Nominacja Jurija Mariczewa na stanowisko szkoleniowca Chemika Police wywołała mieszane reakcje w rosyjskim środowisku siatkarskim. Z jednej strony kibice i dziennikarze życzą mu powodzenia i podkreślają jego zamiłowanie do pracy i ugodowy styl współpracy z podopiecznymi (oczywiście, ci mniej życzliwi już szukają jego następcy w żeńskiej kadrze Rosji, argumentując, że to właśnie przez absorbujące zgrupowania w Anapie zdecydował się na opuszczenie Dynama Moskwa). Rosyjski Bernardo Rezende - tak jest nazywany ze względu na doświadczenie w jednoczesnym trenowaniu zespołów żeńskich i męskich, niektórzy posuwają się nawet do twierdzenia, że spokojny i niezwykle uprzejmy dla każdego Mariczew to jedyna odpowiedź Rosjan na panoszących się po całym świecie włoskich trenerów.
Mimo wszystko tak odważna decyzja musi dziwić. 55-latek jest chodzącym przeciwieństwem selekcjonera męskiej Sbornej Władimira Alekny - czasem ocierającego się w swojej pewności o butę, otwartego i niekryjącego targających nim w trudnych chwilach emocji. Trudno sobie wyobrazić, by rzadko podnoszący głos Jurij Nikołajewicz tak szybko zdecydował się na wkroczenie w inną kulturę siatkarską, w nieznany bliżej kraj, którego obywatele nierzadko są wrodzy dla Rosjan.
Mariczew rzadko opowiada w wywiadach o swoim życiu, ale kiedy już to robi, można się zdziwić, jak bardzo w jego wypadku pozory mylą. - Nie bałem się zmian, w sytuacjach, kiedy wielu ludzi bało się podjęcia jakiegoś kroku i przez długi czas zastanawiało się, co zrobić, ja po prostu mówiłem: jestem gotowy - tłumaczył. Faktycznie, już w młodym wieku w życiu obecnego trenera reprezentacji Rosji zmieniło się sporo: w wieku 19 lat Mariczew przeniósł się do Kazachstanu za chlebem młodego sportowca i studenta AWF-u wraz z poślubioną zaledwie rok wcześniej żoną i dzieckiem.
Początki były trudne, w końcu utrzymywanie rodziny z pensji zawodnika Kaspiana Szewczenko i mieszkanie w trzy osoby w jednym pokoju akademika trudno nazwać spełnieniem marzeń, ale opłaciło się. Najlepszym okresem w zawodniczej karierze Mariczewa był czas spędzony w CSKA Moskwa, z którym triumfował trzy razy w kraju, a także w Pucharze i Superpucharze Europy. Mariczew otwarcie przyznawał, że nie był wielkim zawodnikiem, ale dzięki solidności zainteresował choćby mistrza Turcji Eczacibasi Stambuł czy izraelski Hapoel Kiriat-Ata (który opuścił po kilku miesiącach mimo niezłej pensji, ponieważ miał tam cofać się w rozwoju przez rzadkie i kiepskie treningi).
ZOBACZ WIDEO W Amsterdamie próba generalna Polaków przed Rio (źródło: TVP)
{"id":"","title":""}
Kibicuj Polakom podczas Final Six LŚ w Krakowie! Bilety są jeszcze dostępne
Jak zaczęła się trenerska kariera bohatera tego tekstu? Trochę było w tym przypadku: 41-letni siatkarz trafił na koniec kariery do Fakieła Nowyj Urengoj, który z różnych powodów miał problemy ze znalezieniem trenera. Mariczew sam zaoferował swoją pomoc władzom klubu i tak przez dwa sezony pełnił rolę grającego szkoleniowca. Pierwszy poważny sukces przyszedł w 2005 roku, podczas okresu pracy w Uralu Ufa: dowodzona przez Mariczewa kadra juniorów sięgnęła po mistrzostwo świata, pokonując w finale Brazylijczyków z Lucasem Saatkampem i Bruno Rezende w składzie. Dodajmy, że młody trener objął drużynę w trybie awaryjnym, zaledwie sześć tygodni przed turniejem. Bohaterowie rozgrywanego w Indiach mundialu, jak choćby Siergiej Grankin i Paweł Krugłow, mieli okazję znów pracować z Mariczewem w Dynamie Moskwa.
A praca z siatkarkami? Znów zaczęło się od odrobiny szczęścia i odwagi: w grudniu 2009 roku z Dynama Krasnodar (żeńskiego) zwolniono Michaiła Omielczenko. Mariczew, który zaczynał pracę na zapleczu Superligi w milicyjnym Dynamo-GUWD Krasnodar (męskim) podjął szybką, męską decyzję: kierowanie zespołem siatkarzy przekazał asystentowi Pawłowi Iwanowowi, a sam za zgodą prezesa Rusłana Olichwera przejął zespół, w którego składzie błyszczeć miały między innym Natalia Mammadowa, Anna Makarowa i Jekaterina Kabeszowa. Jednocześnie koordynował on pracę Iwanowa w Dynamie-GUWD, przez co zdarzało się, że Mariczew spędzał dosłownie całe dnie w ośrodku szkoleniowym w Anapie, pracując to z siatkarzami, to z siatkarkami.
[nextpage]Efekt? Brązowe medale Superligi kobiet i awans Dynama-GUWD do ekstraklasy. Po wykonanym zadaniu szkoleniowiec wrócił do trenowania samych siatkarzy, ale los nie dał mu szybko zapomnieć o siatkówce kobiet. Znów odbyło się to w okolicznościach, których trudno pozazdrościć: w styczniu 2013 roku federacja mianowała go selekcjonerem żeńskiej Sbornej, pół roku po samobójczej śmierci poprzednika (prywatnie dobrego kolegi Mariczewa za czasu studiów) Siergieja Owczynnikowa. Nowo mianowany trener miał nie spać po nocach przez stres i nawracające myśli, jak poradzić sobie z presją na tym stanowisku. Ale po pierwszym złotym medalu mistrzostw Europy Mariczew pewnie spał spokojniej.
Przeceniany czy niedoceniany? Kibice zarzucają trenerowi Rosjanek, że wygrywa jedynie z rywalami z kontynentu, a w starciach ze światowymi potęgami nie potrafi nawiązać do zwycięskich tradycji Nikołaja Karpola. Co prawda za kadencji Mariczewa kadra zdobyła dwa medale World Grand Prix, brąz w 2014 i srebro w 2015, ale pamięć o nieudanym mundialu we Włoszech i zaledwie czwartej lokacie w Pucharze Świata jest wciąż żywa. Sporo emocji wzbudzają też personalne wybory selekcjonera: uniezależnił drużynę od Carycy Gamowej i wyzwolił potencjał Jani Szczerbań oraz Jekateriny Kosanienko, ale wielu ekspertów ma do niego pretensje za zbyt łatwe zrezygnowanie z usług Aleksandry Pasynkowej czy Swietłany Kriuczkowej, a także brak wyraźnych postępów w przyjęciu powołanych siatkarek.
Narzekającym mało jest także ligowych medali i Pucharu CEV, jakie pod wodzą Mariczewa zdobyło męskie Dynamo Moskwa (w końcu zespół z Iwanem Zajcewem powinien mierzyć jedynie w złoto), ale sam zainteresowany pozostaje obojętny wobec zbyt emocjonalnej krytyki. - Kiedyś nieustannie dociekałem, co mogę robić lepiej w swojej pracy, byłem wiecznie niezadowolony z treningów, uważałem, że czegoś mi brakuje. Teraz po prostu staram się wykonywać swoją pracę najlepiej, jak potrafię w danej chwili, a najczęściej po prostu przeprowadzam takie treningu, w których sam chciałbym uczestniczyć jako zawodnik - wyjaśnia.
Jakub Głuszak, przyszły asystent Rosjanina w Chemiku jest młodszy od niego o 36 lat, ale obaj panowie wykazują się zaskakująco sporą ilością wspólnych cech. Choćby w podejściu do zawodniczek: Mariczew ma spory autorytet i mógłby to wykorzystywać w zyskiwaniu chłodnego szacunku wśród podopiecznych, ale szkoleniowiec stawia na partnerskie podejście, pozwala nawet swoim zawodniczkom na ulepszanie czy wymyślanie własnych ćwiczeń treningowych. - Wtedy to na nich spoczywa odpowiedzialność za zaangażowanie się w proces treningowy, nie ma wymówki w postaci "złego" treningu - tłumaczył trener. Potrafi odpowiednio zająć się gwiazdami, co udowodnił w przypadku Natalii Gonczarowej i Tatiany Koszeliewej, ale poświęca sporo czasu także mniej znaczącym postaciom w zespole.
Jurij Nikołajewicz zasłynął w swoim kraju z szybkiego i skutecznego wdrażania elementów siatkówki męskiej w grze kobiet. Pod jego wodzą Sborna poprawiła grę potrójnym blokiem, częściej wykorzystywane są szybkie rozegrania do środkowych, do tego jako jeden z pierwszych szkoleniowców uczył swoje podopieczne przyjmowania zagrywek na palce. Po raz kolejny Mariczewowi przydała się umiejętność szybkiej adaptacji do warunków. - Obie dyscypliny są do siebie podobne w 99 procentach, oczywiście zagrania siatkarzy są silniejsze i dokładniejsze, ale niejeden mężczyzna mógłby pozazdrościć siatkarkom techniki. I zaangażowania, nie pamiętam sytuacji, żeby któraś z pań ociągała się na treningu, one nawet proszą mnie o zwiększanie obciążeń. Wystarczy umieć zaangażować siatkarza w codzienną pracę, tylko tego potrzeba - jak zawsze spokojnie mówił w rozmowie z dziennikarką Sport-Express.
Jaki jest prywatnie nowy szkoleniowiec Chemika? Codziennie o piątej rano wstaje
na półgodzinny spacer, żeby dokładnie przemyśleć cały plan dnia, wtedy też do głowy wpada mu najwięcej pomysłów dotyczących siatkówki. Nie pije, nie pali, od siedmiu lat nie je mięsa zwierzęcego i to nie z powodów zdrowotnych, a ideologicznych ("Nie można robić takich rzeczy żyjącym istotom, żyjącym na tej samej planecie"), dla zdrowia spożywa jednak ryby. Od 19 roku życia, przeczuwając swój późniejszy fach, prowadził szczegółowe notatki z każdego treningu, klubowego lub w kadrze juniorów, z których zdarza mu się korzystać do dzisiaj. A z czego jest najbardziej zadowolony w swoim życiu? Nie, nie z medali mistrzostw Europy. - Kiedyś uwielbiałem kawę, mogłem jej wypić… całe morze. Nie wyobrażałem sobie życia bez kilku filiżanek dziennie, ale któregoś dnia powiedziałem sobie: koniec! I póki co trzymam się dzielnie - mówił Mariczew tuż po wyborze na selekcjonera Rosjanek. I trwa w swoim postanowieniu do dziś.