Olbrzym, który zadziwiał delikatnością. 12 lat temu zmarł Zdzisław Ambroziak

Znajomi mówili, że był jak poskładany z kilku różnych, zupełnie nie pasujących do siebie kawałków, które tworzyły fascynującą całość. Miał talent muzyczny i literacki. Był klasowym sportowcem i dziennikarzem. 12 lat temu odszedł Zdzisław Ambroziak.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Marek Kliński PAP / Marek Kliński

Sportowiec i dziennikarz
Niewielu pamięta, że Ambroziak do dziennikarstwa trafił jeszcze jako aktywny siatkarz. Swoje pierwsze teksty publikował na łamach "Sportowca", w drugiej połowie lat 60. Na początku pisanie tekstów było dla niego zajęciem drugoplanowym, najważniejsza była gra w reprezentacji Polski, występy na mistrzostwach Europy, świata i na Igrzyskach Olimpijskich, na których dwumetrowy atakujący straszył rywali imponującą posturą.

Po nieudanym dla naszej drużyny turnieju olimpijskim w Monachium w 1972 roku Ambroziak, nazywany przez kolegów z kadry "Starym", zrezygnował z gry w reprezentacji (wystąpił w niej 220 razy). Wyjechał do Włoch, gdzie przecierał szlaki innym polskim siatkarzom, ale i coraz więcej pisał dla "Sportowca".

Do Polski wrócił po jedenastu latach, krótko po narodzinach córki Ewy. Trzy lata później rozpoczął pracę w Telewizji Polskiej, dla której komentował mecze tenisa. W 1993 roku zaczął pisać dla "Gazety Wyborczej", z którą był związany do śmierci. Jego felietony z cyklu "Od ściany do ściany" cieszyły się dużą popularnością i dały mu status jednego z najważniejszych publicystów sportowych w kraju.

Prawda ważniejsza od trendów
Ambroziak nie bał się formułować w swoich tekstach niepopularnych tez. Bywało, że narażał się najbliższemu sobie siatkarskiemu środowisku, jak choćby wtedy, gdy napisał jeden ze swoich najgłośniejszych tekstów, "Jesteś za duży, żeby przegrać", skierowany do pogrążającego się w alkoholizmie Huberta Jerzego Wagnera. Chciał wówczas wstrząsnąć wieloletnim przyjacielem, kierując się jego własną maksymą - "nieważne, czy oni wygrają ten mecz dla mnie, czy przeciw mnie".

"Jeżeli cała ta olimpijska liturgia ma sens, jeżeli mamy nie wstydzić się wycieranych w nieskończoność haseł, że nie zwycięstwo, lecz uczestnictwo, że przez ciernie do gwiazd, że wreszcie ostatni będą pierwszymi - no więc jeżeli to wszystko nie są jedynie puste słowa, to, psiakrew, teraz, wobec Jurka, jest pora, żeby to udowodnić!" - apelował do znajomych i przyjaciół Wagnera.

Pisał o pięknie sportu, dzięki któremu "nawet notoryczny leń i wałkoń może nauczyć się na starość szacunku dla pracy, tak jak zarozumialec może nauczyć się pokory". Wierzył w fair play, które jednak według niego nie polegało na pięknych, efektownych gestach, a na przestrzeganiu wszelkich zasad sportowej rywalizacji, nawet tych bezwzględnych, zgodnie z którymi pechowcy odpadają, a słabi przegrywają w upokarzających rozmiarach.

Nie zapominał o kosztach, jakie sport ze sobą niesie i o tych, którzy odczuwają te koszty najbardziej. W swoich tekstach nazywał ich "bezimienną armią szeregowych męczenników sukcesu", dla której "pragnienie zajęcia nieosiągalnego miejsca na najwyższym podium było równoznaczne z podpisaniem wyroku na własne zdrowie".

Denerwowało go oszczędzanie na sporcie dzieci i młodzieży, lekceważenie znaczenia uprawiania sportu dla społeczeństwa. Irytowała komercjalizacja, choć uczciwie przyznawał, że sportowcy na każdym poziomie są warci dokładnie takich pieniędzy, jakie inni decydują się im płacić. Nie znosił dopingu, z całą surowością potępiał tych, którzy po niego sięgali. Dla niego samego oskarżenie o stosowanie niedozwolonych środków, co miało miejsce na MŚ w Bułgarii w 1970 roku, było jednym z najgorszych doświadczeń w sportowej karierze. "Wiedziałem, że jest to pomyłka albo nikczemność. Ale nie umiałem zachować spokoju. W szatni (...) waliłem pięściami w ścianę i wyłem jak zranione zwierzę".

- Kiedy czytało się jego felietony, dochodziło się do wniosku, że istota całej kolumny sportowej w gazecie znajdowała się właśnie w jego tekście - wspomina Janusz Uznański, rzecznik prasowy Polskiego Związku Piłki Siatkowej, który wspólnie z "Ambrożym" komentował mecze siatkówki dla TVP.

- Nie był człowiekiem łatwo zginającym kark przed powszechną opinią. Zawsze szukał poglądu zgodnego z prawdą, a nie z trendami - podkreśla Uznański. - Mówiłem mu, że mam do niego ogromne pretensje, ponieważ w swoich felietonach pisze o rzeczach, które wiem od dawna i które czuję, a które tylko on potrafi nazwać. To był jego fenomen.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×