Earvin Ngapeth, gwiazdor reprezentacji Francji, na każdym kroku udowadnia, że siatkówka nie musi być sportem dla grzecznych chłopców. Wręcz przeciwnie, tacy jak on też znajdują w niej swoje miejsce. Francuz to czołowy "enfant terrible" tej dyscypliny. Lista jego grzeszków jest długa: dyscyplinarne wyrzucenie z drużyny narodowej, zerwanie ważnego kontraktu z klubem z rosyjskiej ligi, spowodowanie wypadku samochodowego, w wyniku którego trzy osoby zostały poszkodowane, pobicie pracownika kolei francuskich, bójka w dyskotece.
Wszystkie te przewinienia odchodzą w niepamięć w momencie, gdy Francuz wychodzi na parkiet. Nieszablonowe zagrania to jego specjalność, a on sam potrafi w pojedynkę odmienić losy spotkania. Nic więc dziwnego, że jest jednym z najlepiej zarabiających siatkarzy.
Skazany na sport
Syn byłego reprezentanta Kamerunu i Francji, Erica Ngapetha, od wczesnego dzieciństwa był skazany na sport. Jego ojciec uwielbia koszykówkę, stąd swojemu starszemu dziecku dał imię na cześć legendarnego Earvina "Magica" Johnsona. - Mieliśmy w domu z piętnaście tysięcy kaset z nagraniami meczów Los Angeles Lakers, które byłem zmuszony oglądać, nawet jak nie miałem ochoty - wspominał później zawodnik.
Jednak to nie koszykówka była pierwszą dyscypliną, którą zaczął uprawiać na poważnie, tylko piłka nożna. Trenował nawet jednej drużynie z Layvinem Kurzawą. Podglądał ojca podczas pracy, ale dopiero po przeprowadzce do Poitiers spróbował siatkówki. Wyszło mu to na tyle dobrze, że trener spytał się go, czy nie zechciałby się zająć tą dyscypliną na serio.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: karne pompki piłkarzy Barcelony
Siatkówka jego przeznaczeniem
I tak też zrobił. Rok później został powołany do młodzieżowej reprezentacji kraju i na dobre porzucił piłkę nożną. A w wieku 17 lat podpisał kontrakt z Tours VB, jednym z najbardziej utytułowanych klubów w lidze francuskiej, który prowadził jego ojciec.
Młodego przyjmującego czekała ciężka lekcja życia. Po tym jak jego rodzice się rozwiedli, mieszkał cały czas z matką, a teraz musiał się przeprowadzić do ojca. Cały rok wysłuchiwał jego poleceń, by nie spał do południa, uczył się i chodził na treningi. Tata nie dawał mu wiele rad, ale kazał trenować więcej, niż innym. W końcu w wieku 18 lat Earvin postanowił się usamodzielnić i wyprowadził z domu. W tym samym czasie na dobre rzucił szkołę.
Nieudany debiut
O utalentowanego nastolatka szybko upomniała się seniorska reprezentacja Trójkolorowych. W 2010 roku, w wieku zaledwie 19 lat, zaliczył swój debiut. Ale nie miał udanego początku. Nie podobała mu się rola zmiennika i krytykował uprzywilejowaną jego zdaniem pozycję starszych zawodników, zwłaszcza Stephane'a Antigi. Trener Philippe Blain dosyć długo tolerował postawę swojego młodego podopiecznego, aż wreszcie kiedy po meczu z Japonią ten go obraził, była to kropla przepełniająca czarę goryczy. Młodzian został wydalony z drużyny i wydawało się, że nie będzie mieć już do niej powrotu.[nextpage]Powrót syna marnotrawnego
Ale w kolejnym roku, kiedy z kadry zrezygnowało sporo doświadczonych siatkarzy i wyniki osiągane przez Trójkolorowych w Lidze Światowej były niezadowalające, pojawiła się szansa na rozejm. Zwłaszcza, że Earvin Ngapeth spisywał się na tyle dobrze, że dostał propozycję gry w czołowym zespole ligi włoskiej, w Bre Banca Lannutti Cuneo. Pomimo dużego ryzyka, zawodnik dostał powołanie na mistrzostwa Europy i od tamtej pory zagościł kadrze na dobre.
Trzeba było jednak dopiero cierpliwości i odpowiedniego podejścia Laurenta Tillie, by talent siatkarza rozkwitł. Tillie przejął stery reprezentacji Francji od Philippe'a Blaina w 2012 roku, po przegranych przez drużynę kwalifikacjach olimpijskich. Zamiast istniejących do tej pory sztywnych reguł, wprowadził luz. - We współpracy z nim nie mam zamiaru mu niczego udowadniać, tylko wcielam się ewentualnie w rolę doradcy. Poza treningami i meczami w ogóle mnie nie interesuje, co on robi. Bo dla mnie jest najważniejsze, że to świetny zawodnik, któremu się chce grać i trenować - powiedział o podejściu do swojego największego gwiazdora nowy opiekun trójkolorowej drużyny.
Błędy młodości
Poza boiskiem jednak nie zawsze było różowo. W 2013 Earvin Ngapeth stał się bohaterem kolejnej afery, kiedy po zaledwie sześciu rozegranych meczach zerwał ważny kontrakt z Kuzbassem Kemerowo. Tłumaczył to powodami osobistymi, gdyż jego dziewczyna spodziewała się w tym czasie dziecka. Po latach tak wspominał tamto wydarzenie. - Mój ojciec objął klub z Kemerowa i podążyłem za nim. Zrobiłem to dla niego, nie miałem odwagi mu odmówić. A potem się okazało, że lepsze byłoby otwarte postawienie sprawy. Bardzo go zraniłem. Spakowałem walizki i uciekłem w nocy nic nie mówiąc. Nie rozmawialiśmy potem ze sobą półtora roku, a na wyjaśnienie sytuacji potrzebne było jeszcze kolejne dwanaście miesięcy - wyjawił.
Najważniejsza rodzina
Rodzina jak widać jest dla siatkarza ważna. Od kiedy sam został ojcem w 2013 roku, jak przyznał, jego życie się zmieniło. - Lauranne i Mathys zapewniają mi równowagę. Dziś nie wyobrażam sobie życia bez nich. Moje życie uległo zmianie, nie jestem już sam. Patrzę, jak mój syn rośnie. Podoba mi się bycie ojcem - wyznał.
Czy syn pójdzie w ślady ojca i odniesie sukces, nie wiadomo. Jedno jest pewne, w nadchodzących mistrzostwach Europy Earvin Ngapeth ma szansę ponownie odegrać kluczową rolę. W 2015 roku po wygraniu Ligi Światowej reprezentacja Francji sięgnęła po tytuł mistrza Starego Kontynentu. W tym roku Trójkolorowi ponownie wygrali Ligę Światową i francuski przyjmujący, podobnie jak dwa lata temu, został wybrany MVP turnieju finałowego.
Czy sięgnie po kolejny dublet? Wprawdzie zawodnik ostatnio skarżył się bóle pleców i z tego powodu nie zagrał w Memoriale Huberta Jerzego Wagnera, ale na mistrzostwa Europy dostał już powołanie. Nic dziwnego, bez niego w składzie trudno będzie Francuzom walczyć o historyczny wynik.