Asystent na zastępstwie - rozmowa z Robertem Strzałkowskim, trenerem i masażystą warszawskiej Politechniki

- Nie czuję się pierwszym trenerem. Jest nim ciągle Krzysztof Kowalczyk, który już pogratulował nam postawy w meczu z ZAKSĄ - powiedział SportowymFaktom.pl, Robert Strzałkowski. 23-letni asystent chorego szkoleniowca warszawskiej Politechniki, prowadził drużynę w meczu z wiceliderem PlusLigi, ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle. Strzałkowski żałuje straconych dwóch punktów, ale chwali siatkarzy i uważa, że w play off każdy będzie się bał stołecznej drużyny.

Wojciech Potocki: Jak się czuje 23-letni trener, kierujący grą szóstej drużyny PlusLigi?

Robert Strzałkowski: Przede wszystkim, muszę podkreślić, że nie jestem pierwszym trenerem Politechniki. Jest nim ciągle Krzysztof Kowalczyk, a ja wciąż czuję się jak jego asystent. Choroba Krzyśka spowodowała, że musiałem go zastąpić i mam nadzieję, że nie zawiodłem. Zrobiłem wszystko co w mojej mocy, by pokierować zespołem, tak jak on chciał. Półtora tygodnia temu trener Kowalczyk dał mi bardzo dokładny harmonogram zajęć i starałem się go w pełni realizować. A jak się czułem dziś na ławce? Wiadomo, jestem młody niedoświadczony i dopiero kończę studia, więc stres musiał być. Mam jednak nadzieje, że się sprawdziłem, a jeśli ktoś uważa, że popełniłem błędy to po prostu przepraszam.

A tak z ręką na sercu, nie szkoda panu tych dwóch straconych punktów? Prowadziliście już z ZAKSĄ 2:0 i mieliście wicelidera na widelcu.

Oczywiście, że szkoda. Tym bardziej, że to my odpuściliśmy, a nie ZAKSA zaczęła grać lepiej, jak to niektórzy ocenili. Przez dwa pierwsze sety graliśmy swoją siatkówkę, chłopcy biegali do każdej piłki, a później coś "siadło". Co tu więcej mówić, bardzo szkoda tych dwóch punktów. Nawet gdybyśmy stracili tylko jednego seta, to też byśmy żałowali. Zawsze w takich sytuacjach można się jednak czegoś nauczyć i wyciągnąć wnioski na przyszłość. My to na pewno zrobimy. Stara siatkarska prawda mówi, w takiej sytuacji: "kto nie wygrywa 3:0, ten przegrywa 2:3". Nie wiem, może trzeba było przegrać te dwa pierwsze sety (śmiech).

Co dalej? Taki mecz, w którym rywal "kradnie" wam punkty z kieszeni, może mocno podciąć skrzydła.

Czy ja wiem? W tym sezonie tylko raz wygraliśmy tie break, a graliśmy ich już pięć. Póki co nie widać, by przegrane piąte sety podcinały nam skrzydła. Wręcz odwrotnie drużyna się jeszcze bardziej mobilizuje na kolejne spotkanie. Przecież my nie jesteśmy potentatem w lidze i tak wyrównana walka z najlepszymi tylko podbudowuje chłopaków. W każdym z tych meczów graliśmy do końca o każdy punkt i jestem pewny że tak będzie dalej.

O drużynę jest pan spokojny. A co będzie z panem? Prezes Dolecka powiedziała przed meczem - zobaczymy jak się sprawdzi w tym meczu. Sprawdził się pan?

A, to już nie do mnie pytanie. (śmiech) Ja cały czas czuję się drugim trenerem. Staram się robić swoje i nie wdaję się w żadne spekulacje. Teraz sytuacja była wyjątkowa, a jeżeli chodzi o zmianę, albo inaczej - pomoc w prowadzeniu drużyny, to decyzja należy do zarządu. Ja nawet nie powinienem się wypowiadać w tej kwestii. Prawdę mówiąc to nie wiem nawet z kim rozmawiają, o ile w ogóle rozmawiają. (Zarząd AZS Politechnika ogłosił, że od wtorku trenera Kowalczyka zastępował będzie Ireneusz Mazur – przyp. red.)

Dzwonił pan już do trenera Kowalczyka?

Jeszcze nie, ale on właśnie przysłał mi SMS-a w którym bardzo gratuluje całej drużynie. Napisał, że jest z nas dumny. Oczywiście już jutro wybierzemy się do niego i mamy nadzieje, że będzie zadowolony.

Po tym meczu na 99 procent zapewniliście sobie grę w play off. Jest jakaś drużyna z którą chcielibyście zagrać? Może właśnie ZAKSA?

Ja jestem daleki od takich spekulacji. Przed nami kolejne mecze, które chcemy wygrać. Walczymy, a jak ułoży się tabela to zobaczymy za kilka tygodni. Nawet teraz, w tej trudnej sytuacji, pokazaliśmy, że jesteśmy prawdziwą drużyną i tak naprawdę, to każdy musi się nas bać. Czy to będzie ZAKSA, czy Skra Bełchatów, która też wygrała z nami, tylko 3:2. Na wyjazdach jesteśmy równie groźni, więc nie kalkulujemy, ale walczymy by zająć jak najlepsze miejsce.

Wróćmy do spotkania z ZAKSĄ. Co się stało Mielczarkowi. Dość enigmatycznie wszyscy mówią, że ma kontuzję…

Bo to prawda, Robert dzisiaj "niefortunnie" usiadł (śmiech) i prawdopodobnie stłukł sobie kość ogonową. To nie jest typowo siatkarska kontuzja, ale niezwykle bolesna i trudno powiedzieć jak długo będzie pauzował. Dla nas zawsze najważniejsze jest zdrowie zawodników, bo to przecież nie są maszyny i nie tylko grają w siatkówkę. Każdy z nich ma swoje życie i nie można ich eksploatować ponad siły. Tym bardziej, że już w środę gramy w Radomiu mecz Pucharu Polski.

Życie płynie i sytuacja w warszawskim klubie zmienia się błyskawicznie. Dzień po naszej rozmowie z Robertem Strzałkowskim ogłoszono, że "na zastępstwo" zgodził się Ireneusz Mazur, który jednak na razie jest… chory. W Radomiu Politechnikę znowu poprowadzi trener Strzałkowski.

Źródło artykułu: