GKS Katowice zwycięski, częstochowianie żałują zmarnowanych szans

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski /
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski /
zdjęcie autora artykułu

Prowadzeni przez Michała Bąkiewicza siatkarze AZS Częstochowa dwukrotnie byli szalenie blisko wygrania pierwszego seta w tym sezonie PlusLigi. Ostatecznie przegrali z GKS-em Katowice 0:3 i wyjechali bez punktów.

W tym artykule dowiesz się o:

Łukasz Polański zapowiadał przed meczem w hali w katowickich Szopienicach, że będzie to typowe "starcie o sześć punktów". Nic dziwnego, częstochowanie po dwóch ligowych kolejkach nie mają na koncie ani jednego seta, a rywal ze stolicy Górnego Śląska wydawał się w ich zasięgu. Te prognozy zweryfikował start pierwszego seta (10:5); przyjezdnych swoimi udanymi zagraniami nękał belgijski atakujący Gert van Walle, do tego wyróżniali się Tomasz Kalembka i Serhiy Kapelus. Katowiczanie spokojnie dowieźli korzystny wynik do końca seta, korzystając z pomyłek zdezorientowanych gości, a 25. punkt zdobył Michał Błoński widowiskowym blokiem.

Kolejna odsłona spotkania zapowiadała nieco mniej jednostronny przebieg rywalizacji w szopienickiej hali. Na zagrywce "odpalił" Paweł Adamajtis, a jego koledzy w końcu znaleźli sposób na Belga Van Walle (5:8). Siatkarze Piotra Gruszki, choć nieco zagubieni takim obrotem spraw, starali się wrócić na właściwe tory, co nie było łatwe. Gra obu ekip w pewnym momencie miała więcej wspólnego z chaosem niż z jakimkolwiek systemem, ale w końcu Kapelus dał GieKSie upragnione prowadzenie (19:18). Szczęście nie trwało długo, ostatecznie w niespokojnej końcówce seta kluczowe okazały się błędy AZS-u na siatce i atak po prostej Michała Błońskiego, który ułatwił katowiczanom wygraną w secie.

Po dziesięciu minutach przerwy nie zmieniło się wiele: Adamajtis przeplatał serwisy doskonałe tymi zupełnie nieudanymi, Marco Falaschi starał się zaskakiwać rywali, a Błoński w obliczu niemocy innych skrzydłowych walczył za trzech (7:7). Gdyby nie niefrasobliwość w zagrywkach, AZS za sprawą Rafała Szymury mógłby pokusić się o punktowy dystans, a tak skazał się na wynik oscylujący wokół remisu. Sygnał do szturmu dał Van Walle, obijając blok częstochowian (17:16), ale i tak nie zabrakło wojny nerwów od stanu 20:20 po bloku na Kapelusie. Przyjezdni bronili się zawzięcie, ale jeden autowy atak Michała Szalachy sprawił, że ich spory wysiłek został zmarnowany.

GKS Katowice - AZS Częstochowa 3:0 (25:16, 25:23, 26:24)

GKS: Falaschi, Kapelus, Krulicki, Van Walle, Błoński, Kalembka, Mariański (libero) i Stańczak (libero) oraz Butryn, Fijałek.

AZS: T. Kowalski, Szymura, Polański, Adamajtis, Szlubowski, Szalacha, A. Kowalski (libero) oraz Buczek, Janus, Wawrzyńczyk.

MVP: Serhiy Kapelus (GKS Katowice).

ZOBACZ WIDEO Tomasz Gollob znów z nagrodą za wyścig sezonu: "Sam się dziwię, jak ja to robię"

[event_poll=70646]

Źródło artykułu:
Komentarze (2)
avatar
Za Ostatni Grosz
17.10.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Kurczy się powoli lista zespołów, z którymi "orły bąkiewicza" będą w stanie ugrać choćby seta.  
avatar
pusiu
16.10.2016
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
Ku....a,trzeci sezon trzymają Bąkiewicza na "trenejro",kiedy wreszcie włodarze klubu się obudzą???