Belgijski szkoleniowiec nie był w Japonii osobiście - w tym czasie przebywał na zgrupowaniu przed mistrzostwami Europy ze swoimi podopiecznymi, ale starał się oglądać wszystkie mecze Pucharu. Otwarcie przyznaje, że nie lubi tego turnieju.
- Nie lubię Pucharu Świata i nie jestem zachwycony formułą, w której jedenaście zespołów gra każdy z każdym. To tylko z pozoru jest fair, bo te drużyny, które od razu po pierwszych trzech, czterech spotkaniach stracą szansę na awans, potem grają już o nic. I ich nieprzewidywalne występy mogą wpłynąć na wynik rywalizacji i rezultaty tych, którzy grają wciąż o coś. Jeden mecz z jakiegoś powodu zagrają doskonale, a następny fatalnie, bo ostateczny wynik i tak już nie ma dla nich znaczenia - mówi Vital Heynen, któremu nie tylko to przeszkadza w japońskim turnieju.
- Sport to powinny być emocje, napięcie, a w Pucharze Świata jest ogromna liczba meczów o nic. One się odbywają tylko po, żeby się odbyć i są antyreklamą siatkówki. Tym razem akurat medaliści byli nieznani do samego końca, ale bywało i tak, że na trzy kolejki przed końcem Pucharu już wszystko było jasne. To zaprzeczenie idei turnieju w sporcie, kiedy najbardziej emocjonującymi spotkaniami powinny być te ostatnie - podkreśla były znakomity rozgrywający.
Trener brązowych medalistów świata krytykuje również dobór uczestników Pucharu Świata. - To jest dwanaście najlepszych zespołów na świecie tylko w teorii. Europa jest obecnie coraz mocniejszą potęgą siatkarską, która dominuje nad wszystkimi innymi kontynentami i zostawienie jej tylko dwóch miejsc w Pucharze (Polska pojechała jako mistrz świata - przyp. red.) wypacza całą koncepcję "najlepszych drużyn świata". Większość uczestników japońskiego turnieju nie imponowała poziomem i tak naprawdę od początku o medale grały tylko cztery ekipy. I tak jak przewidywałem przed turniejem, te cztery ekipy nie traciły punktów ze znacznie słabszymi reprezentacjami krajów egzotycznych, tylko wyłącznie między sobą. Nie było żadnych niespodzianek, bo jest przepaść między tymi czterema a resztą. Jeszcze Argentyna, Iran, Kanada czy Australia mogą zagrać w miarę przyzwoitą siatkówkę, ale nie mają możliwości, żeby wygrać z tymi najlepszymi - mówi.
Belgijski trener nie jest specjalnie zaskoczony słabszą postawą dwóch uczestników turnieju. - Rozczarowały mnie Iran i Rosja, ale to nie jest niespodzianka. Obie te reprezentacje już wcześniej w trakcie sezonu pokazywały, że mają problemy i to się teraz potwierdziło. W Iranie nie było zmian po Lidze Światowej, w Rosji dokonano zmiany trenera i dlatego z dużą ciekawością im się przyglądałem. Interesowało mnie, jak wiele Władimir Alekno jest w stanie zmienić w tej drużynie. Zwłaszcza koncepcja przestawienia Dmitrija Muserskiego na atak, bo moim zdaniem to pokazuje pewien trend we współczesnej siatkówce. Ale nawet najlepszy szkoleniowiec świata nie był w stanie wpłynąć na swoją reprezentację na tyle, żeby zdobyła medal na Pucharze Świata - podsumowuje.
Heynen ma też wyjaśnienie, dlaczego Biało-Czerwoni mimo swojej dobrej gry przegrali awans na igrzyska. - Polska moim zdaniem grała najlepiej ze wszystkich zespołów w meczach z trudnymi rywalami. Problem w tym, że grała gorzej niż oni w meczach ze słabszymi drużynami i tam traciła sety. Znane powiedzenie mówi, że takiego turnieju nigdy nie wygrasz meczami z najsłabszymi, ale możesz go z nimi przegrać. I to właśnie przydarzyło się Polsce - analizuje Belg.
- Polacy grali zbyt niechlujnie, nieuważnie w tych mniej istotnych spotkaniach, bez odpowiedniej mobilizacji i koncentracji, bezsensownie tracili sety. I to się zemściło na koniec - ocenia Heynen, który był zdziwiony brakiem Jakuba Jarosza w składzie na japoński turniej. - Przed Pucharem Świata spodziewałem się, że to reprezentacja Polski będzie miała najmocniejszą i najbardziej wyrównaną czternastkę. Ale trochę mnie zaskoczył brak powołania dla Jarosza. Oczywiście nie byłem na treningach, nie wiem, jakie były przyczyny decyzji sztabu szkoleniowego, oni na pewno mają pełniejszy ogląd sytuacji. Kuba na pewno nie jest najlepszym blokującym na świecie, ale jego możliwości jako atakującego bardzo by się przydały właśnie w tych meczach z Japonią, Wenezuelą czy Iranem. Tymczasem cały turniej grał Bartek Kurek, mecz po meczu. I uważam, że doskonale sobie poradził, nie powinniście go winić za brak awansu! Trzymał bardzo wysoki poziom i w pełni się sprawdził na nowej dla niego pozycji atakującego, ale za dużo było na jego barkach - komentuje selekcjoner reprezentacji Niemiec.
Mimo tej jednej uwagi Heynen jest pełen podziwu dla sztabu szkoleniowego reprezentacji Polski. - Bardzo doceniam robotę Stephane'a Antigi i Philippe'a Blaina, którzy doskonale sobie poradzili z trudną sytuacją po odejściu czterech zawodników z mistrzowskiego składu. Mimo tych zmian pozostali w ścisłej czołówce światowej, wprowadzili z sukcesem takich zawodników jak Mateusz Bieniek czy Grzegorz Łomacz. Mimo niezadowalającego rezultatu w Japonii Polacy pokazali, że mają bardzo perspektywiczny sztab szkoleniowy oraz siatkarzy. Ale może się zdarzyć, że za kilka miesięcy będą bardzo żałować, że zabrakło im tego jednego seta do kwalifikacji, bo Puchar Świata był bez wątpienia łatwiejszym turniejem niż kwalifikacje w Berlinie w styczniu. Na pewno poziom będzie znacznie wyższy. Poza tym będzie ogromna presja, o wiele większa niż w Japonii. Na Pucharze Świata to była pierwsza szansa, a w Berlinie będzie ostatnia. To będzie wszystko albo nic dla wszystkich uczestników - nie ukrywa Heynen. Nie jest mu na rękę brak awansu dla Polaków, bo w ten sposób stali się jednym z najpoważniejszych i najgroźniejszych rywali prowadzonej przez niego niemieckiej reprezentacji podczas styczniowego turnieju kwalifikacyjnego. - Miałem nadzieję, że Polska się zakwalifikuje z Pucharu i nie przyjedzie do Berlina. Niestety stało się inaczej, ale na pewno bardzo się cieszy niemiecka federacja, bo Polska na turnieju oznacza tysiące polskich kibiców na hali i w mieście. A więc do zobaczenia w Berlinie!
[color=black]
[/color]
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)
Jak zwykle nic do zarzucenia co do wypowiedzi Pana trenera!!