Wszystko, co chcemy wiedzieć o kadrze siatkarek, ale boimy się zapytać
Były szkoleniowiec bełchatowskiej Skry nie mógł (i wygląda na to, że wciąż nie może) liczyć na wielki kredyt zaufania u kibiców kadry siatkarek. Nawet po zwycięstwach jego drużyny w Baku pojawiały się złośliwe opinie, jakoby najmniej zasługi w dobrej postawie siatkarek miał właśnie selekcjoner: gnuśny, niedoświadczony, źle reagujący na boiskowe wydarzenia, po prostu uosobienie skaz i miazmatów nękających polską myśl szkoleniową. Niemniej teraz Jacek Nawrocki może na te wszystkie krzywdzące oceny i wyroki odpowiedzieć błyszczącym, srebrnym krążkiem wiszącym dumnie na szyi.
Można było mieć zastrzeżenia do kontrowersyjnej koncepcji gry kadry, w której poświęcono stuprocentowy komfort gry Katarzyny Skowrońskiej-Dolaty na rzecz wykorzystania pełni ofensywnego potencjału kadry, ale nie można odmówić szkoleniowcowi Polek konsekwencji w swoich wyborach, choć ta nie zjednywała mu wcale zwolenników. Najważniejsze jest to, że same zawodniczki przystały na to, co zaoferował im Nawrocki, a czas powinien działać na korzyść wariantów wypracowanych przez polski sztab. Poza tym selekcjoner Biało-Czerwonych imponował w wypowiedziach dla mediów znajomością rywali i jasno przedstawiał założenia, jakimi kierował się zarówno podczas przygotowań, jak i turnieju olimpijskiego, zwłaszcza w kwestii dokonywania zmian w składzie, która tak bardzo irytowała obserwatorów Igrzysk. Do tego przypomnijmy, że w ostatnich latach nie każdemu trenerowi udawało się pospolite ruszenie pod hasłem "wszystkie ręce na pokład" ku upragnionemu sukcesowi.
Cały czas należy mieć na uwadze, że ta drużyna tworzyła się i wciąż tworzyć się będzie w boju, dlatego widoczne od razu słabości są wpisane w proces rozwoju, a w takim wypadku póki co należy doceniać małe przyjemności. Jak choćby to, że mieliśmy okazję oglądać prawdopodobnie najlepszy z możliwych składów kobiecej reprezentacji, którego przedstawicielki lepiej lub gorzej, ale jednak realizowały to, co nakazał im głównodowodzący. A w ostatnich latach nie zawsze było to oczywistością.
Co dalej?
Trzy lata temu wspominany w tym tekście Alojzy Świderek apelował o stworzenie na wzór włoski drużyn narodowych A i B, ale wtedy jego prośby i starania nie przekonały nikogo w środowisku siatkarskim. Obecnie trener Nawrocki korzysta z tego, że najwidoczniej decydenci przemyśleli propozycje sprzed lat i na tę chwilę możemy obserwować aż trzy drużyny narodowe: jedna z nich właśnie zakończyła turniej w Azerbejdżanie, druga, złożona z najciekawszych zawodniczek ligowych, uda się za ocean na spotkania cyklu World Grand Prix, a pozostaje jeszcze kierowana przez Wiesława Popika najmłodsza biało-czerwona kadra, która będzie reprezentowała nasz kraj w Lidze Europejskiej kobiet i tam prezentowała swoje możliwości.
Dzięki temu selekcjoner ma możliwość oglądania w akcji kilkudziesięciu potencjalnych kandydatek do udziału w najważniejszych imprezach sezonu i choć wiemy, że nie jest on skory do większych roszad w raz ustalonym składzie, być może któraś z reprezentantek zaskoczy go na tyle pozytywnie, że w składzie na tegoroczne mistrzostwa Europy pojawi się nowa, obiecująca postać. Póki co, czas działa wyłącznie na korzyść drużyny siatkarek i jedyne, co pozostaje Nawrockiemu, to baczna obserwacja wszystkich aren, na których rywalizować będą polskie siatkarki w najbliższych miesiącach. I niech wykorzysta on najbliższe miesiące w stu procentach, wszak jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli, już w styczniu przyszłego roku zaczną się europejskie kwalifikacje do igrzysk w Rio de Janeiro i znów trzeba będzie w trybie ekspresowym szykować zespół o możliwie jak najlepszej dyspozycji. A wtedy dobry przegląd zasobów będzie, kto wie, być może na wagę awansu.
IE 2015: Szóstka turnieju kobiet według portalu SportoweFakty.pl