Lotos Trefl - Indykpol AZS: Istotne trzy punkty pozostały w Gdańsku

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Iza Zgrzywa
WP SportoweFakty / Iza Zgrzywa
zdjęcie autora artykułu

Drugi chronologicznie mecz 24. kolejki PlusLigi odbył się w trójmiejskiej Ergo Arenie. Lotos Trefl Gdańsk pokonał w nim Indykpol AZS Olsztyn w czterech setach i zachował szansę na zajęcie trzeciego miejsca na koniec fazy zasadniczej.

W tym artykule dowiesz się o:

Gdańsczan do zwycięstwa motywowała nie tylko sytuacja w tabeli (wciąż są w grze o trzecią lokatę), ale również rezultat spotkania pierwszej rundy. Nieco ponad trzy miesiące temu w olsztyńskiej Uranii to gospodarze okazali się lepsi po tie-breaku pełnym emocji.

Trener Andrea Gardini od początku desygnował do gry nowo pozyskanego atakującego, Mikko Oivanena, który zasilił szeregi Akademików z Olsztyna na zasadzie "jokera medycznego" w miejsce Brama van den Driesa. Z kolei rodak szkoleniowca ekipy z Olsztyna, a prywatnie przyjaciel, Andrea Anastasi w wyjściowej szóstce postawił m.in. na Miłosza Hebdę na przyjęciu oraz Artura Ratajczaka na środku, gdyż takie rozwiązanie przed tygodniem przyniosło żółto-czarnym zwycięstwo w zaległym meczu z BBTS-em Bielsko-Biała.

Pierwsze minuty starcia w Gdańsku potoczyły się bardzo dobrze dla przyjezdnych, którzy dzięki znakomitej dyspozycji skrzydłowych wyszli na prowadzenie 7:2. Kibice zgromadzeni w Ergo Arenie od pierwszej przerwy technicznej oglądali pogoń swoich ulubieńców za przeciwnikami, która była możliwa dzięki skuteczności duetu Mateusz Mika-Murphy Troy. Gospodarze odrobili straty po drugiej przerwie technicznej, a gdy w polu zagrywki znalazł się wspominany Mika i posłał dwa asy, zabawa dla olsztynian w tej partii się zakończyła.

Trener Anastasi zdecydował, że drugiego seta rozpocznie tak, jak kończył pierwszego, czyli z Przemysławem Stępniem na rozegraniu i Damianem Schulzem na ataku. I to wydawało się dobrym posunięciem, gdyż po zaciętym początku siatkarze z Gdańska oddalili się od przeciwników na pięć oczek (13:7). Choć jeszcze Bartosz Bednorz próbował ratować sytuację i nawet doprowadził swój zespół do kontaktu z rywalami (15:14), nie był to na tyle silny zryw, by przejąć kontrolę nad przebiegiem wydarzeń. Od tego momentu Indykpol AZS zdobył tylko trzy oczka. Nie pomogła nawet zmiana rozgrywającego na Krzysztofa Bieńkowskiego. Końcowe fragmenty tej partii to popis Schulza w ataku. Gdańszczanie wygrali do 17 i prowadzili już 2:0 w całym pojedynku.

W trzecią część spotkania, podobnie jak w pierwszą, lepiej weszli podopieczni Gardiniego (rozpoczęli od prowadzenia 8:4), lecz tym razem nie dali sobie wyrwać prowadzenia. Coraz pewniej czuł się Filip Stoilović, który dzielnie wspierany był przez Bednorza i Oivanena. W drużynie z Gdańska powrócili na plac gry Marco Falaschi i Murphy Troy. Zameldowali się też po raz pierwszy Sebastian Schwarz i Bartosz Gawryszewski, lecz nie w ofensywie leżał problem Lotosu Trefla, a w przyjęciu. Dzięki temu olsztynianie wygrali 25:20 i przedłużyli całe spotkanie.

Zespół Andrei Anastasiego szybko się jednak podniósł i w czwartym secie, w którym żółto-czarni nie przeoczyli początku, pewnie zmierzali po zwycięstwo za trzy punkty. Skrzydłowi Indykpolu AZS przestali kończyć ataki, a po raz kolejny ciężar odpowiedzialności za zdobywanie punktów udźwignął Damian Schulz, którego po zakończeniu meczu uhonorowano czwartą w tym sezonie statuetką dla najlepszego zawodnika spotkania. Lotos Trefl wygrał tę partię 25:17 i zgarnął być może bezcenne trzy punkty w kontekście walki o trzecią lokatę na koniec fazy zasadniczej.

Lotos Trefl Gdańsk - Indykpol AZS Olsztyn 3:1 (25:22, 25:17, 20:25, 25:17)

Lotos Trefl: Falaschi, Mika, Ratajczak, Troy, Hebda, Grzyb, Gacek (libero) oraz Schulz, Stępień, Schwarz, Gawryszewski.

Indykpol AZS: Woicki, Waliński, Zniszczoł, Oivanen, Bednorz, Koelewijn, Potera (libero) oraz Stoilović, Bieńkowski

MVP: Damian Schulz (Lotos Trefl)

Zobacz wideo: Dudek o Arłamowie: Niewiele jest takich miejsc

{"id":"","title":""}

Źródło artykułu:
Komentarze (1)
Wiesia K.
31.03.2016
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Bartosz Bednorz zawsze zaczyna mecz bardzo dobrze ....a potem gaśnie. Wczoraj było tak samo ,tyle.że potem były też jakieś przebłyski.