Trener Jan Such kilkakrotnie posyłał Wojciecha Żalińskiego na parkiet na krótkie fragmenty gry. W czwartej odsłonie postanowił jednak zagrać va bank i dać atakującemu możliwość zaprezentowania pełni umiejętności. Żaliński na parkiecie czuł się jak młody bóg. Skończył cztery piłki z rzędu, które otworzyły radomianom drogę do sukcesu. - Wojtek po prostu wyjął ręce z kieszeni i aż miło było patrzeć, jak zdobywa kolejne punkty - stwierdził trener Such.
Tylko spostrzegawczy obserwatorzy pojedynku zwrócili uwagę, że po ostatniej piłce spotkania Wojciech Żaliński podbiegł do ławki rezerwowych i z ulgą zamroził sobie bark. - Wszystko jest w porządku. Chcę grać i pomóc kolegom w szybkim zwycięstwie. Myślę, że odniesiemy je w czterech spotkaniach. W końcu będzie nas czekał jeszcze jeden etap batalii o pozostanie w ekstraklasie - zauważył.
Jak przystało na prawdziwego twardziela - za którego Żaliński jest przecież uważany - temat kontuzji jest przez niego skutecznie unikany. Nie omieszkał jednak pochwalić zawodników, którzy godnie zastąpili go w ataku. Wszak spory wkład w powodzenie akcji ofensywnych miał nie tylko Marcin Owczarski, ale także Sirianis Hernandez. - Mam jednak nadzieję, że w kolejnych meczach to ja będę odpowiadał za siłę naszej ofensywy - wzdycha atakujący. Odpowiedź na pytanie czy tak się stanie, poznamy już w najbliższy piątek wieczorem.