Jesteśmy najemnikami - rozmowa z Krzysztofem Stelmachem, trenerem ZAKSY Kędzierzyn-Koźle

Dla trenera ZAKSY Kędzierzyn-Koźle mecze z Politechniką Warszawa są już historycznym wydarzeniem. Zaczynamy nowy rozdział i zobaczymy... - twierdzi Krzysztof Stelmach, który nie chce spekulować na temat kolejnego rywala. Dla niego najważniejsze jest zdrowie zawodników, którzy o najwyższe cele grają często z jedynie zaleczonymi urazami. - Wszyscy jesteśmy najemnikami i na wyniki ciężko pracujemy, nierzadko kosztem własnego zdrowia - mówi szkoleniowiec rewelacji sezonu w PlusLidze.

Wojciech Potocki: Po trzecim zwycięstwie z Politechniką Warszawa, jesteście w najlepszej czwórce PlusLigi. Czy w sierpniu, kiedy zaczynał pan pracę w Kędzierzynie-Koźlu, widział pan, że tak będzie?

Krzysztof Stelmach: Gdybym wtedy wiedział jak to będzie, nie musiałbym przez te pól roku chodzić na treningi, ani mecze. Nie, przychodząc chciałem stworzyć zespół, który będzie walczył o najwyższe cele i tylko tyle. Powiedziałem wtedy chłopakom, że czeka nas wszystkich ciężka praca, a dziś zbieramy tego owoce. Jesteśmy w czwórce, ale nikt nie mógł przewidzieć co się zdarzy.

Teraz zostały już cztery najlepsze drużyny. W macie trochę więcej czasu na przygotowania niż rywale. Można w grze pana zespołu coś jeszcze poprawić?

- Można bardzo wiele poprawić. Każdy mecz pokazuje to co jest dobre w naszej grze, ale również to co jest do poprawienia. To nie jest tak, że skoro dziś nie wychodzi nam na przykład przyjęcie, to jutro na treningu to poprawimy. Owszem, zmiana na lepsze będzie, ale potrwa tydzień, może dwa, a potem znowu defekt się pokaże. Trening w siatkówce polega na ogromnej ilości powtórzeń i błędy, które zauważamy próbujemy cały czas naprawiać. To dzieje się na każdym treningu.

W półfinale możecie zagrać z Resovią lub AZS Częstochowa. Którą z tych drużyn pan by wybrał/

- Nie odpowiem na takie pytanie. To nie jest koncert życzeń, gdzie możesz sobie wybrać piosenkę, tylko sport. Zagramy z tym, kto wygra rywalizację w tamtej parze. Podobnie było po rundzie zasadniczej. Wszyscy pytali czy lepiej grać z Domexem czy z Politechniką. Graliśmy z tymi drugimi, ale gdyby trzeba było zmierzylibyśmy się z częstochowskim AZS. Nie mamy na to żadnego wpływu, więc nie ma co spekulować.

Wybiega pan myślami trochę w przód i snuje plany na przyszły sezon?

- Gdybym miało tak być, to musiałbym odpuścić to co teraz robię. Nie, sezon jeszcze trwa i trzeba go jak najpóźniej skończyć. (śmiech) Dopiero po ostatnim meczu siądziemy w swoim gronie (myślę o nas - trenerach, prezesie, może sponsorach) i będziemy decydować co dalej. Wiadomo, że w każdym zespole po sezonie zachodzą zmiany. To jest normalna kolej rzeczy, a chodzi tylko o ty, by - jak mówił Radek Rybak - nie zmieniać 80 procent zespołu, a maksymalnie 20, może 30. To i tak jest dużo.

Prezes ZAK S.A i prezes Pietrzyk mówią, że zagracie w finale. A pan co o tym sądzi?

- Prezesi mogą w ten sposób mówić, ale ja jako trener nigdy tak nie powiem. Zbyt dobrze wiem na czym polega sport. Dzisiaj powiesz jedno, a jutro, na parkiecie, zostaniesz za to pokarany. Ja zawsze koncentruję się tylko na pewnym etapie. Wygraliśmy z Politechniką i ten rozdział jest zamknięty. Zaczynamy nowy pod tytułem "półfinał" i zobaczymy… . Będziemy robić wszystko, by wypaść jak najlepiej.

Wciąż macie przewagę własnego parkietu. To dla was duże ułatwienie, czy może na tym poziomie już nie ma znaczenia gdzie gracie?

- Niech pan zapyta zawodników, dlaczego wolą grać we własnej hali. Gdyby to ode mnie zależało, to chciałbym, by wszystkie mecze odbywały się w Kędzierzynie. I tyle.

Pierwsze mecze w hali Azoty pana zawodnicy grali jednak ogromnie spięci.

- To już jest historia i wszystko za nami. Może rzeczywiście dwa pierwsze spotkania sezonu zawodnicy grali zbyt spięci, ale przecież było to sześć miesięcy temu i nikt o tym nie pamięta.

Najbliższe dwa, trzy dni jeszcze się cieszycie, a potem?

- Nie, nie, nie. Trener Mazur po meczu mówił, że ma problemy zdrowotne w zespole. My też je mamy, ale cała sprawa polega na tym, by ukryć je przed rywalem. Zawodnicy dostaną trzy dni wolnego, by mogli spokojnie podreperować zdrowie. Wyleczyć urazy, które są normalną sprawą pod koniec sezonu. Przez sześć miesięcy wszyscy ciężko pracowali i teraz to się odbija na ich zdrowiu. Jednego boli bark, drugiego kolano, a trzeciego plecy. Tak dzieje się we wszystkich drużynach, gdzie nawet osiemdziesiąt procent zawodników narzeka na urazy. Jeśli przyprowadzi mi pan teraz szóstkę zdrowych graczy, to będę szczęśliwy i powiem: - o fajnie. Bierzemy się do roboty. Niestety pod koniec sezonu jest to niemożliwe. Sport to ciężka praca, a podpisanie kontraktu jest często okupione kłopotami zdrowotnymi. My jesteśmy jak najemnicy, sprzedajemy swoje zdrowie. Mówię to jako trener i jako zawodnik, który niedawno skończył karierę.

Na ławce widać, że również pana każdy mecz także kosztuje sporo zdrowia.

- To są inne kontuzje.(śmiech) Serce, papierosy i tego typu sprawy.

A co pan będzie teraz robił. Odpoczywał, czy może analizował grę potencjalnych przeciwników?

- Ja też jestem już zmęczony sezonem, więc postaram się trochę odpocząć, chociaż jako drugi trener kadry mam trochę z tym związanych obowiązków. Zostałem zaproszony do Bełchatowa gdzie odbędzie się spotkanie Polskiej Akademii Siatkówki, którą kieruje Alek Świderek. Będziemy w gronie trenerów zastanawiać się na tym, co zrobić żeby było lepiej.

Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć panu udanych obrad i zdrowia.

- To ostanie jest najważniejsze.

Komentarze (0)