Zmiana oblicza nie wystarczyła. PGE Skra Bełchatów nie odwróciła losów finału

WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Karol Kłos
WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Karol Kłos

PGE Skra Bełchatów zakończyła sezon 2016/2017 z wicemistrzostwem Polski. W rewanżowym meczu finałowym uległa ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle 1:3, choć zaprezentowała się znacznie lepiej niż przed własną publicznością.

- Do Kędzierzyna-Koźla musimy zabrać naszego ducha walki. To, co zaprezentowaliśmy w Łodzi, nie wystarczy - nie miał wątpliwości Philippe Blain, trener PGE Skry, po porażce 0:3 w pierwszym meczu finałowym, rozegranym w łódzkiej Atlas Arenie.

Przez ponad godzinę rywalizacji w Hali Azoty, francuski szkoleniowiec mógł mieć powody do optymizmu. Jego podopieczni prezentowali bowiem zupełnie inne oblicze niż przez większość spotkania w Łodzi. Pierwszego seta wygrali 25:21, a w kolejnych dwóch również prowadzili z kędzierzynianami zażartą walkę. Obie partie zespół z Bełchatowa przegrał jednak różnicą dwóch punktów, tym samym tracąc szansę na wywalczenie mistrzostwa Polski po zakończeniu trzeciej odsłony.

- Na pewno kibice oglądali dużo lepsze widowisko niż w Łodzi. Wiedzieliśmy, że przed nami ostatnia szansa i nie mogliśmy się poddać. Szkoda drugiego seta, w którym wysoko prowadziliśmy (18:13 - przyp. red.), ale nie potrafiliśmy dowieźć przewagi do końca. Trzeci set był już nerwowy i ponownie w końcówce lepiej zachowali się gracze ZAKSY - tłumaczył Karol Kłos, środkowy bełchatowian.

Głównej przyczyny finałowego niepowodzenia upatrywał on jednak nie w konkretnym elemencie siatkarskim, a w podejściu mentalnym swojej drużyny do dwumeczu o złoty medal. Mocno żałował przebiegu starcia w Łodzi.

ZOBACZ WIDEO FC Barcelona Lassa z 24. tytułem mistrza ligi ASOBAL

- Możemy mieć pretensje, że w Atlas Arenie zagraliśmy tak kiepsko. Oprócz pierwszego seta, w którym graliśmy naprawdę bardzo dobrze, nie wywarliśmy na ZAKSIE żadnej presji. Powietrze z nas uszło, a w naszych poczynaniach dominował chaos. Prezentowaliśmy dziwne akcje, zupełnie niepodobne do nas, co skutkowało niewymuszonymi błędami. Samemu się pogubiliśmy, a przy systemie "mecz-rewanż" nie można do takiej rzeczy dopuścić - dodawał 27-letni siatkarz.

O tym, że PGE Skra wyciągnęła właściwe wnioski po niepowodzeniu na własnym terenie, świadczy fakt, że w rewanżu mocno ograniczyła poczynania atakującego ZAKSY Dawida Konarskiego, absolutnego bohatera pierwszej potyczki finałowej (27 punktów).

- W Łodzi Dawid pociągnął ZAKSĘ do zwycięstwa, bo pozostali kędzierzynianie naprawdę nie grali rewelacyjnie. Wiedzieliśmy, że w drugim pojedynku będzie otrzymywać więcej piłek. Na początku udało nam się go zatrzymać, dzięki czemu też mecz rewanżowy był bardzo wyrównany - spuentował Kłos.

Komentarze (0)