TS Volley Rybnik - AKS Resovia II Rzeszów 2:3 (26:24, 25:23, 22:25, 37:39, 16:18)
Volley: Łukasz Lip, Tomasz Warda, Karol Kloś, Grzegorz Jaruga, Andrzej Smiatek, Wiktor Borowski, Łukasz Majenta (libero) oraz Dawid Drużga, Adrian Sdebel, Michał Łata.
Resovia: Jakub Filip, Michał Kaczmarek, Tomasz Kusior, Piotr Łuka, Kamil Długosz, Jakub Mach, Tomasz Głód (libero) oraz Patryk Strzeżek, Mateusz Skarbowski.
TS Volley Rybnik i AKS Resovia II Rzeszów rozpoczęły w sobotę batalię o zachowanie drugoligowego bytu na przyszły sezon. Śląski zespół dość niespodziewanie poległ w pierwszej fazie play out, dwukrotnie przegrywając z Hejnałem Kęty, podczas gdy rzeszowianie nie sprostali Politechnice Krakowskiej dopiero po trzech meczach. Oba zespoły rywalizowały ze sobą w rundzie zasadniczej i solidarnie wygrały po jednym meczu. Tym razem stawka była jedna o wiele większa, o czym świadczyły posiłki Resovii z pierwszej drużyny występującej w PlusLidze. Na parkiecie w Rybniku zjawili się Piotr Łuka, Michał Kaczmarek oraz Tomasz Kusior. Cała trójka jest bardzo dobrze znana z występów na najwyższym szczeblu rozgrywek w naszym kraju.
- Moim chłopcom należy się duża pochwała za postawę w tym meczu. Mieliśmy i ciągle mamy nóż na gardle. W takiej sytuacji musieliśmy zagrać dobry mecz i uważam, że właśnie tak zagraliśmy. Jak zwykle jednak zabrakło jednego czy dwóch elementów, które mogły dobić przeciwnika - mówił po meczu smutny Wojciech Kasperski, szkoleniowiec rybnickiej drużyny.
Od początku pojedynku warunki dyktował beniaminek z Rybnika. W szeregach zespołu prowadzonego przez Wojciecha Kasperskiego brylował przede wszystkim Grzegorz Jaruga. Młody przyjmujący prezentował mocne ataki oraz silne zagrywki, mimo że od czasu do czasu miewał problemy z odbiorem serwisu rywala. W kluczowych momentach gospodarze wypracowali sobie kilkupunktową przewagę, której omalże nie roztrwonili. Przy stanie 24:21 dał znać o sobie Kaczmarek, który atomowym serwisem upolował Jarugę. Chwilę później ważnego ataku nie skończył Łuka, a prowadzenie w meczu dał miejscowym nie kto inny jak… Jaruga.
Znany z występów w pierwszym zespole z Rzeszowa Piotr Łuka długo nie potrafił znaleźć odpowiedniego rytmu gry. We wspominanym już inauguracyjnym secie nie skończył ważnej piłki, co powtórzyło się także w końcówce drugiej partii. Przy stanie 22:22 rozgrywający Resovii dwukrotnie posyłał piłkę na lewe skrzydło, lecz "Lukas" ani razu nie potrafił sforsować szczelnego bloku rybniczan. Po przegranym secie Łuka długo nie mógł pogodzić się z decyzją arbitra, który jego zdaniem popełnił błąd przy ocenie jednej z akcji w końcowych momentach drugiej odsłony. Zawodnik zaczął ostrą polemikę z drugim sędzią i kiedy cisnął ręcznikiem o parkiet, został ukarany żółtą kartką.
Mały handicap w postaci darmowego punktu na początku trzeciego seta nie pomógł Volley’owi, który tak naprawdę powinien wykorzystać nadarzającą się okazję i zakończyć pojedynek w trzech partiach. W szeregach gości z minuty na minutę rozkręcał się Jakub Mach, zdecydowanie najjaśniejsza postać w zespole z Podkarpacia. 21-letni atakujący był coraz częściej obciążany przez swojego rozgrywającego i w decydujących momentach nie zawodził. W trzecim secie to jego ataki pozwoliły gościom wygrać pierwszego seta w tym dniu. Mach nie przestawał punktować także w kolejnej partii, która okazała się kluczowa dla losów pojedynku. Rybniczanie prowadzili już 24:22, lecz Karol Kloś nie potrafił skończyć ataku na środku siatki. Nerwowa końcówka oraz zmieniające się prowadzenie wyraźnie ożywiły licznie zgromadzoną publiczność. Wojnę nerwów wygrała ostatecznie Resovia, a seta potężnym zbiciem zakończył Mach.
Do rozstrzygającego seta obie drużyny podchodziły już mocno zmęczone. Volley zebrał się jednak w sobie i pierwszy objął prowadzenie. Szczęście dopisywało przede wszystkim Andrzejowi Smiatkowi, którego zagrywka zahaczyła o siatkę i spadła w pierwszy metr boiska. Wszystko zmierzało ku szczęśliwemu końcowi, jednak po raz kolejny gospodarze nie potrafili postawić kropki nad "i". Śląski team prowadził nawet 14:12 i miał piłkę meczową w górze, lecz po chwili to rywale cieszyli się z cennej wygranej. Najpierw dwukrotnie w ataku pomylił się Smiatek a morderczy pojedynek zakończył ostatecznie Mach, najlepszy zawodnik sobotniej potyczki.
- Po dwóch wygranych setach można było wygrać i trzeciego, lecz w nim gra nie układała się po naszej myśli. Nieco lepiej było w czwartej odsłonie, która skończyła się bardzo wysokim wynikiem. Mieliśmy wówczas w górze kilka piłek meczowych, które mogliśmy skończyć. W kluczowych momentach u moich zawodników zabrakło odpowiedniej dozy ryzyka. Z mało dokładnych wystaw powinniśmy mocniej uderzać, a tymczasem tylko plasowaliśmy. Z kolei wtedy, kiedy trzeba było lekko przebić, my niepotrzebnie mocno uderzaliśmy i nadziewaliśmy się na blok Resovii. W czwartym secie Rzeszów zagrał bardzo dobrze w bloku. Nie do zatrzymania był również ich atakujący, na którego nie mieliśmy żadnej recepty - analizował Kasperski.
Rewanżowe spotkanie odbędzie się w następną sobotę, na parkiecie w Rzeszowie. Gorszy z dwumeczu pożegna się z drugoligową rzeczywistością, natomiast zwycięzca przedłuży swoje szanse na pozostanie w tej klasie rozgrywkowej. Będzie musiał jednak rywalizować z trzecioligowym zespołem, który zajmie 2. miejsce. - Jedziemy do Rzeszowa z gorszym bilansem a na dodatek będziemy grali nie na swoim parkiecie. Podejrzewam, że również wtedy będą wzmocnieni zawodnikami z PlusLigi. Szkoda tej szansy, naprawdę szkoda… - zakończył przygnębiony Kasperski.