigilijnej dał się poznać jako człowiek spokojny i cichy, który rzadko kiedy zabiera głos. Podczas gdy wszyscy żywo dyskutowali, on wolał słuchać, choć co jakiś czas raczył wszystkich domowników mądrymi sentencjami, które świadczyły o jego obyciu i sporej wiedzy.

Wigilia trwała w najlepsze i nikt nie spodziewał się, że może zdarzyć się coś nieprzyjemnego. Niestety kolejny raz dało o sobie znać swarliwe i konfliktowe usposobienie Wojtka, który raz po raz złośliwie komentował słowa poszczególnych domowników.

- Ej, karierowiczu, ciekawy jestem, dlaczego po tylu szumnych wypowiedziach nie wygrałeś tej całej Ligi Marketingu? Chyba wcale taki dobry nie jesteś... - rzucił w kierunku Daniela.

- Daruj sobie te docinki - odgryzł mu się sam zainteresowany. Jednak atmosfera została już zepsuta, a kuzyn zaczął narzekać, że przysłowiowe milimetry dzieliły go od walki o wygraną. Wtedy uskarżać zaczęli się także i inni członkowie rodziny.

- Wy tu pomstujecie, a co ja mam powiedzieć?! - żachnął się Robert. - Od jakiegoś czasu moja firma nie może nawiązać do czasów swojej świetności, a ostatni rok był tylko pasmem porażek i niewykorzystanych szans...

- Kochanie, nie przesadzaj - zwróć lepiej uwagę na stan zdrowia naszego syna, który już na samym początku roku szkolnego złapał kilka infekcji pod rząd, a potem złamał rękę! - zasępiła się Anna Zofia Sara.

Rozmowa rozkręciła się na dobre, lecz zamiast dyskutować o rzeczach pozytywnych i świątecznych, każdy załamywał ręce nad swoim losem. Sympatycznemu kresowiakowi Lubomirowi aż przykro było tego słuchać, więc nie wytrzymał i musiał dorzucić swoje trzy grosze.

- Przestańcie proszę rywalizować o miano największego przegranego mijającego roku! Ja też nie mogę pochwalić się fantastycznym początkiem swojej pracy, lecz nie mam zamiaru się tym zadręczać. Zacisnę zęby i spróbuję jakoś zmienić stan rzeczy, bo gadanie nic tu nie da! Wraz z przeprowadzką wszystko zaczęło mi się powoli układać i jest już lepiej. Tak samo będzie z wami, uwierzcie mi - zaczął Lubomir. - Pozwólcie, że podzielę się z wami moimi osobistymi refleksjami. Otóż człowiek jest niczym sportowiec, zaś życie można przyrównać do sportu wyczynowego. Tak samo jak na boisku, także i w naszej szarej rzeczywistości wciąż musimy dawać z siebie maksimum, walczyć do ostatniej kropli krwi oraz wierzyć do samego końca. W życiu, podobnie jak w sporcie, nie ma nic za darmo. Trzeba ciężko pracować, być cierpliwym i nie zniechęcać się, a wyniki i efekty w końcu przyjdą. Bądźmy jak prawdziwi sportowcy, którzy nie poddają się nawet wtedy, kiedy nie ma już żadnej nadziei i grają tylko i wyłącznie dla kibiców oraz o zachowanie resztek swojego honoru. Bo jak to mówią - Przez trudy do gwiazd! - zakończył swoje przemówienie kresowiak.

Domownicy zamilkli jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Po wysłuchaniu słów Lubomira znacząco pokiwali głowami, zaczęli się wzajemnie przepraszać, a następnie zjednoczyli się we wspólnym czuwaniu. Już nikt nie miał do siebie o nic pretensji. Wiedzieli, że razem mogą zajść daleko.

- Per aspera ad astra - dodał jedynie dziadek Krzysztof Kazimierz.

Wtedy to z głośników popłynęła słodka melodia świątecznej piosenki.

A very merry Christmas

And a happy New Year

Let’s hope it’s a good one

Without any fear

And so this is Christmas

And what have we done

Another year over

And a new one just begun.

_________________________________

Bohaterowie:

Krzysztof Kazimierz (dziadek): ZAKSA Kędzierzyn-Koźle

Maria (babcia): Domex Tytan AZS Częstochowa

Robert (tata): Jastrzębski Węgiel

Anna Zofia Sara (mama): JW Construction OSRAM AZS Politechnika Warszawska

Łukasz (wnuczek): Trefl Gdańsk

Wojtek (wujek): AZS Olsztyn

Brygida (ciocia): Delecta Bydgoszcz

Radek (brat cioteczny): Jadar Radom

Daniel (kuzyn): PGE Skra Bełchatów

Lubomir (kresowiak): Asseco Resovia Rzeszów

Źródło artykułu: