Maciej Bartodziejski: Wierzyliśmy w swoje możliwości

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Pierwszoligowa drużyna prowadzona przez byłego gracza AZS, Damiana Dacewicza, stała się sprawcą nie lada sensacji pokonując częstochowian 3:0 na trudnym terenie rywali. Zdrowego podejścia do wyniku nie zmąciła nawet radość, jaka zapanowała w szeregach wielunian tuż po zwycięstwie.

- Zagraliśmy przede wszystkim zespołowo. Na boisko wyszło siedmiu ludzi, do tego byli rezerwowi, którzy nam pomagali, każdy zostawił sporo zdrowia na parkiecie. Założenia taktyczne, które trener Dacewicz przekazał nam przed meczem, zostały zrealizowane, jak myślę, w 100 procentach, a to przyniosło swój efekt - powiedział tuż po spotkaniu kapitan Pamapolu, Maciej Bartodziejski, który jest najstarszym, a zarazem najbardziej doświadczonym zawodnikiem w drużynie.

Kilka dni wcześniej, 28 grudnia, wielunianie sparowali z zeszłorocznymi triumfatorami Pucharu Polski. Wtedy to ostatecznie przegrali z AZS 2:3 chociaż, jak przyznają, wynik mógł wyglądać zdecydowanie korzystniej dla nich, gdyby nie błędy popełnione w końcówkach. - W tym sezonie rozegraliśmy z Częstochową dwa sparingi: na początku września wygraliśmy 3:1, w przerwie między świętami a nowym rokiem przegraliśmy 2:3. Teoretycznie mogliśmy to spotkanie wygrać 3:0. Co zatem, poza zespołową grą przyczyniło się do zwycięstwa według Macieja Bartodziejskiego? - Wierzyliśmy w swoje możliwości, że to jest przeciwnik do pokonania. Nie stanęliśmy na straconej pozycji grając przeciwko zdobywcy Pucharu Polski, wicemistrzowi kraju oraz drużynie grającej w PlusLidze.

Jednakże rozegrany pod koniec roku sparing z Akademikami nie był głównym źródłem rozpoznania gry przeciwnika. - Trener opierał się przede wszystkim na meczach PlusLigi, a nie na naszym sparingu, bo wtedy grała zupełnie inna szóstka. Jak widać, to pomogło - mówił Bartodziejski.

Wielunianie podchodzą ostrożnie do stwierdzenia, że są o krok od wyeliminowania obrońcy Pucharu Polski. Jak podkreślają, przed nimi jeszcze mecz rewanżowy, w którym wszystko może się zdarzyć. - Jeśli wyeliminujemy AZS, to po prostu będziemy grać z Kędzierzynem. Gdy do tego dojdzie, będziemy grać swoje - skromnym tonem kończy nasz rozmówca.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)