Dla polskich siatkarek rozgrywki Ligi Europejskiej dopiero się rozpoczęły, w pierwszym tygodniu zmierzyły się one na wyjeździe z reprezentacją Izraela, z kolei ich drugimi rywalkami są Greczynki.
[ad=rectangle]
Spotkanie rozpoczęło się dla Biało-Czerwonych fatalnie, gdyż od wielkich problemów w przyjęciu - w tym elemencie nie radziła sobie nawet libero Lucyna Borek. Trener Wiesław Popik starał się ratować oblicze gry drużyny, przy stanie 3:13 wprowadził na boisko Ewelinę Tobiasz i Magdalenę Wawrzyniak. Jednak postawa Polek wciąż była daleka od skutecznej. W tej partii zdołały zdobyć tylko dwanaście punktów, w tym siedem po błędach rywalek...
Po tak fatalnej odsłonie Biało-Czerwone rozpoczęły kolejną zaskakująco dobrze. Widocznie opadły już z nich pierwsze nerwy, co było doskonale widoczne w polu zagrywki - ten element był teraz ich dużym atutem, asy Martyny Grajber, Kornelii Moskwy i Moniki Bociek pomogły im w objęciu prowadzenia 11:7. Wtem naszym kadrowiczkom przydarzył się przestój, po którym nie tylko na tablicy pojawił się remis 11:11, ale przede wszystkim Greczynki poczuły swoją szansę.
Gdy wydawało się, że przyjezdne pójdą za ciosem i nie oddadzą inicjatywy, do głosu doszły Biało-Czerwone. Swoją grę poprawiły po drugiej przerwie technicznej, gdy osiągnęły dwupunktową przewagę. Dobra passa przełożyła się na większą pewność siebie w ataku, a ponadto świetnie na siatce, w ataku i bloku, spisywała się Kamila Ganszczyk. Efektem było zwycięstwo i doprowadzenie do remisu w spotkaniu.
Trzecią odsłonę Wiesław Popik zdecydował się rozpocząć z Magdaleną Wawrzyniak w wyjściowym składzie. Mimo że początek w wykonaniu jego podopiecznych był słaby, to bardzo szybko ten marazm ustąpił. Zaczęły grać skutecznie, kończyły trudne ataki i objęły prowadzenie. Jednak po serii udanych zagrań znowu przydarzył się im gorszy moment, co od razu przełożyło się na niekorzystny dla nich wynik. Miały one wielkie problemy w przyjęciu i automatycznie w ataku. Dwa czasy wzięte przez trenera Popika nie przyniosły oczekiwanej poprawy i ostatecznie siatkarki pod wodzą Ioannisa Kalmazidisa prowadziły w meczu 2:1.
W czwartego seta weszły tylko Greczynki, gdyż gra Biało-Czerwonych w ogóle się nie zazębiała. Magdalena Wawrzyniak starała się mobilizować swoje koleżanki, ale słowa nie znajdowały odzwierciedlenia w grze, w której było za dużo błędów własnych - czy to w ataku, czy w dotknięciach siatki przy bloku. Greczynki utrzymywały bezpieczny bufor w postaci pięciu, sześciu punktów przewagi. Przed drugą przerwą techniczną przyjezdne częściej się myliły w ataku i zagrywce, co skrzętnie wykorzystały Polki (10:12).
Okres wyrównanej gry nie potrwał długo, gdyż reprezentantki Grecji szybko się otrząsnęły i powróciły do skuteczniejszej postawy. Efektem było odbudowanie przewagi do pięciu punktów. Wtem Biało-Czerwone zaliczyły kolejną serię, przy zagrywce Eweliny Tobiasz. Były w gazie, prowadziły 23:20 i wydawało się, że już nie oddadzą tego seta. I tak też się stało, w efektownym stylu doprowadziły one do tie-breaka.
Decydującą odsłonę Greczynki otworzyły prowadzeniem 4:0. Mimo że nasze kadrowiczki miały moment skutecznej gry, to wydawało się, że nie są one w stanie zagrozić zwycięstwu siatkarek Kalmazidisa. Jednak w samej końcówce, ponownie przy zagrywce Eweliny Tobiasz, zaczęły odrabiać straty (11:12). Był to początek marszu Polek po zwycięstwo, zakończyła go atakiem z przechodzącej Kamila Ganszczyk.
Polska - Grecja 3:2 (12:25, 25:18, 19:25, 25:22, 15:13)
Polska: Grajber, Ganszczyk, Twardowska, Bimkiewicz, Bałdyga, Moskwa, Borek (libero) oraz Tobiasz, Wawrzyniak, Pacak
Grecja: Vasilantonaki, Lamprousi, Merteki, Chantava, Giota, Christodoulou, Artakianou (libero) oraz Kelesidou, Vergidou
Drugi mecz pomiędzy obiema drużynami zostanie rozegrany w sobotę 8 sierpnia, początek został zaplanowany na godzinę 20:00.
Jednak poziom ligi europejskiej (przede wszystkim u kobiet) to dno i metr mułu. Rozumiem, że Polki grają bardzo młodym zespołem, ale momentami nie dało się na to patrzeć.
U kobi Czytaj całość