Pierwszy tegoroczny mecz Impelek w Lidze Mistrzyń nastrajał optymizmem. Wrocławianki pokonały Telekom Baku, ale ważny był nie tyle wynik, co styl gry siatkarek Nicoli Negro. Impel Wrocław nie miał słabych punktów i zapowiadało się, że w kolejnych bojach będzie kontynuował marsz w kierunku fazy play-off. Ważnym, wręcz siedmiomilowym krokiem miało być ewentualne zwycięstwo nad SC Dresdner.
Niemki w 1. kolejce grupy E gładko przegrały 0:3 z Fenerbahce Grundig Stambuł. Nic zatem dziwnego, że za faworyta uchodziły Impelki. Zawodniczki z Drezna pokazały jednak, że przedmeczowe przewidywania swoje, a rzeczywistość swoje. - Nie uważam, że byłyśmy faworytkami. Wiedziałyśmy, że Drezno gra bardzo szybko na skrzydła, więc spodziewałyśmy się trudnego meczu - analizowała środkowa z Wrocławia Monika Ptak.
Porażka z mistrzyniami Niemiec sprawiła, że o awans z grupy będzie znacznie trudniej. Kluczem do gry w dalszej fazie okaże się prawdopodobnie zwycięstwo w rewanżowym spotkaniu w Dreźnie. - Teraz trzeba wygrać każdy mecz, bo siatkówka to loteria. Może się okazać, że ktoś inny niespodziewanie przegra. Czas pokaże, musimy grać na maksa - komentowała sytuację w grupie E wrocławska siatkarka.
Sezon jak na razie nie przebiega po myśli kibiców i działaczy Impela. Zawodniczkom trenera Negro zdarzyły się już słabsze mecze i porażki z Chemikiem Police i PGE Atomem Treflem Sopot, ale zaledwie jeden punkt w meczu z Niemkami również pozostawia uczucie niedosytu. Ponownie pojawiły się głosy, że wrocławianki nie są w stanie wykorzystać ogromnego potencjału, jaki w nich drzemie.
- Uważam, że nie ciąży na nas presja, przynajmniej ja jej nie odczuwam. Mam na myśli tutaj presję zewnętrzną ze strony władz klubu. Każda z nas ma jakieś swoje ambicje i na pewno chciałybyśmy, żeby te mecze wyglądały inaczej - przyznała Ptak.