"Już nie wychodzę wieczorami na miasto" - jak terroryzm zmienia życie siatkarzy

Wyjechali za granicę, by rozwijać swoje kariery i zarabiać większe pieniądze. Kiedyś martwili się jedynie o kontuzje czy aklimatyzację. Dziś oprócz kwestii stricte sportowych mają na głowie jeszcze jedną rzecz - swoje bezpieczeństwo.

Europa kusi siatkarzy spoza kontynentu zarobkami i możliwościami współpracy z najlepszymi zawodnikami, trenerami czy statystykami na świecie. Choć przez wiele lat Stary Kontynent był dla graczy z całego świata ziemią obiecaną, to przez ostatnie wydarzenia jego postrzeganie w oczach wielu siatkarzy się zmieniło.

Krwawy atak na nocny klub w Stambule, zamach w Berlinie - to tylko kilka zdarzeń, które wstrząsnęły opinią publiczną w ostatnich miesiącach. Strach pojawił się również wśród zawodników, którzy pracują w Europie. Niektórzy z nich planują wypełnić swoje kontrakty i zostawić niebezpieczne kraje, inni choć zdają sobie sprawę z zagrożenia, nie rezygnują z europejskiej kariery i starają się unikać niebezpiecznych miejsc.

Odwrót znad Bosforu

Turcję chce opuścić Kimberly Hill, była zawodniczka Atomu Trefla Sopot. Na co dzień reprezentuje VakifBank Stambuł. To jej drugi sezon w klubie. Choć przyjmująca uwielbia miasto, to przyznaje, że zdarzenia do których doszło w kraju nad Bosforem, to coś czego dłużej nie może tolerować. Przeraził ją zamach stanu, ale to sylwestrowa tragedia, w której po ataku uzbrojonego szaleńca zginęło 39 osób wstrząsnęła nią najbardziej.

ZOBACZ WIDEO Sergio Ramos bohaterem Realu! Zobacz skrót meczu z Malagą [ZDJĘCIA ELEVEN]

- To ataku doszło w tym samym miejscu, w którym rok temu nasz klub robił imprezę z okazji zakończenia sezonu. Znałam to miejsce, wiem, że moje koleżanki z zespołu często tam chodziły - twierdzi Hill. Jak przyznała w rozmowie z volleyballmag.com, w feralną noc zawodniczki, z którymi spędzała wieczór, myślały o tym, by odwiedzić klub, w którym zaatakował szaleniec. Na ich szczęście gdy pojawiły się na miejscu, okolica była zablokowana przez policję.

Pojawiające się coraz częściej zagrożenia zmieniły życie Amerykanki. - Już nie wychodzę wieczorami na miasto. Kiedyś ja i inne zawodniczki unikałyśmy miejsca odwiedzane przez turystów, teraz unikamy każdego miejsca, które jest uważane za popularne wśród osób pochodzących z zagranicy - przyznaje. Przyjmująca zdradziła, że boi się nawet odwiedzać centrum handlowe niedaleko jej miejsca zamieszkania.

- Za każdym razem, gdy pomyślę o odwiedzeniu jakiegoś nowego miejsca, na przykład popularnej restauracji, momentalnie w mojej głowie pojawia się zwątpienie. Zadaje sobie pytanie czy warto ryzykować wyjście i dochodzę do wniosku, że lepiej nie - tłumaczy Hill.

Polscy kibice już raz słyszeli historię o tym, jak obawa o bezpieczeństwo była jedną z ważniejszych kwestii decydujących o dalszych losach zawodnika. Michał Kubiak nie krył, że jednym z powodów odejścia z Halkbanku Ankara, gdzie radził sobie świetnie, była troska o najbliższych. W mieście, w którym grał, podczas jego pobytu kilkakrotnie doszło do wybuchów bomb.

Putin uspokaja Andersona

Wiarę w siłę rosyjskich służb ma Matthew Anderson grający w Zenicie Kazań. To jednak nie znaczy, że atakujący nie boi się o swoje życie. - Władimir Putin obiecał, że zniszczy każdego kto planuje atak, dzięki temu jestem mniej nerwowy - mówi siatkarz.

Gracz, w odróżnieniu do Hill nie zmienił jednak zbyt wiele w swoim życiu. Nie boi wyjść wieczorem na miasto, ani odwiedzać turystycznych miejsc. - Ale przez udział w Lidze Mistrzów i związane z tym podróże po całym kontynencie, myśl o możliwym niebezpieczeństwie mam cały czas z tyłu głowy.

- Czasy w którym żyjemy nie są najlepsze. W ludziach pojawia się mnóstwo strachu, który prowadzi do nienawiści wobec wielu kultur. Musimy odnaleźć się w tej rzeczywistości i mieć nadzieje na pokój w najbliższej przyszłości - dodaje Anderson.

A jak się żyje i gra w Berlinie, w którym zamachowiec porwał ciężarówkę należącą do polskiego kierowcy i wjechał w tłumy odwiedzające jarmark świąteczny? Według Sary Wickstrom grającej w klubie ze stolicy Niemiec, spokojnie. Zawodniczka planowała odwiedzić jarmark dzień po zamachu, musiała jednak zweryfikować swoje plany.

Według niej i jej koleżanki z drużyny Nicole Walch, strach nie powinien powstrzymywać ludzi od realizacji swoich celów. - Świat ogólnie nie jest bezpiecznym miejscem, nie tylko Berlin (...) Tego typu tragedia mogła się wydarzyć wszędzie - uznała.

Co ciekawe, Walch opowiedziała volleyballmag.org, że jej koleżanka z drużyny, Niemka podczas wspólnych odwiedzin berlińskiego jarmarku powiedziała jej, że obawia się, że w tym miejscu dojdzie do ataku terrorystycznego.

Tragiczne wydarzenia do których dochodzi coraz częściej odbijają się na wszystkich aspektach życia, również na sporcie. Choć po kolejnych atakach politycy nawołują, by ludzie nie dali się zastraszyć i nadal żyli spokojnie, to trudno się dziwić, że wśród sportowców, którzy mają dość dużą swobodę w wyborze kraju, w którym chcą pracować, grupa zawodników decydujących się na opuszczenie niebezpiecznych regionów staje się coraz większa.

Komentarze (0)