Łukasz Perłowski: W czwartek przypieczętować awans do czwórki

Po trzech latach nieobecności w reprezentacji Polski do szerokiej kadry powraca Łukasz Perłowski. Siatkarz spodziewał się, iż może dostać powołanie od Daniela Castellaniego.- Widać, że zespół jest odmłodzony. Zdaję sobie jednak sprawę, że gdyby znaleźli się tam podstawowi zawodnicy to moje szanse radykalnie zmalałyby i bardzo ciężko byłoby mi się załapać. Zatem trochę dostałem się do kadry drogą kuchenną niż mi to się należało, ale cieszę się, że mimo wszystko zostałem dostrzeżony.

Na razie jednak Łukasz Perłowski nie myśli o kadrze. - Skupiam się na najbliższym bardzo ważnym meczu w Częstochowie. Musimy go rozstrzygnąć na swoją korzyść i przypieczętować awans do czwórki. Gram już siedem lat w Resovii i jak do tej pory moim sukcesem był awans do PLS i piąte miejsca. Nie jestem już juniorem i te lokaty mnie już nie satysfakcjonują. Mam ambicje osiągnąć coś więcej i liczę, że teraz wreszcie się uda. Myślę, że jesteśmy na jak najlepszej drodze - uważa środkowy Asseco Resovii Rzeszów.

Perłowski podkreśla też, że jego drużyna chce jak najszybciej zakończyć tę fazę rywalizacji. - Nie myślimy nawet o piątku, bowiem chcemy w czwartek zakończyć sprawę i wracać do domu. Koncentrujemy się mocno na tym arcyważnym meczu. Zdajemy sobie sprawę, że będzie ciężko, ale jesteśmy przygotowani na twardą walkę. Problemy zdrowotne nas nie omijają, ale stać na pewno na zwycięstwo - mówi siatkarz.

Akcentuje jednocześnie nieobliczalność częstochowskiego AZS-u. - Trudno wskazać jeden charakterystyczny element, którego można się obawiać. Po prostu nie wiadomo, czego można się po nich spodziewać. Raz mają dobry atak, raz blok, a raz zagrywkę. Jest to bardzo nieobliczalny i bardzo groźny zespół - twierdzi środkowy rzeszowian.

Tym groźniejszy na swoim terenie - od kiedy Resovia występuje w siatkarskiej ekstraklasie nie wygrała jeszcze w częstochowskiej hali Polonia. - Faktycznie nie udało się jeszcze, więc najlepsza okazja nadarza się w czwartek. Najlepiej właśnie to zrobić teraz w tym najważniejszym dla nas momencie - kończy Perłowski.

Źródło artykułu: