- Dla mnie jako pierwszego trenera był to pierwszy taki mecz, ale przecież oglądamy tysiące meczów, nie tylko z Polski i nie tylko w kobiecej siatkówce... Nieraz zdarzały się takie sytuacje. Mieliśmy swoje przewagi w trzecim i piątym secie, ale nie wykorzystaliśmy ich i teraz pozostaje nam wyciągnąć wnioski, i iść do przodu - uznał Marek Solarewicz, trener Impela Wrocław, który po dwóch pierwszych setach z Grotem Budowlanymi Łódź był niemal pewny pierwszego od lat awansu do finału Pucharu Polski kobiet.
Ale w siatkówce gra się przecież do trzech wygranych partii i łodzianki o tym pamiętały. Impel już po trzecim secie mógł świętować miejsce w wielkim finale, ale w grze na przewagi Micha Hancock zupełnie minęła się z Megan Courtney i to Grot Budowlane wygrały seta 28:26. To pozwoliło im się odbudować w dalszej części rywalizacji. - Nie jestem przekonany, że dziesięciominutowa przerwa cokolwiek zmieniła w naszej postawie. Wyszliśmy na parkiet skoncentrowani i pewni siebie, aczkolwiek w tej partii Budowlani nam się mocno postawili. Mieliśmy wynik 22:18 na swoją korzyść i to przede wszystkim zaważyło na tym, co działo się potem. Wielu ludzi lubi obwiniać te dziesięć minut przerwy za wszystko, ale my tego unikamy - ocenił 30-letni szkoleniowiec.
Sytuacja w Impelu wygląda zupełnie inaczej niż rok temu, kiedy drużyna reklamowała się nazwiskiem choćby Katarzyny Skowrońskiej-Dolaty. Teraz trener na dorobku stworzył zespół na swój sposób i póki co to się sprawdza, patrząc na tabelę Orlen Ligi. - Pytano mnie teraz, czy byliśmy zdecydowanym faworytem i przyznam, że słyszałem to już tysiące razy przed tym meczem. To, że mamy drugie miejsce w lidze, tak naprawdę niczego nie oznacza. Wielu ludzi się przyzwyczaiło do Impela będącego w czołówce ligi, zdobywającego medale dzięki wielkim nazwiskom. W tym roku mamy mniejszy budżet, postawiliśmy na młodsze, perspektywiczne siatkarki, które razem tworzą świetny zespół. A ta porażka niczego nie zmienia w naszym podejściu do pracy i wierzymy, że to, co robimy, jest dobre - stwierdził optymistycznie Solarewicz.
- Wielu ludzi nie zwraca uwagi na to, że Budowlani w tym składzie, mniej lub bardziej zmienionym, gra już drugi rok, a my dopiero zaczynamy zgrywanie tej drużyny. Nie można naszej porażki tym usprawiedliwiać, ale na pewno miało to swoje znaczenie w tej konfrontacji. Na tym polega budowanie i rozwijanie zespołu: nic na początku nie działa jak maszynka i wszyscy w drużynie musimy wykonać sporą pracę, żeby być z siebie zadowolonymi. Mamy jeszcze trochę tego czasu na pracę we Wrocławiu, wierzymy, że wykonamy dobrą robotę - szkoleniowiec pozytywnie patrzył na resztę sezonu.
Michał Kaczmarczyk z Zielonej Góry
ZOBACZ WIDEO Ferdinando De Giorgi: Młodych trzeba uczyć, jak się pracuje w pierwszej reprezentacji