Werblińska przez dwa dni finałowej rywalizacji w Kaliszu prezentowała się bardzo dobrze zarówno w przyjęciu, jak i w ataku. W efekcie po zwycięstwie w decydującym meczu nad PGE Atomem Treflem Sopot 3:1 uhonorowano ją nagrodą dla najlepszej przyjmującej turnieju.
WP SportoweFakty: W turnieju w Kaliszu oglądaliśmy dwa różne oblicza Chemika - w sobotnim półfinale miałyście lepsze i gorsze momenty, zaś w finale grałyście pewnie i równo.
Anna Werblińska: Tak naprawdę dziewczyny z Łodzi nie miały nic do stracenia, jest zasada "bij mistrza" i chciały nas ukąsić. Ciężki dla nas mecz, raz było pod górkę, raz z górki, więc to było chyba dla nas dobre przetarcie w kontekście tego finałowego spotkania. Pierwszy set nie potoczył się po naszej myśli - było dużo nerwów, za szybko chciałyśmy cokolwiek zrobić na boisku i w konsekwencji przegrałyśmy seta. Ale cieszę się, że ta wiara i nadzieja nie umknęła, że wyszłyśmy skoncentrowane oraz zmotywowane i pokazałyśmy od drugiego seta swoją siatkówkę.
Powiedzenie: "kto zagrywa ten wygrywa" znalazło zastosowanie w waszym przypadku?
- Wydawało mi się, że naprawdę nasze przyjęcie poszło zdecydowanie w górę. Asia (Wołosz - przyp. red.) miała możliwość rozrzucania tych piłek. Bardzo dobrze zagrywałyśmy, wiedziałyśmy, że serwis może być kluczem do zwycięstwa i konsekwentnie to wykorzystałyśmy.
Ale trzeba też przyznać, że Atomówki nie zagrały na swoim optymalnym poziomie.
- Tak naprawdę ciężko powiedzieć. Wiadomo, główną liderką tego zespołu jest Kasia Zaroślińska, którą udało nam się zatrzymać. Rozbrykała się nam w czwartym secie, więc wiedziałyśmy, że jeśli pozwolimy na to, że dalej będzie bardzo skuteczna, to będzie nam trudno wygrać tego czwartego seta, a później jeszcze piątego. Na pewno na niej było największe skupienie. Udało nam się ją zatrzymać. Tak naprawdę chyba wszystkie elementy u nas bardzo fajnie funkcjonowały, zagrałyśmy radosną, zespołową siatkówkę.
Tak szukam w głowie słabego elementu w waszym wykonaniu w finale i chyba nie mogę znaleźć...
- Ja też nie! Zarówno te dziewczyny, co były na boisku jak i te, co były w kwadracie, wspierały nas, dawały cenne wskazówki, także jestem dumna ze swoich dziewczyn i z całego sztabu.
Patrząc na cały Puchar Polski, przeszłyście przez niego trochę jak burza. Tylko dwa stracone sety w trzech meczach. I żadnego tie-breaka...
- Niby tie-breaka nie było, ale te mecze są ciężkie, czasem się wygrywa 3:0, ale te sety są takie na przewagi 2-3 punkty różnicy. Tak naprawdę kto opanował nerwy i swoją grę jako pierwszy, ten wygrał.
Czy to, co zobaczyliśmy w finale, to była pełnia możliwości Chemika w tym sezonie?
- My jesteśmy wszystkie wobec siebie bardzo krytyczne i zawsze jest tak, że coś mogę zrobić lepiej. Ale to są ułamki sekund, czasem się podejmie dobrą, czasem złą decyzję. Są momenty, że trzeba ryzykować, innym razem dopisze szczęście. Zagrałyśmy przede wszystkim zespołowo i mam nadzieję, że to nam pozwoli walczyć o mistrzostwo.
Za występ w turnieju w Kaliszu otrzymałaś nagrodę dla najlepszej przyjmującej. Obiektywnie trzeba przyznać, że wypadłaś najlepiej spośród wszystkich twoich koleżanek, ale i rywalek na swojej pozycji.
- Takie mam zadanie na boisku, jestem przyjmującą, więc na barkach moich, a także drugiej przyjmującej i libero leży ten ciężar. Po prostu zawsze chce się jak najlepiej grać, nie zawsze wychodzi. Hela (Havelkova - przyp. red.) też w trudnych momentach dobrze przyjmowała. Jeśli jednej nie idzie, pomagamy jej. Nie można tak zakładać, bo w kolejnym meczu mogę mieć jeszcze lepsze przyjęcie albo bardzo słabe przyjęcie. Tak naprawdę to jest dyspozycja dnia i chyba nie będziemy się zagłębiać.
Jest realna szansa, że z PGE Atomem zagracie w finale Orlen Ligi. To drużyna, która w ostatnich miesiącach najczęściej staje wam na drodze do trofeów. Zaskakują was jeszcze czymś sopocianki?
- Znamy się jak łyse konie. Ta siatkówka może się podobać, bo stoi na wysokim poziomie, a z drugiej strony wiemy, jak która atakuje, wiemy, jak która przyjmuje. Także takie mecze mogą się naprawdę podobać nawet mimo tego, że może być łatwa bądź ciężka wygrana. Na razie koncentrujemy się na tym, by wygrać z Dąbrową. Był czas na świętowanie, ale od poniedziałku pełna mobilizacja, bo jeżeli z nimi nie wygramy, to tak naprawdę nie będziemy w finale.
Wiesz, który to twój Puchar Polski? Liczysz te trofea, które zdobywasz?
- Szczerze mówiąc nie liczę, nie zastanawiam się, który to mój Puchar Polski. Ale bardzo się cieszę, że zagrałam w swoim drugim domu. Świdnica jest moim rodzinnym domem, ale tutaj się osiedliłam i Kalisz jest moim drugim domem, więc tym bardziej cieszę się, że mogłam tu świętować zdobycie pucharu. Po cichutku liczę, że ta siatkówka w Kaliszu się odrodzi, bo w tym mieście spędziłam jedne z fajniejszych lat mojej kariery.
W niedzielę Anna Werblińska zdobyła swój czwarty Puchar Polski w karierze (przyp. red.)
Rozmawiał Krzysztof Sędzicki (@ksedzicki)
Zobacz wideo: #dziejesienazywo: Walka o Igrzyska - brak awansu byłby tragedią