Nikola Grbić: Zrozumiałem, że muszę trochę odpuścić

Szkoleniowiec reprezentacji Serbii Nikola Grbić w rozmowie z WP SportoweFakty mówi m.in. o tym, dlaczego cieszy się, że zagra z Polską w Lidze Światowej oraz co zmienił w swojej drużynie po poprzednim nieudanym sezonie.

Ola Piskorska
Ola Piskorska
WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski

WP SportoweFakty: W Berlinie powiedział pan, że potrzeba czasu, żeby podsumować pana pierwszy sezon z reprezentacją Serbii. Rozumiem, że u progu kolejnego sezonu ma pan wszystko już przemyślane? Zwłaszcza kwestię, dlaczego rozpoczęło się od srebrnego medalu Ligi Światowej, a potem było już coraz gorzej.

Nikola Grbić: Zacznijmy od tego, że obejmowałem drużynę po fatalnym występie na mistrzostwach świata w Polsce. We wszystkich była ogromna frustracja i rozczarowanie, bo w poprzednich czterech mundialach Serbia dochodziła do półfinału. Chęć zmazania tamtej plamy bardzo mocno napędzała moich zawodników na początku naszej współpracy, byli zdeterminowani, żeby pokazać, że to był wypadek przy pracy. Do tego zmiana sztabu szkoleniowego jest zawsze pozytywnym impulsem dla zespołu. Cały system pracy był odmienny niż u poprzednika i to wzbudziło zainteresowanie i zaangażowanie siatkarzy. Pojawiła się nowa energia, nowy entuzjazm i nowa motywacja. Oczywiście, to samo w sobie nic jeszcze nie gwarantuje, ale na tym można było budować.

Czyli rozczarowanie wynikiem w MŚ, plus zmiana trenera dały wam napęd w Lidze Światowej i pomogły w wygraniu srebra?

- Tak. A potem chyba spoczęliśmy na laurach i uznaliśmy, że już jesteśmy znowu świetni i już to wszystkim udowodniliśmy tym srebrem. A na mistrzostwach Europy doszła do tego presja. Przyznam, że to nie rezultat sam w sobie mnie rozczarował najbardziej, choć na pewno porażka w ćwierćfinale, to było gorzej niż oczekiwałem. Najgorsza była nasza postawa w meczach wcześniejszych. Pięciosetowa męka ze Słowacją, szybki mecz z Finlandią, bardzo średnie spotkanie z Rosją i na koniec koszmar: pięć setów z Estonią. Co gorsza, przegrywaliśmy już 0:2 w tym meczu. Powiem tak: jak grasz dobrze, z determinacją i energią, broniąc każdej piłki i mimo to przegrywasz, to ok. Rywal był sportowo lepszy i już. Ale na grę moich zawodników momentami się patrzeć nie dało. I, przy całym szacunku dla reprezentacji Słowacji i Estonii, jak z takim zespołami gramy zacięte boje jak równy z równym, to znaczy, że coś zawiodło.

Tym bardziej, że nie graliście w Pucharze Świata, więc mieliście wiele czasu na przygotowania.

- I jeszcze miesiąc wakacji, co nie zdarzyło się od lat. I taka postawa zawodników oznacza, że ja te przygotowania źle przeprowadziłem. Bo to nie jest tak, że oni mnie rozczarowali. Ich zła gra musiała z czegoś wynikać i to były jakieś moje błędy.

Jakie?

- Szczerze mówiąc, gdybym miał cofnąć się w czasie, to zorganizowałbym to tak samo i zarazem zupełnie inaczej. Czas trwania przygotowań i metodologia pozostałyby takie same, ale zmieniłbym intensywność, podejście i wiele innych detali.

ZOBACZ WIDEO #dziejesienaeuro. Polacy w znakomitej sytuacji po meczu z Niemcami. "To fantastyczne uczucie"

Potem przyszedł turniej kwalifikacyjny w Berlinie, gdzie odpadliście na etapie grupy, przegrywając z Polską i Niemcami. I znowu można było mieć sporo zastrzeżeń do postawy pana siatkarzy, którzy mecz z Niemcami oddali bez walki.

- Tak, to znowu było to samo. Nie sama porażka, tylko sposób, w jaki przegrali. Całe życie jako zawodnik i teraz jako trener uważam, że najważniejsze jest walczyć. Wtedy nawet jak przegrasz, to możesz zejść z boiska z podniesioną głową. Ale jeżeli zagrasz na pół gwizdka czy nawet na ćwierć gwizdka, to zawsze będziesz żałować i zastanawiać się, co by było, gdyby... No i wtedy złożyłem dymisję natychmiast, tak jak pani mówiłem, ale ustaliliśmy z Aleksandarem Boricicem, że zostanę jeszcze do igrzysk w Tokio.

To jakich zmian dokona pan w tym sezonie?

- Przede wszystkim zmieniony został cały sztab poza mną. Nie dlatego, że źle pracowali, ale dla naszej federacji jest bardzo istotne, żeby przy reprezentacji Serbii pracowali przede wszystkim Serbowie, w ramach przygotowywania przyszłych kadr. I chciałabym dodać w tym miejscu, że bardzo im dziękuję za ten rok współpracy, zwłaszcza Camillo Placiemu. On ma ogromne doświadczenie trenerskie i wiele się od niego nauczyłem, ale czas stanąć na własnych nogach, a nie ze starszym bratem u boku. Muszę poeksperymentować według własnych pomysłów, sprawdzić zupełnie nowe rzeczy i sam ponosić za to pełną odpowiedzialność. Chciałbym znaleźć własną drogę do zawodników i przekazać im swoją mentalność z czasów, kiedy ja byłem zawodnikiem.

Ale mówił mi kiedyś pan, że oni są zupełnie inni mentalnie, że to jest przepaść.

- To prawda, oni mają zupełnie inne wartości. Skok technologiczny, jaki się dokonał w ostatnich latach, spowodował, że młodzi są jednocześnie superrozwinięci w jednym aspektach, a kompletnie niedojrzali w innych. Są też zatopieni w swoich telefonach, co wpływa na jedność drużyny. W moich czasach w dniu meczowym od rana koncentrowaliśmy się tylko na meczu, oni do ostatnich minut przed wejściem na boisko odpisują na smsy i udzielają się w mediach społecznościowych. Tłumaczę im, że świat poczeka, jeżeli przez kilka godzin nie będą online, zwłaszcza, że wszyscy wiedzą, że mają mecz tego dnia, ale oni już tak nie umieją. Trudno mi ich do tego przekonać.

A co jeszcze pan zmienił poza sztabem?

- Przygotowania do meczów i odprawy przedmeczowe dla zawodników. Trenera od przygotowania fizycznego, który zupełnie inaczej prowadzi chłopaków. Bardzo dużo mniejszych i większych detali. No i ja sam się zmieniłem.

Jak?

- Poznałem moich zawodników znacznie lepiej przez ostatni rok i teraz podchodzę do nich bardziej indywidualnie, wiem, jak do którego trafić. Staram się też kłaść większy nacisk na koncentrowanie się na teraźniejszych wyzwaniach, uczę ich takiego podejścia "krok po kroku". Nie od razu musimy wygrywać wszystko i ze wszystkimi.

Słyszałam, że był pan bardzo ostry i wymagający wobec swoich podopiecznych w poprzednim sezonie. Czy w ramach zmiany zmiękł pan trochę?

- Niektórych wymagań nie zmienię nigdy. Pewne rzeczy są wyjątkowo ważne. I jedną z tych rzeczy jest mój wymóg, żeby w czasie każdego treningu wszyscy uczestnicy byli obecni i fizycznie i psychicznie na sto procent. Nie ma obijania się czy trenowania na pół gwizdka. Jestem gotowy zwolnić z treningu każdego siatkarza z problemami fizycznymi czy innymi kłopotami, który uczciwie przyzna przed, że nie ma głowy do trenowania danego dnia, ale jeżeli już jest na treningu, to chcę widzieć maksimum zaangażowania. Ale niektóre wymagania odpuściłem i już nie jestem taki restrykcyjny.

A czego jeszcze nauczył się pan w swoim pierwszym sezonie w roli trenera reprezentacji?

- Że nie wszystko zależy ode mnie i nie muszę się aż tak przejmować. Na przykład do poprawy jakości gry drużyny niezbędny jest czas, a tego czasu czasem jest o wiele za mało z powodów organizacyjnych. I nic na to nie poradzę. Jestem perfekcjonistą i domagam się od innych perfekcjonizmu, więc musiałem nauczyć się odpuszczać. I jestem mniej zestresowany teraz.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×