Zamienił walkę o mistrzostwo Niemiec na niepewny los w PlusLidze. "Potrzebowałem kolejnego wyzwania"

Mark Lebedew zdradza, dlaczego opuścił Berlin Recycling Volleys i zdecydował się podjąć pracę w borykającym się z problemami finansowymi Jastrzębskim Węglem. Tłumaczy także, co spowodowało, że jego podopieczni walczą ostatecznie o siódme miejsce.

Agata Kołacz
Agata Kołacz
Mark Lebedew / Mark Lebedew

WP SportoweFakty: Z Berlin Recycling Volleys zdobył pan brąz Ligi Mistrzów i trzy mistrzostwa Niemiec. Na koniec ubiegłego sezonu przegrał pan jednak rywalizację z VfB Friedrichshafen o złoty medal ligi. Odejście z BRV było spowodowane właśnie tą porażką?

Mark Lebedew: Nie, rezultat nie miał tu żadnego znaczenia. Dużo przed zakończeniem rywalizacji w lidze niemieckiej myślałem o opuszczeniu Berlina, w którym pracowałem przez pięć lat. Dla mnie i całej mojej rodziny nadszedł po prostu odpowiedni czas na zmianę środowiska.

Łatwo było podjąć decyzję o opuszczeniu Niemiec?

- W Niemczech pracowałem łącznie siedem lat. Moja decyzja była dwuetapowa, najpierw zdecydowałem opuścić BRV. To był wspaniały czas, mieliśmy chociażby okazję uczestniczyć w niezwykłym wydarzeniu, jakim bez wątpienia było Final Four Ligi Mistrzów. Myślę jednak, że nieustanna praca w jednym miejscu i w jednym klubie przez pięć lat nie jest dla nikogo najprostsza. Później okazało się, że pojawiła się opcja pracy w Polsce, i to w Jastrzębskim Węglu. Moja żona pochodzi z Żor, więc propozycja była dla nas idealna.

W lidze niemieckiej zawsze walczył pan o mistrzostwo. Już w momencie startu nowego sezonu można było założyć, ze w finale zagrają BRV z VfB.

- To był efekt końcowy, natomiast gdy przychodziłem do Berlina, BRV nie był w najlepszej "czwórce" od trzech czy czterech lat. Wówczas liczyło się Vfb Friedrichshafen i Generali Haching. Kiedy w sezonie 2010/2011 w półfinałach pokonaliśmy zespół z Haching, nikt się tego nie spodziewał. Awans do finału był ogromnym zaskoczeniem. Rok później po rundzie zasadniczej byliśmy dopiero na trzecim miejscu, ale ostatecznie zostaliśmy mistrzem Niemiec. Dopiero po tym pierwszym złotym medalu stało się jasne, że w każdym następnym sezonie będziemy się bić o triumf w lidze. Poczyniliśmy odpowiednie transfery, znacząco wzmocniliśmy zespół. Przez kolejne lata faktycznie naszym celem było mistrzostwo, jednak wcześniej przeszliśmy naprawdę długą drogę.

Nie bez powodu pytam o pańskie doświadczenie w biciu się o najwyższe cele. Przyszedł pan do Jastrzębskiego Węgla, który borykał się z wieloma problemami przed sezonem. Ta zmiana nie należała z pewnością do najprostszych?

- Owszem, ale przyjęcie propozycji od Jastrzębskiego Węgla było po prostu kolejnym wyzwaniem w mojej pracy. Tutaj musimy się skupić na każdym kolejnym meczu i próbie osiągnięcia pozytywnego wyniku. Nie oszukujmy się, jeśli wiesz, że walczysz o mistrzostwo, nie byłeś w stanie przez cały sezon utrzymać najwyższej motywacji. Dlatego w lidze niemieckiej mogły się nam przydarzyć jakieś drobne potknięcia, spowodowane np. grą w Lidze Mistrzów, co przekładało się niedyspozycją w rodzimych rozgrywkach. W Niemczech w zasadzie można było zakładać, że stoczymy bardzo zacięty pojedynek z VfB, a resztę powinniśmy wygrać bez większych trudności. W PlusLidze natomiast ta koncentracja zawsze musiała być utrzymana na najwyższym poziomie, zwłaszcza w tegorocznym sezonie. Każdy musi uważać na każdego. Jedynym zespołem, któremu nie udało się nam urwać punktów, jest ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. Z pozostałymi zdobywaliśmy punkty, by później z tymi samymi drużynami je stracić. Praca w PlusLidze jest niezwykle ekscytującym doświadczeniem.
Mark Lebedew wraz z graczami Jastrzębskiego Węgla wykonał ogrom pracy Mark Lebedew wraz z graczami Jastrzębskiego Węgla wykonał ogrom pracy
Przed sezonem sytuacja Jastrzębskiego Węgla wydawała się bardzo zła. Wiele osób mówiło, że będziecie raczej chłopcami do bicia. Tymczasem walczycie o siódmą lokatę. To chyba należy uważać za sukces?

- Czasami dobrze jest nie rozumieć języka kraju, w którym się pracuje. Oczywiście dochodziły do mnie pewne opinie, ale nie przywiązywałem do nich uwagi. Wiedziałem, że mamy dobrych zawodników i pracując ciężko, jesteśmy w stanie osiągnąć pozytywny wynik. O całej sytuacji finansowej klubu zostałem uświadomiony. Jednak kompletnie nie słuchałem opinii, że będziemy grać o najniższe miejsca w tabeli.

Kluczem do tego, że udało się uniknąć tych przedsezonowych spekulacji jest ciężka praca i dobra atmosfera w drużynie?

- Tak. Drużyna dawała z siebie wszystko, każde zwycięstwo jest pochodną świetnie wykonanej pracy. Sezon jest intensywny i każdy może mieć wzloty i upadki, ale mamy za sobą kilka naprawdę dobrych meczów. W pierwszych pięciu kolejkach rozegraliśmy pięć tie-breaków, w całym sezonie jedenaście. Do kilku z tych tie-breaków doprowadziliśmy przegrywając 0:2. To idealnie obrazuje, że moja drużyna nigdy się nie poddaje. Jeśli masz takie podejście mentalne podczas meczów, ale i podczas treningów, to twoje szanse na sukces są dużo większe.

Osobą, która ma największy wpływ na dyspozycję Jastrzębskiego Węgla, jest Michał Masny?

- Zdecydowanie. To nie jest tajemnicą, że Miśkin jest jednym z najlepszych rozgrywających w lidze. Nie należy już do najmłodszych zawodników, ale ma za sobą świetny sezon. To, że pozostał w tej drużynie, to moje ogromne szczęście.

Czy można już coś powiedzieć na temat pańskiej przyszłości w Jastrzębskim Węglu?

- W tym momencie jest zdecydowanie zbyt wcześnie.

Rozmawiała Agata Kołacz

Zobacz wideo: Radwańska ambasadorką Euro. "Może uda się zobaczyć jakiś mecz"
Źródło: TVP S.A.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×