Jak informowaliśmy pod koniec lipca, Domagała rozwiązał kontrakt z beniaminkiem pierwszej ligi, by spróbować sił w Serie A. Klub z Tomaszowa Mazowieckiego poszedł 19-letniemu siatkarzowi na rękę, nie czyniąc mu kłopotów z przenosinami do Włoch.
- Oferta pojawiała się dwa bądź trzy dni przed wystosowaniem przez nas oficjalnego komunikatu. Nie robiliśmy zawodnikowi problemów, bo zdajemy sobie sprawę, że zmuszanie go do czegokolwiek nie przyniosłoby dobrych efektów - mówi Stanisław Fila.
Prezes Lechii przyznaje, że w sprawie przenosin do Tonno Callipo Vibo Valentia nie odbył z samym graczem żadnej rozmowy. Kontaktował się jedynie z jego menedżerem, który przedstawił szczegóły propozycji, jaka nadeszła z Półwyspu Apenińskiego.
- Trochę ubolewam nad tym, że młodzi zawodnicy bądź ich menedżerowie podejmują takie decyzje. Boję się, iż w Serie A Damian zamiast grać może siedzieć na ławce i się nie rozwinie. U nas na pewno miałby do tego okazję, ponieważ najpewniej spędzałby na boisku przynajmniej 50 procent czasu. Ale na pewne decyzje nie mam wpływu - dodaje.
ZOBACZ WIDEO: Robert Korzeniowski przeżył prawdziwą tragedię. "Chodziłem przybity i płakałem"
I podkreśla, że niespodziewane odejście Domagały nie okazało się dla tomaszowskiego zespołu szczególnie dużym problemem.
- Chcieliśmy dać szansę rozwoju młodemu atakującemu. Byliśmy pewni, że to bardzo dobry moment dla takich zawodników jak Damian. Po jego zmianie planów nie doświadczyliśmy jednak większych komplikacji, ponieważ w ciągu dwóch dni namówiliśmy do przejścia Mateusza Frąca - podsumowuje Fila.
Podczas mistrzostw świata juniorów 2017, Domagała był drugim atakującym reprezentacji Polski. W kilku meczach pokazał się jednak z dobrej strony w roli zmiennika Jakuba Ziobrowskiego. Ostatnie trzy lata spędził w SMS-ie PZPS Spała.