"Marzenia małej dziewczynki się spełniają". Dominika Sobolska o Włoszech i walce o polską kadrę
- Przegrałyśmy mecze, których właściwie nie powinnyśmy przegrać, z Vicenzą i ostatnio z Bolzano. W tych grach nie zagrałyśmy najlepiej… a mówiąc otwarcie, to nie były nasze dobre występy; gdybyśmy wtedy ugrały punkty, nawet niekoniecznie komplet, nasza sytuacja w tabeli byłaby zdecydowanie lepsza. Ale cóż, nastawiamy się teraz na Puchar Włoch, gdzie niedługo gramy z Imoco Conegliano, taką małą reprezentacją USA i wiemy, że z tym zespołem nie będzie łatwo, ale wygrana nie jest niemożliwa.
W sumie trafiłaś idealnie z ligą, bo właściwie w każdej kolejce spotykasz się po drugiej stronie siatki z Belgijką.
- Na dokładniejsze podsumowania przyjdzie czas na sam koniec sezonu. Nie ukrywam, że zdarzały się momenty, w których ciężko było mi się odnaleźć. Od jakiegoś czasu czuję już, że zaczynam grać z większym luzem, bez zbędnego stresu. Robię to, co mam robić, bez zbędnego myślenia o innej hali, innych warunkach gry… Nad swoimi postępami i wszelkimi zmianami zastanowię się po sezonie.
W sumie nie dziwi mnie stres i zdenerwowanie, koło siebie masz samą Simonę Gioli. Jest od kogo pobierać nauki.
- A skoro z Leną już grałam w MKS-ie… (śmiech). Ale wracając do Simony, jest bardzo pomocna, co chwila daje jakieś wskazówki, sporo podpowiada. Nie jestem środkową, która idzie na "fasta", to należy właśnie do Simony, ale podpatruje jej grę i staram się wyciągać jak najwięcej dla siebie. Chociaż na początku wyglądało to czasem tak, że stałam na parkiecie i nagle: "o matko, jestem tutaj i gram w jednej ekipie z Gioli!". Ale to jest chyba w tym wszystkim najpiękniejsze: marzenia małej dziewczynki sprzed tylu lat nagle się spełniają i pozostaje mi z tego czerpać radość.
Kiedy oglądam mecze Montichiari, to u Gioli najbardziej rzuca mi się w oczy to, że ciągle mówi. Do zespołu, sędziego, do przeciwnika przez siatkę, trenera… Typowa liderka, która zawsze musi coś dorzucić od siebie.
- Formalnie kapitanem jest nasza rozgrywająca Ludovica Dalia, ale ona prywatnie przyjaźni się z Simoną i myślę, że tak naprawdę one dwie są naszymi kapitankami. Z drugiej strony to przecież byłoby dziwne, gdyby Simona nie udzielała się: przecież ona ma takie doświadczenie i osiągnięcia, że powinno się od niej wręcz wymagać pomocy. I tak jest, dyskutuje z nami, nawet z trenerem… Ale jeżeli ktokolwiek może sobie na coś takiego pozwolić, to właśnie ona.
Macie w składzie takie postacie jak Gioli, bardzo solidne skrzydłowe i w sumie na papierze wygląda to dobrze, ale mam wrażenie, że zbyt rzadko pokazujecie swój pełny potencjał.
- Trapi nas to, że kiedy coś nie układa się po naszej myśli, to wtedy idzie seria straconych punktów i wszystko się sypie. Ale nie zawsze, pamiętam mecz z Modeną, gdzie w drugim secie przegrywałyśmy wyraźnie, bo 11:16, potem 13:18, ale udało nam się wygrać partię i potem już poszło szybko. Faktycznie zdarzają się nam przestoje, w których tracimy sporo punktów i chyba żadna z nas nie wie, skąd to się bierze. Gdybyśmy wiedziały, pewnie nie miałybyśmy tego problemu! Pamiętam, że za czasów mojej gry w Dąbrowie zdarzało się to samo.
Skoro jesteśmy przy twojej drużynie: Berenika Tomsia pomogła ci wprowadzić się w nowe środowisko?
- Tak, na samym początku. Nie tylko językowo, bo sporo rozumiałam, poza tym wiadomo, że nie ma to jak swój człowiek w terenie. Berenika jest bardzo pomocna, zarówno na boisku i poza nim, gdy trzeba coś załatwić… Dobrze, że jest!