Rośnie frustracja z BKS-ie Profi Credit. "Nie cieszymy się z naszej gry"

Materiały prasowe / bks.bielsko.pl
Materiały prasowe / bks.bielsko.pl

Szybki i jednostronny mecz bielszczanek z Tauronem MKS Dąbrowa Górnicza sprawił, że BKS okopał się jeszcze mocniej na ostatnim miejscu w Orlen Ligowej tabeli. Natalia Skrzypkowska nie kryła smutku z tego powodu.

- Jak to powiedział nasz trener po pierwszym secie: miałyśmy 70 procent przyjęcia, co się nie zdarza nawet w Lidze Mistrzyń, a i tak nie kończyłyśmy ataków. Cóż mogę powiedzieć... Z naszej strony po raz kolejny wyglądało to kiepsko i naprawdę nie wiem, jak to skomentować - mina Natalii Skrzypkowskiej mówiła w tamtym momencie wszystko. Co z tego, że BKS Profi Credit Bielsko-Biała miał swoje momenty i okresy lepszej gry w wyjazdowym starciu z Tauronem MKS-em Dąbrowa Górnicza, skoro dąbrowianki potrzebowały zaledwie 65 minut do pewnej wygranej 3:0. Zasłużony dla polskiej siatkówki klub wciąż tkwi na czternastym, ostatnim miejscu w tabeli z dorobkiem dwunastu punktów, a kolejna w zestawieniu Legionovia Legionowo ma jeszcze dwa zaległe mecze do rozegrania, co nie poprawia sytuacji ekipy spod Klimczoka.

Do tej pory bielski BKS wyróżniał się negatywnie w Orlen Lidze pod względem statystyk przyjęcia zagrywki (18 proc. odbioru pozytywnego, 10 perfekcyjnego). Ostatnio podbeskidzkie siatkarki przyjmują lepiej, ale nie potrafią tego zamienić na punkty. Obrazem tego była postawa samej Skrzypkowskiej, która radziła sobie z zagrywkami dąbrowianek, ale skończyła tylko jedną akcję i zeszła z boiska w drugim secie na rzecz Emilii Muchy. - Jeśli dobrze przyjmiemy serwis przeciwnika, a potem nie kończymy ataku, to później pewność siebie siada, rywal zagrywa mocnej, poziom przyjęcia spada... To wszystko jest ze sobą powiązane. Czekamy na chociaż jedną wygraną, może ona pozwoli nam przełamać tę niekorzystną passę - wyraziła nadzieję była zawodniczka klubu z Dąbrowy Górniczej.

W trzecim secie zespół Tore Aleksandersena doprowadził do stanu 21:20 dla rywala i był na fali po serii udanych zagrań. Po raz kolejny nic z tego nie wynikło: Sonia Mikyskova i Emilia Mucha wyrzuciły swoje ataki daleko w aut i pomogły zagłębiowskiej ekipie w dokończeniu spotkania. - Podobnie było w drugim secie, nawet jak dochodziłyśmy do MKS-u, to nie potrafiłyśmy tego utrzymać. Następuje paraliż, nie cieszymy się w ogóle z naszej gry, a przeciwnik podłapuje jeden, dwa nasze błędy i wykorzystuje to. I to powtarza się już w kolejnym meczu. To nas frustruje i nie da się tego ukryć. Niby mamy teraz lepszych rywali, ale nie potrafimy przełożyć tego, co robimy na treningach, na oficjalne spotkanie i gramy ciągle prostą siatkówkę. A trener powtarza, że pracujemy naprawdę dobrze. Jeżeli nasza mentalność się nie zmieni, to żaden szkoleniowiec nam nie pomoże - ostrzegała ograna w Orlen Lidze przyjmująca.

Norweg, który pod koniec grudnia ubiegłego roku objął zespół BKS-u po Mariuszu Wiktorowiczu, konsekwentnie wdraża plan naprawczy, ale na razie nie przynosi on wyników. Znany efekt "nowej miotły" nie miał w tym przypadku zastosowania. - Trener Tore ma trochę inne podejście i swoje systemy gry. Już pracowałam z zagranicznymi trenerami i nie jest to dla mnie nowość, tak jak dla młodszych zawodniczek. Mnie osobiście jego zajęcia bardzo się podobają, wróciłam do młodzieńczych lat i trenowania podobnego jak w Dąbrowie Górniczej. Pracujemy ciężej, ale nie umiemy tego przełożyć i chyba to jest tylko kwestia głowy - oceniła Skrzypkowska, czekająca, jak cała bielska ekipa, na odmianę sytuacji.

ZOBACZ WIDEO Ferdinando De Giorgi: Młodych trzeba uczyć, jak się pracuje w pierwszej reprezentacji

Komentarze (0)