- Dostaliśmy siatkarski łomot i ze spuszczonymi głowami wracamy do Piły dalej ciężko pracować - podkreślił Jacek Pasiński.
Takiego scenariusza jak zwycięstwo Pałacu bez straty seta i to do 17., 19. i 18. spodziewało się niewielu kibiców. Najczęściej można było spotkać się z opiniami, że poniedziałkowy pojedynek w Łuczniczce będzie zaciętym widowiskiem, w którym o końcowym rezultacie może zadecydować nawet tie-break. W końcu zmierzyły się ze sobą siódma i ósma drużyna w tabeli przed tym meczem.
Rzeczywistość okazała się jednak brutalna dla pilanek. Drużyna przyjezdnych nie dostosowała się do poziomu zaprezentowanego przez rywalki i zabrakło jej argumentów, by wygrać przynajmniej seta.
- Zespół z Bydgoszczy zagrał dobrze, postawił nam wysoko poprzeczkę, ale u nas nie funkcjonował żaden element. Z taką grą nie mogliśmy podjąć równorzędnej walki - szczerze przyznał szkoleniowiec Enea PTPS-u Piła.
Raziła w oczy przede wszystkim bardzo słaba skuteczność gości w ataku, która ukształtowała się na poziomie 25 procent. Dla porównania bydgoszczanki zbijały piłki na siatce z prawie 40 procentową efektywnością.
- W ataku sprezentowaliśmy tyle błędów rywalkom, że z taką grą w tym elemencie nie przystoi walczyć na parkietach Orlen Ligi. Przepraszam naszych kibiców za to jak wyglądało to spotkanie w naszym wykonaniu - powiedział rozmówca WP SportoweFakty.
Pilanki nie mają zbyt dużo czasu na rozpamiętywanie tej porażki. W środę 18 stycznia podopieczne Jacka Pasińskiego czeka w Warszawie mecz z miejscową Wisłą, liderem I ligi siatkarek, w 1/8 finału Pucharu Polski.
ZOBACZ WIDEO Dakar: quady polską specjalnością? (źródło: TVP SA)
{"id":"","title":""}