Srećko Lisinac: W naszej reprezentacji nie dostaje się wolnego

WP SportoweFakty / Olga Król / Srećko Lisinac w barwach kadry Serbii
WP SportoweFakty / Olga Król / Srećko Lisinac w barwach kadry Serbii

Między innymi o pierwszym weekendzie Ligi Światowej w wykonaniu reprezentacji Serbii, o braku odpoczynku oraz o tym, kogo brakuje w Bełchatowie - tylko dla WP SportoweFakty opowiedział jeden z najlepszych siatkarzy PlusLigi, Srecko Lisinac.

Ola Piskorska, WP SportoweFakty: W PGE Skrze zakończyliście sezon ze srebrnym medalem mistrzostw Polski. Czy jest pan usatysfakcjonowany tym rezultatem?

[b][tag=32951]

[/tag]Srećko Lisinac: [/b]Biorąc pod uwagę różne okoliczności i problemy, przede wszystkim zdrowotne, jakie nas trapiły, to srebrny medal można uznać za dobry wynik. Myślę, że władze klubu i sztab szkoleniowy mogą być zadowolone z tego rezultatu. Mocno walczyliśmy o wejście do finału, a potem z ZAKSĄ o złoto, to się niestety nie udało. I dla mnie osobiście ten wynik nie jest satysfakcjonujący. Nie jestem z niego zadowolony, ani z drugiego miejsca w lidze ani z drugiego w Pucharze Polski. Miałem poczucie, że stać nas było na więcej. Nie lubię być drugi i nie lubię kończyć sezonu porażką.

Ostatnio wielu dobrych siatkarzy opuszcza PlusLigę, a pan w niej zostaje. Jestem pewna, że ma pan co roku oferty z najlepszych klubów na świecie, co pana trzyma w Polsce?

Mam jeszcze rok kontraktu w PGE Skrze i już dawno postanowiłem, że wypełnię go do końca. Również dlatego, że chcę się odwdzięczyć temu klubowi, za wszystko, co dla mnie zrobili przez lata. Władze zawsze traktowały mnie z życzliwością, profesjonalizmem i szacunkiem i chciałbym zachować się tak samo w stosunku do nich.

ZOBACZ WIDEO Radosław Majdan i Dariusz Tuzimek komentują mistrzostwo Polski Legii Warszawa

Sporo zmian następuje teraz w Bełchatowie.

Jeszcze nie mamy wszystkich nowych zawodników, ale mamy już nowego szkoleniowca, więc sądzę, że teraz już dość szybko skład zostanie uzupełniony. Mamy świetnego rozgrywającego z reprezentacji Polski, a poza tym zmian nie jest aż tak dużo. Mariusz (Wlazły - przyp.red.) zostaje, tak samo Niko (Penczew - przyp. red.) i Karol (Kłos - przyp. red.), więc to nie będzie rewolucja. Na pewno niezbędny jest klasowy przyjmujący i na pewno wkrótce taki do nas dołączy.

To przejdźmy do reprezentacji Serbii. Za nami pierwszy weekend Ligi Światowej, w którym na własnym boisku odnieśliście dwa zwycięstwa i jeden mecz przegraliście. Jak ocenia pan ten start?

Przegrana z Belgią była przykra, ale w dzisiejszych czasach już z nikim się nie wygra, jeżeli gra się złą siatkówkę. To samo przeżyliśmy podczas kwalifikacji w Chorwacji do MŚ 2018 przeciwko Danii. Graliśmy fatalnie i strasznie się męczyliśmy w tym spotkaniu. Tylko Belgia umiała naszą złą grę lepiej wykorzystać i nie pozwolili nam ugrać nawet seta. To na pewno jest dla nas nauczka, którą mam nadzieję zapamiętamy. I już następnego dnia z Kanadą zagraliśmy znacznie lepiej, odrabialiśmy kilkupunktowe straty i pokazaliśmy charakter. W sumie uważam, że to udany początek, zwłaszcza biorąc pod uwagę nasze zmęczenie.

Jesteście obrońcą tytułu w Lidze Światowej, to zwiększa presję?

W ogóle się nie zastanawiamy nad presją. Staramy się utrzymać ten sam poziom fizyczny i mentalny i w każdym spotkaniu pokazywać jak najlepszą grę i nie tracić koncentracji. Naszym celem na najbliższe tygodnie jest awans do turnieju finałowego i tylko na tym się skupiamy na razie.

Ale dla was Liga Światowa jest chyba najmniej ważnym celem tego sezonu? Na początek mieliście kwalifikacje do MŚ 2018, a na koniec mistrzostwa Europy.

Nie, my tak nie patrzymy. Każdy turniej jest dokładnie tak samo ważny i podchodzimy do niego z takim samym założeniem: żeby wygrać. Wszystko jedno czy to kwalifikacje czy Liga Światowa. I to widać też w składzie - u nas nikt nie odpoczywa. Wszyscy nasi najlepsi zawodnicy grają w każdym spotkaniu przez cały sezon, jeżeli tylko są zdrowi, nikt nie dostaje wolnego czy wakacji.

I z całą pewnością wszyscy zagrają w Meczu Otwarcia ME 2017 na Stadionie Narodowym w Warszawie. Pamięta pan poprzednie wasze spotkanie w tych samych okolicznościach?

Oczywiście! Takich meczów się nie zapomina. I jestem niezwykle szczęśliwy, że będę mógł to przeżyć jeszcze raz. Pamiętam, jak w 2014 mówiłem w wywiadach, że szansę zagrania przed publicznością liczącą 70 tysięcy widzów dostaje się raz w życiu i to jak ma się szczęście, a tymczasem mi to się przytrafia po raz drugi.

Wynik tamtego meczu też pan pamięta?

Też trudno go zapomnieć. Ale tym razem będzie inaczej, bo po pierwsze to nie będzie to zupełnie nowe doświadczenie dla większości z nas, a po drugie pamięć o tamtym meczu mocno nas zmotywuje do walki. Cała drużyna zrobi wszystko, że tym razem wyglądało to zupełnie inaczej i zakończyło się innym wynikiem.

Komentarze (0)