Niedokończona nauka siatkarskiego tanga argentyńskiego

Gdy reprezentacja Argentyny nieoczekiwanie zajęła 4. miejsce w Lidze Światowej 2011, wydawało się, że jesteśmy świadkami nowej siatkarskiej potęgi. W ciągu kolejnych czterech lat drużyna z Ameryki Południowej nie zrobiła jednak spodziewanego postępu.

Wiktor Gumiński
Wiktor Gumiński

Gdańsk, Final Eight Ligi Światowej, 6-10 lipca 2011 roku. Prowadzona przez Javiera Webera argentyńska kadra, składająca się praktycznie z samych młodych zawodników, robi w Ergo Arenie furorę. Nie dość, że pokazuje widowiskowy, oparty na dużej szybkości rozegrania, styl gry, to dodatkowo osiąga wspaniałe wyniki. Wyższość Argentyńczyków muszą uznać Włosi i Bułgarzy, a Polacy wygrywają z nimi zaledwie 3:2, choć przez około połowę tego spotkania ekipa z Ameryki Południowej gra w rezerwowym składzie.

W półfinale chłopcy Webera ulegają co prawda 0:3 Brazylii, lecz południowoamerykańskie derby na polskiej ziemi przeistaczają się w długą i wyniszczającą bitwę. A drugiego seta, wygranego przez podopiecznych Bernardo Rezende 42:40, można podziwiać i oglądać w nieskończoność. Dzień później Argentyna przegrywa również 0:3 bój o 3. miejsce z Polską, lecz mimo to w jej kierunku spływają kolejne słowa pochwały i zachwytu. Nikt nie wyobraża sobie, że za kilka lat "z tej mąki nie będzie wyśmienitego chleba". A jednak, nie wszystko potoczyło się tak optymistycznie, jak powszechnie zakładano.

Bo do tanga trzeba ... atakującego

Od pierwszej chwili po osiągnięciu sukcesu na turnieju finałowym w Gdańsku mówiło się, że najsłabszym punktem argentyńskiego zespołu jest obsada pozycja atakującego. Występujący wówczas w tej roli Federico Pereyra oraz Gustavo Scholtis nie byli uznawani za siatkarzy mających perspektywy na zrobienie dużej kariery w najsilniejszych ligach świata. Kolejne lata pokazały, że taki osąd nie był bezpodstawny.

Poszukiwania bombardiera, gwarantującego wysoki poziom przynajmniej na dystansie całego jednego turnieju, wciąż w Argentynie trwają. I końca ciągle nie widać. Realizacja misji nie powiodła się ani Weberowi, ani, jak dotąd, pracującemu z kadrą od lutego 2014 roku, słynnemu Julio Velasco. W ciągu minionych czterech lat przez drużynę przewinęło się kilku innych atakujących, takich jak Ivan Castellani, Bruno Romanutti, Santiago Darraidou czy Jose Luis Gonzalez, znany z występów w BBTS-ie Bielsko-Biała (2013-2015). Na tego ostatniego, obecnie 30-letniego gracza, konsekwentnie postawił Velasco, począwszy od Mistrzostw Świata 2014. - Nie jestem fanem podejścia, polegającego na dawaniu miejsca w reprezentacji młodemu siatkarzowi w ramach prezentu. Gonzalez poczynił duży postęp. Przez wiele lat był poza reprezentacją, grał w tym czasie w kilku krajach. Po obejrzeniu paru jego spotkań w polskiej lidze, postanowiłem go przetestować i on naprawdę się rozwinął - tłumaczył 62-letni szkoleniowiec podczas ubiegłorocznego mundialu.

W PlusLidze, mierzący 206 cm wzrostu, siatkarz nie miał jednego zbyt dobrych notowań. Godne wywiązywanie się z roli lidera bielskiego klubu przychodziło mu z dużym trudem, szczególnie w sezonie 2014/2015. Podczas gry dla drużyny narodowej jego postawa wcale nie wyglądała o wiele lepiej. Co prawda zawsze stanowił spore zagrożenie na zagrywce, ale jego specyficzna, niezbyt zgrabna koordynacja ruchowa często przekładała się na problemy z kończeniem piłek w ataku. Gonzalez długimi momentami sprawiał wrażenie ociężałego, a dynamika wykonywanych przez niego akcji nie stała na wysokim poziomie. Mimo to był on szykowany do pełnienia roli pierwszego atakującego również podczas Pucharu Świata. Z udziału w tej imprezie wykluczyła go jednak kontuzja.
Brak Jose Luisa Gonzaleza wcale nie musi okazać się dla Argentyńczyków osłabieniem podczas Pucharu Świata 2015 Brak Jose Luisa Gonzaleza wcale nie musi okazać się dla Argentyńczyków osłabieniem podczas Pucharu Świata 2015
Taki obrót spraw skłonił Velasco, by spróbować nowego wariantu. Po przekątnej z rozgrywającym występuje w Japonii Facundo Conte.

Dwaj wirtuozi i jedna armata to za mało

Przyjmujący PGE Skry Bełchatów jest jednym z nielicznych argentyńskich siatkarzy, którym, sportowo, nie można nic zarzucić od czasu zakończenia Ligi Światowej 2011. Na każdej z imprez gwarantował on swojej ekipie wysoki poziom gry w ofensywie, zazwyczaj zdobywając dla niej najwięcej punktów atakiem oraz zagrywką. - Facundo łączy z ojcem fakt, że, podobnie jak kiedyś Hugo (Hugo Conte - brązowy medalista Igrzysk Olimpijskich w Seulu - red.), doskonale wie, jak radzić sobie z rozwiązywaniem trudnych sytuacji na boisku - chwalił swojego podopiecznego Velasco. Samemu zawodnikowi z kolei od lat znakomicie współpracuje się z reprezentacyjnymi rozgrywającymi: Luciano De Cecco oraz Nicolasem Uriarte.

Obaj przynależą do światowej czołówki na swojej pozycji. Naprawdę niełatwo jest określić, który z nich pełni w zespole narodowym rolę pierwszego. Na jednym turnieju więcej czasu gry otrzymywał bowiem De Cecco, a z kolei podczas kolejnego częściej występował Uriarte. - Oni ciągle są młodzi, więc nadal muszą szlifować technikę i precyzję oraz uczyć się strategii gry. Nie muszą za to rozwijać fantazji, pod tym względem są już znakomici. Pozycja rozgrywającego wymaga dużej wiedzy i doświadczenia, nie liczy się na niej tylko technika. Wszyscy najlepsi rozgrywający na świecie, z wyjątkiem Amerykanina Micaha Christensona, są starsi niż moi podopieczni - tłumaczył jednak z ostrożnością w głosie Velasco. Jeden z samych zainteresowanych przyznał natomiast, że w zespole nie ma mowy o jakiejkolwiek niezdrowej rywalizacji. - De Cecco jest wspaniałym zawodnikiem i nie ma żadnego problemu, jeśli to on przebywa na boisku. Ja myślę wyłącznie o trzech rzeczach: co powinienem robić, co muszę poprawić i jak prowadzić zespół, byśmy grali dobrze - wyjaśnił ze skromnością Uriarte.

Kreatora gry w siatkówce można porównać do osoby zajmującej się prowadzeniem w tańcu. Problem jednak w tym, że o ile, nawiązując do słów słynnej piosenki Budki Suflera, do prawdziwego tanga trzeba dwojga, o tyle do rywalizacji o najwyższe cele w sportach drużynowych konieczne jest posiadanie znacznie większej ilości klasowych graczy. A tych ze światowego topu można aktualnie wskazać w Argentynie zaledwie czterech. Poza tercetem Conte-De Cecco-Uriarte należy do nich również środkowy Sebastian Sole. I właśnie między innymi dlatego drużyna z Ameryki Południowej nie jest stawiana w roli jednego z faworytów do walki o dwa czołowe miejsca podczas Pucharu Świata. Tym samym także w ich czwartkowej (10 września, godz. 8:10 czasu polskiego) konfrontacji z Polakami zdecydowanym faworytem będą nasi reprezentanci.

Wiktor Gumiński 

Argentyna zakończy zmagania w Pucharze Świata 2015 na miejscach:

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×