Tymczasem na początku lipca, w zaledwie kilka dni, rozpadła się poznańska siatkówka - najpierw z rozgrywek na zapleczu PlusLigi wycofał się KS Poznań, a potem AZS AWF oddał miejsce w żeńskiej ekstraklasie drużynie z Bydgoszczy. Powodem tych desperackich kroków były poważne problemy finansowe obu klubów.
Należy przypomnieć, że Klub Siatkarski Poznań powstał latem 2007 roku i istniał zaledwie rok... W sezonie 2006/07 wielkopolscy kibice na pierwszoligowych parkietach śledzili występy dwóch zespołów z regionu: Inotelu Poznań i Jokera Piła. Pilanie bliscy byli nawet powrotu do Polskiej Ligi Siatkówki, przegrali jednak barażowe pojedynki z Delectą Bydgoszcz. Inotel, choć długo zajmował bezpieczne miejsce w tabeli, spadł z rozgrywek na zapleczu ekstraklasy po dramatycznych pojedynkach z BBTS-em Bielsko - Biała.
O ile dla - nieustająco borykającego się z brakiem środków finansowych - Jokera już sam udział w barażu o miejsce w PLS był sporym osiągnięciem, to klub z Poznania miał przed sobą niezłe perspektywy organizacyjne i finansowe. W przypadku utrzymania się w I lidze grupa sponsorów gotowa była zaangażować poważne finanse w budowę zespołu na miarę ekstraklasy. I choć Inotel stracił miejsce w rozgrywkach na zapleczu siatkarskiej elity, poznańscy biznesmeni (szef firmy Inotel - Robert Dwernicki oraz Daniel Majchrzak, Piotr Magdziarz, Tomasz Buchwald i Damian Raciniewski) nie zrezygnowali z realizacji swoich planów i odkupili miejsce w I lidze od... Piły.
Klub Siatkarski Poznań w sezonie 2007/08 miał zatem występować na bezpośrednim zapleczu najlepszych zespołów w Polsce, a działacze liczyli to, iż zespół powalczy o awans do PLS.
Trzon KS-u Poznań stanowili gracze, którzy z Jokerem awansowali wiosną do finału I ligi (m.in. Przemysław i Michał Lachowie oraz Mariusz Syguła) oraz trzech zawodników z PLS: Tomasz Kamuda (Resovia Rzeszów), Michał Kubiak (PZU AZS Olsztyn) oraz Tomasz Wieczorek (J.W. Construction AZS Politechnika Warszawska). Szkoleniowcem drużyny został były reprezentacyjny rozgrywający, Sławomir Gerymski. Budżet klubu wynosił 2,5 mln zł, co - zdaniem poznańskich działaczy - powinno wystarczyć do włączenia się do walki o awans.
W sezonie zasadniczym I ligi poznaniacy nie spisywali się najlepiej, ale fantastycznym rzutem na taśmę awansowali do najlepszej czwórki rozgrywek na zapleczu ekstraklasy. W decydującej części sezonu siatkarze KS-u ulegli tylko absolutnemu faworytowi I ligi - Treflowi Gdański i mieli możliwość stoczenia kolejnej walki o awans do najwyższej klasy rozgrywek z warszawską Politechniką. W kolejnym działacze zapowiadali rewolucyjne zmiany, których wymiernym efektem miał być pewny awans drużyny do PlusLigi.
Klub nie podawał wprawdzie konkretnych nazwisk nowych graczy, ale było oczywiste, że w przyszłym sezonie poznaniacy zagrają w diametralnie odmienionym składzie. Z KS-em na wiosnę 2008 roku pożegnali się przecież kluczowi zawodnicy pierwszego składu: libero - Sławomir Krypel, rozgrywający - Mariusz Syguła, atakujący - Tomasz Kamuda. Oprócz nich z Poznania odeszło jeszcze czterech siatkarzy, w tym Radosław Zbierski i Michał Kubiak.
Prezes Marian Malak zapewniał jednak, że klub dokona znaczących wzmocnień (mówiło się o Krzysztofie Andrzejewskim z Energetyka Jaworzno, Michale Kamińskim i Mateuszu Gorzewskim z Jastrzębskiego Węgla oraz Macieju Wołoszu z gorzowskiego GTPS-u). Siatkarze KS-u mieli odpoczywać do 21 lipca, potem nowa, odmieniona drużyna miała rozpocząć przygotowania do nadchodzącego sezonu...
Tymczasem 4 lipca na całe środowisko siatkarskie, jak przysłowiowy grom z jasnego nieba, spadła wiadomość o likwidacji KS-u Poznań. Decyzję ogłosił wiceprezes poznańskiego klubu, Robert Dwernicki, który z niekłamaną goryczą podkreślał, iż sam nie mógł zagwarantować drużynie budżetu na poziomie 1,8 mln zł, a żadna inna poznańska firma nie chciała wspomóc finansowo zespołu.
Wiceprezes KS-u podkreślił także, że już rok wcześniej został pozostawiony sam sobie i wiele razy słyszał, że pieniądze od innych sponsorów będą, ale - w październiku lub w styczniu. Tym razem Dwernicki nie chciał, aby sytuacja się powtórzyła, tym bardziej, że na męską siatkówkę zdążył już wydać kilka milionów złotych, niejako w własnej kieszeni.
Robert Dwernicki gotowy był przekazać "ułożoną” drużynę wiarygodnemu partnerowi za symboliczną złotówkę. I nieistotną kwestią było to, skąd wywodziłby się potencjalny nabywca. Ważne jedynie, aby był w stanie realizować zobowiązania finansowe wobec zawodników i trenerów. Nikt jednak nie był poważnie zainteresowany wykupieniem poznańskiego klubu i w ten sposób pierwszoligowy KS Poznań przestał istnieć.
Cztery dni po upadku KS-u Poznań praktycznie rozpadła się poznańska siatkówka, gdyż AZS AWF Poznań oddał miejsce w żeńskiej ekstraklasie drużynie Bydgoszczy. Powodem tego desperackiego kroku była kompletna zapaść finansowa, czyli absolutny brak środków na zaspokojenie bieżących wydatków zespołu oraz na pokrycie długów.
Nie można zapominać, iż poznański AZS AWF od sześciu lat miał kłopoty finansowe i istniał tylko dzięki środkom pozyskanym z miasta. Gdy przed kolejnym sezonem nie udało się pozyskać sponsorów, klub postanowił sprzedać miejsce w ekstraklasie Bydgoszczy, która właśnie została z niej zdegradowana. Zarząd AZS AWF Poznań podkreślał, że decyzja o zamianie praw podjęta została po głębokiej analizie sytuacji finansowej klubu. W zamian do kasy klubowej wpłynęło 200 tys. zł, a drużyna przejęła prawo gry w I lidze. Dzięki temu AZS AWF, któremu groziło bankructwo, mógł nadal egzystować i brać udział w rozgrywkach krajowych.
Działacze z Poznania wybrali Bydgoszcz, bo byli z tym klubem zaprzyjaźnieni. Uznali także, że to zespół, który najbardziej zasługuje na powrót do siatkarskiej elity i na pewno nie zmarnuje tego miejsca.
Marek Bykowski, który wówczas był szefem sekcji w AZS AWF Poznań, twierdził iż krok ten był konieczny, ponieważ klubu zwyczajnie nie było stać na grę. Występy w najwyższej klasie rozgrywek przestały być celem nadrzędnym działaczy - stała się nim spłata zadłużenia wobec zawodniczek.
A długi sekcji poznańskich siatkarek były ogromne (około 500 tys. zł) i groziły niewypłacalnością w kolejnym sezonie. Marek Bykowski, członek zarządu AZS AWF, podkreślał, że porozumienie z bydgoskim Pałacem nie doprowadziło do unicestwienia drużyny, co znacząco odróżnia sytuację AZS AWF od tego, co się zdarzyło w KS Poznań. Poznanianki miały zająć miejsce Bydgoszczy w I lidze, gdzie koszty gry są zdecydowanie niższe i wynoszą ok. 300 tys. zł za sezon.
W lipcu 2008 roku Marek Bykowski mówił z goryczą, iż hasło "Poznań stawia na sport” odległe było od rzeczywistości. Działacz nie miał na myśli działań miasta, które czyniło wszelkie możliwe starania, aby skutecznie dofinansować poznańską siatkówkę. Bykowski myślał głównie o poznańskim biznesie, któremu całkowicie obojętny był los miejscowych siatkarek i siatkarzy.
Miłośnicy siatkówki w Poznaniu do dziś załamują ręce, ale nie mieli żadnego wpływu na dramatyczną sytuację obu klubów. Teraz halę AZS, gdzie mogli oglądać czołowe zespoły siatkarek i oklaskiwać dobrą grę poznańskich drużyn, zamienili na ekran telewizora.