Po dwóch ćwierćfinałach w rywalizacji Trefla Gdańsk z Jastrzębskim Węglem był remis 1:1. Decydujące stracie miało przebieg niezwykle emocjonujący. W czwartym secie, kiedy wydawało się, że już nic nie odbierze jastrzębianom awansu, gospodarze nadrobili straty i ostatecznie zwyciężyli w grze na przewagi, doprowadzając do tie-breka. Ostatecznie w nim wygrali, ale również w zaciętej końcówce, choć wcześniej mieli pozornie bezpieczną przewagę punktową. MVP spotkania został zdobywca 20 "oczek" - Piotr Nowakowski. Po meczu opowiedział o tym, jakie emocje towarzyszyły mu w tym starciu i jak zapatruje się na mecze półfinałowe.
Agata Wasielewska, WP SportoweFakty: Przy stanie 17:21 w czwartym secie niewielu już wierzyło, że Trefl może jeszcze wygrać ten mecz. Jak udało wam się tego dokonać?
Piotr Nowakowski, środkowy Trefla Gdańsk: Wyszarpaliśmy to zwycięstwo własnymi umiejętnościami. Właśnie grane na przewagi końcówki czwartego seta i tie-breaka pokazują, jak zacięte było to spotkanie. O wyniku zadecydowało parę niuansów, ale uważam, że nasze zwycięstwo jest zasłużone. Poprzedni mecz nam nie wyszedł, ale nie zwiesiliśmy głów, tylko walczyliśmy do końca. Jesteśmy bardzo szczęśliwi. Byłoby nam przykro, gdybyśmy po równym, dobrym sezonie, odpadli na ostatniej prostej przed walką o medale.
[b]
Piątego seta rozpoczęliście już spokojniejsi, bo 2:3 w tym sezonie jeszcze nie przegraliście?
[/b]
Nie do końca. Gdzieś z tyłu głowy kołatała mi się myśl, że każda seria się kiedyś kończy. Miałem jednak nadzieję, że nie będzie to seria wygranych tie-breaków. Ale po raz kolejny nam się udało. Jak tak ma to wyglądać, to mogę zawsze grać pięciosetowe pojedynki.
Co przed tą decydującą odsłoną powiedział trener?
Buzowały we mnie takie emocje, że nawet nie pamiętam. Słyszałem tylko jakieś pojedyncze hasła, że walka, energia…
I była, przynajmniej na początku. Potem wasza przewaga mocno stopniała. To rywale się zmobilizowali czy was trochę przytłoczyły emocje?
Po prostu nie graliśmy zbyt skomplikowanej siatkówki, a jastrzębianie mieli czas na ustawienie szczelnego bloku. Ale też na przestrzeni meczu zagrywali bardzo dobrze, czego niestety o nas powiedzieć nie można. Na szczęście jakoś udało nam się w ostatniej chwili trochę odrzucić ich od siatki floatem i nadrabiać niedociągnięcia kontratakami. Zagrywka i przyjęcie były jednak kluczowe.
Czego zabrakło do wygranej już po dwóch meczach ćwierćfinałowych?
Żałujemy tego drugiego spotkania, które przegraliśmy. Mieliśmy w nim okazję wyjść na 2:0 i grałoby nam się znacznie luźniej. Ale taki jest sport. W decydującym starciu z kolei to jastrzębianie mieli okazję, żeby zakończyć ten mecz w czterech setach.
Śledził pan wyniki ćwierćfinałów pomiędzy Asseco Resovią Rzeszów a Indykpolem AZS-em Olsztyn?
Oglądałem nawet to ostatnie spotkanie. No, może przez jednego seta się zdrzemnąłem. Ale tam też widać było walkę do samego końca. Trochę obawiałem się pewnej analogii, bo rzeszowianie najpierw wygrali na wyjeździe, a potem dwukrotnie przegrali u siebie. Teraz mam nadzieję, że olsztynianie postawią trudne warunki także Zaksie Kędzierzyn-Koźle.
A po swoim półfinale przeciw PGE Skrze Bełchatów czego się pan spodziewa?
Drużyna z Bełchatowa po takiej przerwie nie będzie w najlepszej formie. Żartuję, oczywiście, na tym poziomie łatwych przeciwników nie ma. Zajmując, i to z zapasem punktowym, drugie miejsce w tabeli, bełchatowianie pokazali swoją siłę. Cieszę się, że pierwszy mecz gramy u siebie i nie musimy od razu wyjeżdżać. Wracamy też do Ergo Areny. Mam nadzieję, że teraz już pokażemy to, co najlepsze w naszej siatkówce. Byłoby świetnie, gdyby udało nam się powtórzyć wynik z Pucharu Polski we Wrocławiu, kiedy to wygraliśmy w trzech setach, ale zdajemy sobie sprawę z tego, że walka trwać będzie do samego końca.
ZOBACZ WIDEO SSC Napoli nadal w grze o tytuł. Arcyważne trafienie Koulibaly'ego z Juventusem [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]