GKS Katowice - Jastrzębski Węgiel: udana inwazja jastrzębian na Spodek

WP SportoweFakty / Na zdjęciu: siatkarze Jastrzębskiego Węgla
WP SportoweFakty / Na zdjęciu: siatkarze Jastrzębskiego Węgla

Pierwsze derby Śląska w legendarnej hali obfitowały w emocje. Choć gracze Jastrzębskiego Węgla tak jak zapowiadali, przeprowadzili udaną inwazję na Spodek, to do końca nie mogą być zadowoleni, bo wygrali dopiero w tie-breaku (3:2).

Spotkanie dwóch najlepszych plusligowych ekip ze Śląska zgromadziło mnóstwo kibiców. Im bliżej było do pierwszego gwizdka, tym głośniej było na trybunach.

Mimo gorącej atmosfery na widowni, na początku mecz nie był porywający. W zagraniach obu ekip było sporo niedokładności, ale dzięki sprytowi Salvadora Hidalgo Olivy i zagrywkom Macieja Muzaja, to Jastrzębski wyszedł na prowadzenie (6:2).

Z czasem katowiczanie zaczęli odrabiać straty korzystając z dobrej dyspozycji w bloku i obronie, ale mimo poprawy gry wciąż dominowali rywale (12:15). Przewaga przyjezdnych była widoczna szczególnie na siatce. Podczas gdy Lukas Kampa miał dobre przyjęcie i mógł liczyć na skuteczność kilku zawodników, przy słabych dograniach Marco Falaschi posyłał piłki niemalże wyłącznie do Karola Butryna. W efekcie po autowym serwisie Butryna Pomarańczowi wygrali seta (20:25).

Od błędu gospodarze rozpoczęli również drugą partię. Kłopoty z komunikacją mieli Bartłomiej Krulicki i Rafał Sobański. W kolejnych akcjach zawodnicy GKS-u spisywali się znacznie lepiej i po asie Falaschiego wyszli na czteropunktowe prowadzenie (9:5). Chwilę potem siatkarze GKS-u zaliczyli przestój, ale przy zagrywkach Butryna odrodzili się.

ZOBACZ WIDEO Michał Pazdan: Nie jest to nic poważnego

Im bliżej było do końcówki seta, tym lepiej grali goście. Po dwóch punktowych zagrywkach Olivy Piotr Gruszka poprosił o czas. Niewiele to jednak pomogło, bo w drużynie z Katowic znów bardzo słabo funkcjonowało przyjęcie, a jastrzębianie z łatwością odczytywali zamiary rozgrywającego. Dzięki temu wygrali partię (23:25).

Tak jak w poprzednich odsłonach, również trzecia partia rozpoczęła się od wyrównanej walki obfitującej w błędy na zagrywce. Widać było jednak, że to zawodnicy z południowego Śląska są pewniejsi na boisku. Kampa coraz bardziej ryzykował na rozegraniu wydawało się, że gospodarze nie mają pomysłu na to jak odpowiedzieć rywalom (7:10).

Sytuacja szybko się jednak zmieniła. Na ataku zabawiał się Oliva, nieco mniej finezyjnie, ale równie skutecznie odpowiadał mu Butryn. Taktyka stawiania na atakującego przyniosła efekty. Pomogła też zmiana rozgrywającego na Macieja Fijałka. Katowiczanie wyrównali, a przy zagrywkach Pawła Pietraszko wyszli na prowadzenie (17:16). W GKS-ie zaczął funkcjonować blok, a Pomarańczowi nagminnie psuli zagrywki. Na dodatek na lewym skrzydle radził sobie Sobański i zawodnicy trenera Gruszki wygrali seta (25:22).

Zdezorientowani tym co przed chwilą się wydarzyło gracze Jastrzębskiego pozwolili przeciwnikom szybko wyjść na prowadzenie (6:3). Goście nie zamierzali się jednak poddawać. Sygnał do walki dał Jason DeRocco, który najpierw świetnie obił blok, a później pokazał się z dobrej strony w obronie.

To jednak nie wystarczyło na katowicką drużynę, która już zdążyła złapać swój rytm. Siłą GKS-u była bardzo dobra gra na bloku. Skuteczni byli też skrzydłowi. Niesieni głośnym dopingiem gospodarze zdołali doprowadzić do siódmego z rzędu tie-breaka (25:21).

W najkrótszym z setów przewagę pierwsi zbudowali jastrzębianie. Duża w tym zasługa Macieja Muzaja (4:7). Po zmianie stron zawodnicy GKS-u nie mieli już wiele do powiedzenia. Pomarańczowi narzucili swój rytm gry i z łatwością dowieźli korzystny wynik do końca.

GKS Katowice - Jastrzębski Węgiel 2:3 (20:25, 23:25, 25:22, 25:21, 9:15)

GKS: Krulicki, Butryn, Falaschi, Kapelus, Kalembka, Sobański, Stańczak (libero) oraz Fijałek, Stelmach, Pietraszko.

JW: Muzaj, Kosok, Boruch, Derocco, Kampa, Oliva, Popiwczak (libero) oraz Bachmatiuk.

MVP: Lukas Kampa (Jastrzębski). 
[event_poll=71411]

Źródło artykułu: