W bełchatowskiej Hali Energia w sobotni wieczór doszło do hitu kolejki z udziałem brązowych medalistów poprzedniego sezonu - PGE Skry Bełchatów oraz zupełnie odmienionej ZAKSY Kędzierzyn-Koźle. Problemy na środku siatki w dalszym ciągu miał Miguel Falasca, dysponując wyłącznie Karolem Kłosem oraz występującym po raz drugi w wyjściowym składzie w zespole Mariuszem Marcyniakiem.
Start był fatalny dla gospodarzy. Rywale świetnie odczytywali intencje Nicolasa Uriarte, stawiając skuteczne bloki. Cegiełkę dołożył w polu zagrywki Dawid Konarski i przewaga gości systematycznie rosła. Bełchatowianie, którzy mają problemy z początkami spotkań, zaczęli się rozkręcać chwilę przed drugą regulaminową przerwą. Sporej straty odrobić się jednak nie udało, kędzierzynianie byli zbyt solidni i popełniali niewiele błędów, spokojnie dociągnęli przewagę do końca.
W drugim secie od początku na parkiecie był Nicolas Marechal, który jeszcze w trakcie premierowej odsłony zmienił Michała Winiarskiego. Francuz z polskim paszportem miał problemy z atakiem, ale był stabilny w zagrywce i w przyjęciu.
Znacznie lepiej prezentowali się bełchatowianie w drugim secie, dzięki czemu gra się wyrównała. W dalszym ciągu świetną dyspozycję prezentował Konarski, a jego koledzy dobrze ustawiali blok. Nieskuteczność w ataku Mariusza Wlazłego sprawiła, że zmienił go Marcel Gromadowski. Jego zagrywka poskutkowała, gospodarze zdołali odrobić dwupunktowe straty, ten element, jak się później okazało, również pomógł wyrównać stan meczu.
Problemy kędzierzynian w tej partii wynikały między innymi ze słabszego przyjęcia, gorzej wychodziło to nie tylko Kevinowi Tillie, ale także Pawłowi Zatorskiemu. Nie zdeprymowało to ZAKSY, która znów zaczęła grać równie dobrze, jak na początku spotkania, w szczególności Sam Deroo, i znów odskoczyła PGE Skrze. Błędy gospodarzy w ważnych momentach okazały się kluczowe i znów na prowadzenie wyszli przyjezdni.
Bełchatowianie szalę w czwartej partii znów przechylili na swoją korzyść, za wszelką cenę chcąc doprowadzić do tie-breaka. Nie do zatrzymania był Facundo Conte i świetnie dysponowany tego dnia Karol Kłos. To właśnie ich dobra gra spowodowała, że gospodarze zapewnili sobie przynajmniej punkt. Ferdinando De Giorgi wpuścił między innymi Grzegorza Pająka, Rafała Buszka i Patryka Czarnowskiego, ale zawodnicy ci nie potrafili zmienić wyniku seta.
W decydujących momentach meczu włoski szkoleniowiec postawił na Grzegorza Boćka. Okazało się to dobrym wyborem, jego podopieczni znów grali tak dobrze, jak w pierwszej i trzeciej odsłonie. Przy stanie 4:7 arbiter nie odgwizdał podwójnego odbicia Boćkowi w obronie i gra PGE Skry zupełnie się posypała. Bełchatowianie jeszcze próbowali odrobić straty, ale mecz zakończył udany atak Boćka.
PGE Skra Bełchatów - ZAKSA Kędzierzyn-Koźle 2:3 (17:25, 25:21, 20:25, 25:19, 10:15)
Skra: Uriarte, Wlazły, Kłos, Marcyniak, Conte, Winiarski, Milczarek (libero) oraz Marechal, Gromadowski, Janusz, Piechocki (libero)
ZAKSA: Tillie, Konarski, Gladyr, Wiśniewski, Deroo, Toniutti, Zatorski (libero) oraz Bociek, Rejno, Buszek, Pająk, Czarnowski
MVP: Sam Deroo (ZAKSA)