Indykpol AZS Olsztyn nie przedłużył dobrej passy we własnej hali, w której nie przegrał od początku sezonu. ZAKSA Kędzierzyn-Koźle potrzebowała trzech setów, w których nie dała rywalom większych szans na nawiązanie walki.
Akademicy docenili klasę rywala, nie szczędząc im po meczu komplementów. - ZAKSA w swoim składzie ma dobrych zawodników, którzy świetnie bronią każdą piłkę i wyprowadzają z tego kontratak. To na pewno było naszą zmorą. Nie potrafiliśmy skończyć ataku. Pierwsze dwa sety to konsekwencja tego, że źle przyjmowaliśmy, nie kończyliśmy ataków. Dopiero w trzecim secie zaczęła się taka mała gonitwa, ale niestety nie daliśmy rady - przyznał Marcin Waliński.
Rok olsztynianie rozpoczęli od wygranej z brązowym medalistą poprzedniego sezonu. - Zagraliśmy dobry mecz w Bełchatowie, skąd przywieźliśmy trzy punkty i zapisaliśmy się na kartach historii klubu, bo po ośmiu latach wygraliśmy z PGE Skrą. Teraz przegraliśmy z ZAKSĄ, więc czasami takie mecze bywają, że wychodzimy, gramy dobrze, wszystko nam wychodzi, wygrywamy 3:1, a po kilku dniach nic nam nie wychodzi i przegrywamy 0:3. Ale jak wspominałem, ten wynik, to konsekwencja złego przyjęcia, słabego procentu w ataku i rywal grający na bardzo wysokim poziomie. My tak naprawdę nie mogliśmy wejść na swój poziom i w wyniku tego przegraliśmy szybko mecz - zakończył zawodnik.
Indykpol AZS w najbliższą sobotę zmierzy się w meczu wyjazdowym z Łuczniczką Bydgoszcz.