Waldemar Bartelik: Papke nie odciął się od polityki Mirosława P., kontynuuje ją

To nie był dobry widok dla polskiej siatkówki. Nie czułem się dobrze z tym, że były prezes oskarżony o korupcję zadaje się z obecnym szefem polskiej siatkówki - mówi nam prezes Pomorskiego ZPS.

W tym artykule dowiesz się o:

Walne Zgromadzenie Delegatów PZPS odbyło się w ostatni czwartek (11 czerwca). Waldemar Bartelik chciał do porządku obrad dołączyć punkt dotyczący skrócenia kadencji zarządu i delegatów. Pomysł upadł. To oznacza, że na 99,9 procent obecny zarząd z Pawłem Papke dokończy kadencję (jesień 2016 roku).

O biznesowo-rodzinnych powiązaniach finansowych w siatkarskiej centrali, moralnym prawie byłego prezesa do publicznych wystąpień i niewygodnym zdjęciu zrobionych przez jeden z tabloidów opowiada nam prezes Pomorskiego Związku Piłki Siatkowej.

- Nie będę już wnioskował o skrócenie kadencji - rozpoczął rozmowę z Wirtualną Polską główny konkurent Mirosława P. z wyborów na prezesa PZPS w 2012 roku. - Skoro obecni delegaci tego nie chcą, niech tak zostanie.
[ad=rectangle]
Marek Bobakowski: Czyli do jesieni 2016 nie będzie zmian siatkarskiej centrali?

Waldemar Bartelik: Papke 2,5 roku współpracował z Mirkiem w zarządzie. Nie widział, co się dzieje, był głuchy na różne sygnały. Dlaczego nie reagował?Waldemar Bartelik- Na to wygląda.

Chyba że zdarzy się coś, co sytuację diametralnie zmieni.

- Minister sportu zawsze może wprowadzić komisarza, w razie gdyby na przykład sprawa dotycząca Mirosława P. i Artura P. przybrała nagle niespodziewanego obrotu albo wydarzyłoby się jeszcze coś niespodziewanego.

Podczas meczów Polska-Rosja w ramach Ligi Światowej jeden z tabloidów "przyłapał" na trybunach gdańskiej hali Mirosława P. z Pawłem Papke, siedzących przy stoliczku, rozmawiających. Co pan poczuł, widząc to zdjęcie?

- Zażenowanie. To nie był dobry widok dla polskiej siatkówki. Nie czułem się dobrze z tym, że były prezes oskarżony o korupcję zadaje się z obecnym szefem polskiej siatkówki.

Dlaczego? Przecież nikt nie złamał prawa. W Polsce istnieje domniemanie niewinności, Mirosław P. może się publicznie pokazywać i może rozmawiać, z kim chce.

- Ze strony prawnej ma pan rację. Nikt nie zabronił Mirkowi działalności publicznej. Nie ma ograniczonych praw. Jednak jest jeszcze strona moralna. A tutaj moja ocena jest negatywna. Na miejscu byłego prezesa PZPS nie pokazywałbym się publicznie do chwili wyjaśnienia sprawy, która właśnie się toczy.

Mirosław P. nie tylko był na meczu w Gdańsku, ale również na zjeździe delegatów.

- Bo cały czas jest w zarządzie związku. Miał prawo nie tylko się pojawić, ale również zabrać głos. Nawet go rozumiem. Chciał przedstawić delegatom swój punkt widzenia, postanowił się bronić, twierdzi, że jest niewinny. Ale... 10 lat temu, gdy ówczesny prezes Janusz Biesiada był oskarżony, Mirek był pierwszym, który radził, aby się wycofał, zniknął z działalności publicznej, poczekał na wyrok. Mówił: "Janusz, powinieneś dla dobra siatkówki odsunąć się w cień". Sam wyznaczył taki standard. A teraz, jak sytuacja się obróciła i sam znalazł się w bardzo trudnej sytuacji, jakoś o tym zapomniał. Powtarzam jeszcze raz, prawnie Mirosław P. może pokazywać się publicznie, rządzić polską siatkówką.

Mirosława P. zastąpił Paweł Papke. Mamy nowe otwarcie?

- Niech pan nawet nie żartuje. Przecież Papke 2,5 roku współpracował z Mirkiem w zarządzie. Nie widział, co się dzieje, był głuchy na różne sygnały. Dlaczego nie reagował? Zresztą, przypomnę tylko skąd Papke wziął się w ogóle w zarządzie. Otóż podczas wyborów w 2012 roku został zaproszony przez Mirosława P., przedstawiony jako parlamentarzysta, członek komisji sejmowej, po czym zaproponowano jego kandydaturę do zarządu. Papke nie miał nawet mandatu delegata.

To już przeszłość. Dlaczego nie akceptuje pan nowego szefa PZPS?

- Bo nie odciął się wyraźnie od polityki poprzedniego prezesa. Mało tego, kontynuuje ją. A miał wielką okazję do zdobycia wielu zwolenników. Gdyby zaraz po objęciu stanowiska zdecydował się rozpisać nowe wybory, tłumacząc to odcięciem się od poprzedniej władzy, śmiem twierdzić, że wygrałby z wielką przewagą. Przy okazji pokazałby, że jest niezależnym działaczem, który ma pomysł na polską siatkówkę. Jednak wygląda na to, że bał się takiej decyzji, a może po prostu nie mógł jej podjąć? Nie wiem. Popełnił błąd. Śmiem twierdzić, że będzie prezesem tylko do jesieni 2016. Swoimi kolejnymi decyzjami pokaże, iż w związku potrzebna jest zmiana. W końcu do niej dojdzie.

I pan wskoczy na jego miejsce?

- Nie zamierzam już kandydować na fotel prezesa PZPS.

Zabrzmiało, jakby stracił pan nadzieję na zmiany.

- Nadal wierzę, że wkrótce polska siatkówka uwolni się od obecnej władzy. Myślę, iż w grupie G-16, która pracuje nad nowymi rozwiązaniami dla dobra dyscypliny, znajdzie się lider, który obejmie wkrótce stery PZPS.
[nextpage]Forum G-16 zostało założone w lutym tego roku. W rozmowie ze mną zapowiadał pan regularne spotkania.

- Słowa dotrzymałem. Mieliśmy już kilka spotkań, podczas których dyskutujemy o różnych rozwiązaniach dotyczących choćby szkolenia młodzieży. Taka debata jest bardzo potrzebna. Rodzą się świetne pomysły. Mam nadzieję, że wkrótce będę wprowadzone w życie.

Na przykład?

Aż siedmiu dostawców, którzy otrzymali do wykonania zadania na kwotę ponad 4 milionów złotych miało powiązania biznesowe i rodzinne z Mirosławem P., to o czym mówimy? Audyt wskazał nawet syna Mirka jako osobę, która zarabiała na usługach wykonywanych przy okazji MŚ.Waldemar Bartelik- Tak sobie pomyśleliśmy, że skoro PZPS jest tak bogaty, to nie byłoby problemem, aby przeznaczył rocznie milion złotych na wojewódzkie związki. Nie chodzi nam tutaj o przelewy po 60 tysięcy złotych dla każdego z okręgów, ale bardziej finansowanie projektów wojewódzkich skierowanych dla młodzieży. Każdy z regionów mógłby zgłaszać innowacyjne, ciekawe, przełomowe inicjatywy, PZPS by je oceniał, wybierał najlepsze i finansował. Naszym zdaniem to pomysł, który mocno zaktywizowałby środowisko.
[ad=rectangle]
Mówi się, że Forum G-16 to opozycja, która chce przejąć władzę. Dlatego krytykuje na każdym kroku aktualny zarząd.

- Mówią tak obecni rządzący. Chcą w ten sposób wmówić delegatom, że nam zależy tylko na stanowiskach i - jak to w 2012 roku mówił Mirosław P., a teraz powtarza w wywiadach Paweł Papke - "skoku na kasę". Kłamstwo. Często chwalimy związek, choćby za to, jaki jest efekt finalny przygotowań do wielkich imprez, jak nasz kraj jest postrzegany na świecie. Naprawdę nie wszystko, co robi PZPS, jest złe. Mówię to ja, czyli podobno zaciekły opozycjonista. A kto ten "skoku na kasę" zrobił, okazało się w listopadzie 2014.

Audyt mistrzostw świata przedstawiony podczas ostatniego zjazdu delegatów pokazał, że nie złamano prawa przy organizacji MŚ 2014. Z drugiej strony firma "Ernst & Young" wytknęła, iż prawie 80 procent zleceń odbyło się w procedurze bezprzetargowej. Jak pan oceni ten raport?

- Jest miażdżący dla ludzi rządzących polską siatkówką. Pokazał, że procedury zamawiania dostawców usług były nietransparentne, że były powiązania członków zarządu lub ich rodzin z firmami wykonującymi zlecenia, a tłumaczenie, że były opłacane ze środków własnych, jest kuriozalne. Środki finansowe, niezależnie od tego, czy są publiczne, czy własne muszą być wydawane z taką samą starannością, bez niejasności dotyczących osobistych powiązań członków władz z usługodawcami. Środki własne, to nie środki władz PZPS, ale środki PZPS, którymi te władze zarządzają.

Twierdzi pan, że materiał Telewizji Polskiej "Pieśń o chytrych rycerzach", który pokazywał siatkę powiązań biznesowo-rodzinnym między członkami zarządu PZPS, jest prawdziwy?

- Nie jestem od oceny merytorycznej tego materiału dziennikarskiego, ale w dużym stopniu zarzuty postawione przez dziennikarzy potwierdził audyt. Skoro aż siedmiu dostawców, którzy otrzymali do wykonania zadania na kwotę ponad 4 milionów złotych miało powiązania biznesowe i rodzinne z Mirosławem P., to o czym mówimy? Audyt wskazał nawet syna Mirka jako osobę, która zarabiała na usługach wykonywanych przy okazji MŚ. Owszem, to nie jest karalne, chociaż…

... Grażyna Kopińska z Fundacji im. Stefana Batorego przyznała, że takie zlecenia bez przetargów to zjawiska korupcjogenne.

- Dokładnie. Martwi mnie, iż wokół mistrzostw świata dzieją się takie rzeczy.

Od zjawisk korupcjogennych do korupcji jeszcze daleka droga.

- Tak. Dlatego to ustali sąd. On wyda wyrok czy doszło do korupcji, czy też nie. Musimy poczekać.

Kiedy dowiedział się pan o aresztowaniu Mirosława P. i Artura P., był pan zszokowany? Tak po ludzku, zatkało pana?

- A jak pan myśli?

Zdaję sobie sprawę, że wiedział lub słyszał pan o wielu plotkach, spekulacjach na temat działalności obu działaczy, ale myślę, że nie spodziewał się pan, że dojdzie aż do aresztowania na oczach całej Polski.

- To się pan myli.

Rozmawiał Marek Bobakowski

Źródło artykułu: