Ratujmy co się da (relacja)

Przed spotkaniem walczącego o miejsce w pierwszej czwórce Centrostalu z ostatnią w tabeli Gedanią niewielu wierzyło, że może ono przynieść większą ilość emocji. Wypowiedzi bydgoskich działaczy, oraz trenerów o sile Gedanii i trudnym meczu, jaki czeka gospodynie traktowano bardziej jak wyraz kurtuazji, niż faktyczną ocenę szans. Tymczasem młody zespół z Pomorza po raz kolejny sprawił niespodziankę i dość niespodziewanie urwał punkty faworytowi. Kto wie jakim wynikiem zakończyłoby się starcie w "Łuczniczce", gdyby przyjezdnym momentami nie zabrakło zimnej krwi i doświadczenia.

GCB Centrostal Bydgoszcz- Gedania Żukowo 3:2 (25:17, 17:25, 14:25, 25:23, 15:10)

GCB Centrostal: Smak, Kuligowska, Mróz, Kowalkowska, Wysocka, Kuczyńska, Nowakowska (libero), oraz Hardzeyewa, Łunkiewicz, Kasprzyk, Naczk

Gedania: Savochina, Skowrońska, Tokarska, Wellna, Nuszel, Zemstova, Durajczyk (libero), oraz Pasznik, Szymańska

Trener Piotr Makowski tuż przed spotkaniem przestrzegał, przed pochopnym dopisywaniem trzech punktów jego podopiecznym. Co prawda ekipa Gedanii to teoretycznie najsłabsza drużyna rozgrywek, ale niejednokrotnie pokazała, że nie ma respektu dla bardziej renomowanych przeciwniczek. Dobitnie przekonały się o tym ekipy AZS Białystok, Farmutilu Piła, oraz Centrostalu Bydgoszcz, które po ciężkich bojach wywiozły z Trójmiasta dwa oczka. -Jesteśmy przygotowani na wszystko. Wierzę, że wygramy, ale cały czas mamy w pamięci pierwsze spotkanie, kiedy po ciężkich bojach wygraliśmy 3:2. Ostatnie mecze Gedanii pokazały, że rezultat jaki uzyskały w starciu z nami to nie był przypadek, a ta drużyna faktycznie potrafi grać dobrą siatkówkę. Musimy więc uważać, tym bardziej, że po kontuzji Kingi Zielińskiej przeprowadziliśmy kilka zmian w składzie i tak naprawdę nie wiemy na co nas obecnie stać- mówił tuż przed starciem szkoleniowiec gospodyń.

O tym, że kontuzja Zielińskiej jest sporym osłabieniem kibice Centrostalu przekonali się już w meczu z MMKS Dąbrowa Górnicza. Bez swojej skrzydłowej drużyna znad Brdy nie była w stanie nawiązać skutecznej walki przegrywając ostatecznie w czterech partiach. Jak przyznaje menedżer drużyny Waldemar Sagan siatkarkę czeka jeszcze kilka tygodni przerwy na rehabilitację. Nie wiadomo też czy skrzydłowej uda się powrócić do gry w tym sezonie. -Kinga jest młodą zawodniczką, dlatego chcemy, aby proces rehabilitacji został w pełni przeprowadzony. Nie chcemy niczego przyspieszać. Niedawno zawodniczka przeszła zabieg artroskopii i teraz oczekujemy na jej powrót do pełni sił. O tym jak wiele Zielińska dla nas znaczy pokazał mecz w Dąbrowie Górniczej. Mimo to staramy się ją jakoś zastąpić do póki nie wróci. Jest jeszcze kilka kolejek przed nami i przez ten czas będziemy szukali najlepszego ustawienia dla naszej drużyny- przyznaje menedżer Centrostalu.

Spotkanie rozpoczęło się dość niespodziewanie od prowadzenia przyjezdnych 0:3. Duża w tym zasługa najbardziej doświadczonej Skowrońskiej, która od pierwszych piłek starała się pokazać swoim koleżankom, że różnica w tabeli nie musi mieć wpływu na przebieg meczu. Bydgoszczanki szybko jednak się otrząsnęły i po chwili mieliśmy na tablicy remis 3:3. Od tej pory przebieg gry nieco się wyrównał. Oba zespoły grały bardzo skoncentrowane, natomiast rozgrywające często wykorzystywały najpewniejsze punkty w swoim zespole czyli Skowrońską i Kowalkowską. Wyrównana walka toczyła się do pierwszej przerwy technicznej, na którą z jednopunktowym prowadzeniem zeszły miejscowe. Po powrocie do gry zespół trenera Makowskiego ruszył z większym animuszem. Przyjezdne natomiast zaczęły popełniać coraz więcej błędów czego efektem było powiększenie dystansu i wynik 14:10 dla gospodyń. W tym momencie o czas poprosił trener Wróbel. Szkoleniowiec starał się uspokoić swoje podopieczne i zachęcić do większego ryzyka w polu zagrywki. Samo przyjęcie bowiem nie wyglądało najgorzej. Problem zaczynał się w momencie rozegrania piłki. Sawochina często wystawiała zbyt czytelnie lub niedokładnie, co owocowało stratą punktów. Uwagi szkoleniowca przyjezdnych nie przyniosły jednak spodziewanych efektów. Centrostal cały czas utrzymywał dystans i w efekcie opiekun gości przy stanie 18:13 poprosił o drugą przerwę. Również tym razem w zespole przyjezdnych emocje wzięły górę nad poradami trenera. Po drugiej stronie natomiast znakomicie grające gospodynie dowodzone przez przeżywającą drugą młodość Kowalkowską konsekwentnie punktowały rywalki ostatecznie zwyciężając 25:17. W tym momencie wydawało się, że przedmeczowe zapowiedzi odnośnie trudnego pojedynku i nieobliczalności rywala były rzeczywiście czystą kurtuazją. Z drugiej jednak strony gdyby przyjezdne wykazały się większym opanowaniem i odpornością na stres, to losy inauguracyjnej partii mogłyby potoczyć się zupełnie inaczej.

Druga partia w przeciwieństwie do poprzedniej rozpoczęła się po myśli gospodyń, które objęły prowadzenie 3:1. Jak się okazało były to miłe złego początki dla podopiecznych trenera Makowskiego. Siatkarki z Żukowa szybko otrząsnęły się marazmu i rozpoczęły konsekwentną pogoń za przeciwniczkami. Dzięki bardzo dobrej grze Zemstovej po kilku minutach na tablicy pojawił się remis 6:6. Od tej pory przyjezdne zaczęły nadawać ton grze. Udany atak Skowrońskiej i blok na Kowalkowskiej pozwoliły gościom zejść na pierwszą przerwę przy stanie 6:8. Po powrocie kolejne dwie akcje zakończyły Gedanistki i o czas musiał poprosić trener Makowski. Bydgoski szkoleniowiec nie ukrywał, że jest zaskoczony słabszą postawą swoich podopiecznych, które zupełnie zatraciły koncepcję gry. Dodatkowo słaba zagrywka i nienajlepsza gra środkiem znacznie ułatwiły przeciwniczkom zdobywanie punktów. Nie pomogła nawet zmiana na środku siatki i wejście Naczk za Kuczyńską. Co prawda zespół znad Brdy zdołał zniwelować na chwilę dystans do dwóch oczek (9:11), jednak czas jaki wziął trener Wróbel przyniósł spodziewane przez niego efekty. Kibice natomiast z niedowierzaniem obserwowali, jak młode zawodniczki Gedanii niczym nauczycielki pokazują starszym koleżankom jak należy grać w siatkówkę. Niespodziewane rozstrzygnięcie w drugiej partii wprowadziło pewien niepokój wśród kibiców i zawodniczek Centrostalu. Zespół trenera Wróbla opanował nerwy i z zaskakującą konsekwencję wykorzystywał błędy bardziej doświadczonych przeciwniczek. Gospodynie natomiast po łatwym zwycięstwie na inaugurację chyba zbyt szybko uwierzyły, że trzy punkty już należą do nich i to przyniosło efekt.

Trzeci set rozpoczął się od dobrej gry przyjezdnych, które po atakach Skowrońskiej i Wellny objęły prowadzenie 1:4. Gospodynie szybko wzięły się za odrabianie strat. Wydatnie pomogły im w tym przyjezdne, które często traciły punkt po błędach własnych lub autowych atakach. Mimo to przyjezdnym udało się zejść na przerwę techniczną z prowadzeniem. Po powrocie na parkiet Gedania grała już o wiele spokojniej. Na boisku natomiast szalała Skowrońska, która w tym spotkaniu była absolutną liderką drużyny z Żukowa. To głównie dzięki jej atakom udało się zespołowi z Trójmiasta zwiększyć dystans do sześciu oczek. Przy stanie 7:13 na wzięcie czasu zdecydował się trener Makowski. -Więcej spokoju i konsekwencji w grze. Ten set jeszcze można wygrać. Apelował do swoich podopiecznych szkoleniowiec miejscowych. Uwagi trenera na niewiele się jednak zdały. Kolejne akcje sprawiały, że dystans pomiędzy obydwoma zespołami stawał się jeszcze bardziej wyraźny. Przy wyniku 8:18 po raz drugi o przerwę poprosił opiekun gospodyń. Było to chyba bardziej działanie, które miało wybić z rytmu przyjezdne, bowiem w zachowaniu zawodniczek próżno było szukać wiary w końcowy sukces. Nic dziwnego, że ostatecznie set zakończył się totalną katastrofą dla miejscowych, które przegrały aż 14:25! W tym momencie sympatycy zespołu znad Brdy z niedowierzaniem kręcili głowami zastanawiając się co się dzieje? Teoretycznie to gospodynie powinny dyktować warunki, a tymczasem ostatnie dwie odsłony to kompletna demolka w wykonaniu ekipy z Żukowa. Nadzieję na zmianę losów meczów dawało jeszcze wspomnienie gdańskiej rywalizacji. Wówczas Gedania prowadziła 2:0, aby ostatecznie przegrać w tiebreaku.

Czwarty set rozpoczął się po myśli gospodyń, które objęły prowadzenie 4:1. Widząc nieporadność swoich podopiecznych trener Wróbel zdecydował się poprosić o przerwę. Szkoleniowiec przyjezdnych chyba starał się za wszelką cenę utrzymać kontakt w początkowej fazie seta uznając, że właśnie pierwsze piłki mogą być decydujące dla przebiegu tej partii. Być może właśnie dlatego kilka minut później przy wyniku 7:5 po raz kolejny zdecydował się wziąć przerwę. Jego działania nie przyniosły jednak spodziewanych efektów. Po powrocie na parkiet minimalną przewagę nadal utrzymywały zawodniczki Centrostalu, które co prawda pozwalały zbliżyć się przeciwniczkom na jeden punkt, aby po cwili momentalnie odpowiedzieć ponownie odskakując. Taki przebieg gry utrzymywał się aż momentu, gdy na tablicy pojawił się rezultat 17:16. Od tej pory miejscowe zaczęły konsekwentnie powiększać dystans, który po ataku Kuligowskiej wynosił już pięć oczek (22:17). Gedanistki co prawda starały się jeszcze w końcówce powalczyć o wygraną broniąc dwie piłki setowe, ale to było wszystko na co pozwoliły przeciwniczkom miejscowe.

Ponad dwie godziny walki sprawiły, że oba zespoły na swoim koncie mogły zapisać punkt. Z pewnością taki podział nie satysfakcjonował do końca żadnej z drużyn. Walcząca o utrzymanie Gedania potrzebowała punktów jak wody i patrząc na przebieg meczu przyjezdne miały prawo czuć niedosyt. Podobnie było w przypadku Centrostalu. Drużyna z Bydgoszczy walczy o czołową czwórkę i z pewnością strata punktów w tym meczu nie mogła bydgoszczanek zadowolić. Do tiebreaka obie drużyny przystępowały więc w myśl słów piosenki Budki Suflera "Ratujmy co się da". Bardziej zdeterminowane były jednak gospodynie, dla których przegrana w tym meczu byłaby drugą z rzędu. To z pewnością nie wpłynęłoby pozytywnie na psychikę miejscowych, które rozpoczęły od mocnego uderzenia. Dobra gra Kowalkowskiej wspieranej przez Mróz pozwoliły miejscowym objąć prowadzenie 6:2. Niekorzystny rezultat zmusił trenera Wróbla do wzięcia przerwy. Chwila na oddech nie wytrąciła z rytmu miejscowych. Punkt z zagrywki zdobyła Kuligowska, chwilę później akcję zakończyła Kowalkowska i było 8:2. W tym momencie wygrana Gedanii stała się mało prawdopodobna. Chyba nawet same Gdańszczanki przestały wierzyć, że losy meczu uda się odwrócić. Zbyt szybko taka myśl zagościła również w głowach miejscowych, które ze stanu 10:4 pozwoliły gościom zniwelować dystans do 12:10. W tym momencie zainterweniował trener Makowski. Bydgoski szkoleniowiec uczulił swoje podopieczne na grę do samego końca i to przyniosło efekty. Ostatnie akcje należały do Mróz, która najpierw zapunktowała atakiem ze środka, a chwilę później w duecie z Kuligowską powstrzymała Skowrońską kończąc tym samym spotkanie.

Komentarze (0)