Wygrywając finał II dywizji World Grand Prix w 2017 roku, siatkarki reprezentacji Polski przypieczętowały swój powrót do światowej elity po czterech latach nieobecności. W rozgrywkach Ligi Narodów Kobiet, następcy WGP Biało-Czerwone otrzymały status drużyny "pływającej", co oznaczało, że jako jeden z czterech zespołów nie mogą być pewne utrzymania w elicie na kolejny rok. Podopieczne Jacka Nawrockiego prawo występów w kolejnym sezonie zagwarantowały sobie w Bydgoszczy, wygrywając wszystkie trzy spotkania. Obserwujący zmagania siatkarek z wysokości trybun, prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej, Jacek Kasprzyk, nie krył satysfakcji z postawy zespołu.
Jacek Pawłowski, WP SportoweFakty: Od wyboru Jacka Nawrockiego na selekcjonera reprezentacji Polski minęły trzy lata. Nie ma już chyba wątpliwości, że był to dobry wybór?
Jacek Kasprzyk, prezes PZPS: Tak mi się wydaje. Natomiast ocenić to powinni kibice i trenerzy. Ja uważam, że to był dobry wybór i droga, którą obraliśmy wspólnie z Jackiem Nawrockim, a którą on kontynuuje, jest bardzo dobra.
Wybór był bardzo kontrowersyjny, mimo to pan zachowywał spokój. Również wtedy, kiedy nie udało się awansować na mundial.
- Ja w żeńskiej siatkówce funkcjonuję dosyć długo. Wiele osób zarzucało mi, że to przeze mnie żeńska siatkówka upada. Niestety, nic nie dzieje się nagle. Nasze złotka trzeba było zastępować innymi zawodniczkami. Ten materiał był słabszy, ale teraz co roku pojawiają się kolejne talenty z SMS-u. Coraz więcej jest utalentowanych siatkarek i tylko dobra selekcja sprawia, że odbiliśmy się od dna i pniemy w górę. Nikt się przecież nie spodziewał, że po dwunastu meczach będziemy 9. drużyną Ligą Narodów, a nadal możemy ten wynik poprawić.
Cieszy fakt, że Polki do elity weszły bez kompleksów, co pokazały chociażby mecze z Chinkami, Włoszkami, a nawet przegrane starcie z Serbkami.
- Zgadza się. Pierwsze dwa lata pracy Jacka Nawrockiego to była selekcja. W tym roku ta grupa się wytworzyła i zaczęła grać swoją siatkówkę. Gramy swoje, bazując na dobrej atakującej i solidnym przyjęciu, bo przecież nasze zawodniczki są w czołówce, jeśli chodzi o ten element. Bardzo wysoko jest także Malwina Smarzek, no i nasze środkowe, które pokazały w meczu z Niemkami, że potrafią być ścianą nie do przebicia.
Możemy już mówić, że Malwina Smarzek i Agnieszka Kąkolewska to zawodniczki na miarę talentu Małgorzaty Glinki czy Katarzyny Skowrońskiej?
- Moim zdaniem tak. Malwina jest na bardzo dobrej drodze, podobnie jak Agnieszka Kąkolewska. Pozwalają im na to przede wszystkim parametry. Dodatkowo jakość przyjęcia daje im szansę, aby się rozwijać na swoich pozycjach. Atutem jest też doświadczenie. Mają po dwadzieścia kilka lat, a grają w reprezentacji już kolejny sezon.
ZOBACZ WIDEO Michał Kubiak: To karygodne, co zrobiła z nami światowa federacja
Do zespołu powoli wchodzą kolejne młode siatkarki. Natalia Murek i Julia Nowicka niedawno grały w SMS-ie, a już zdążyły zaprezentować swoje umiejętności w dorosłej kadrze. Wygląda na to, że coś się ruszyło również w systemie szkolenia.
- Zgadza się i myślę, że z roku na rok powinno być jeszcze lepiej. SMS jest ostatnią fazą szkolenia juniorek, natomiast mamy też SOS-y. Warto podkreślić, że jest 3,5 tysiąca dziewczyn już po selekcji, a w sumie mamy 7 tysięcy dzieci, biorąc pod uwagę chłopców i dziewczęta. Ja się z tego bardzo cieszę, ponieważ to są dziewczyny o bardzo dobrych parametrach. Brakuje nam jeszcze na lewym skrzydle zawodniczki ze wzrostem około 1,90 metra, ale powoli się one pojawiają. Po Lidze Narodów, kiedy starsze zawodniczki będą odpoczywały, młodsze będą trenowały. Nie ma jednak innej drogi. Jeżeli ktoś chce osiągnąć sukces, musi bardzo dużo pracować.
Z jednej strony możemy żałować, że nie zagramy na mundialu. Z drugiej jednak dziewczyny mogły spokojnie pracować i zaprezentować pełnię potencjału w Lidze Narodów. To powinno zaowocować podczas Mistrzostw Europy, które zostaną rozegrane za rok.
Dokładnie tak, tym bardziej że część turnieju odbędzie się w Polsce. Przynajmniej faza grupowa, 1/8 i 1/4 finału. Mam nadzieję, że wówczas będziemy już taką drużyną, która będzie mogła troszeczkę namieszać w tej europejskiej siatkówce.
W kontekście budowania zespołu warto podkreślić obecne podejście zawodniczek do reprezentowania barw narodowych. Nikt już nie odmawia, tłumacząc się kontuzjami czy trudnym sezonem. Wręcz przeciwnie, mimo problemów zdrowotnych zawodniczki przyjmują powołania.
- W dużej mierze jest to zasługa Jacka Nawrockiego. Po części może również federacji, że udało się dotrzeć do dziewczyn. Przeprowadziliśmy kilka rozmów i możemy powiedzieć, że w zespole są dziewczyny głodne sukcesu. Poprzednia ekipa, która opierała się na starszych zawodniczkach, część Złotek, część młodszych siatkarek, chyba miała inne priorytety. Ważniejsze było zarabianie pieniędzy, niż reprezentowanie barw narodowych. Dziewczyny wolały wrócić do domu, wyleczyć się do końca, nie męczyć na kadrze, tylko odpocząć i przygotować do gry w klubie. My nie mogliśmy pewnych rzeczy zabronić, ponieważ to są dorośli ludzie. Karanie za to, że nie chcą reprezentować Polski, też było trochę bez sensu, bo z niewolnika nie ma pracownika. Dlatego edukacją i chęcią przekazywania pewnej wiedzy doprowadziliśmy, a właściwie Jacek Nawrocki doprowadził do tego, że te dziewczyny chcą grać dla reprezentacji, dla orła i jeździć na kadrę. To najbardziej cieszy.
Dużą rolę odegrała chyba też deklaracja szkoleniowca, który powiedział, że nie będzie nikogo zmuszał do gry i podejmie pracę z tymi zawodniczkami, które będą chciały występować w reprezentacji.
- Zawodniczki widzą sens tej pracy i jakość treningu. Z roku na rok stają się przecież coraz lepszymi siatkarkami. Rok czy dwa lata temu, część zawodniczek z kadry szła do klubów i stała w kwadracie. W zeszłym sezonie, po mistrzostwach Europy, przebiła się do szóstki Julka Twardowska. To przyniosło efekt, bo stojąc w kwadracie, nie można się rozwinąć. Czasami lepiej poświecić kilka tysięcy złotych i grać niż zarabiać i stać w kwadracie.
W ostatnich latach pojawiały się opinie, że tylko zagraniczny szkoleniowiec jest w stanie odbudować polską kadrę. Jacek Nawrocki, wprowadzając zespół do elity pokazał, że Polak również potrafi.
- Cztery lata temu wprowadziliśmy system szkolenia trenerów i jako jedyni nadajemy tytuły trenera Polskiego Związku Piłki Siatkowej. To szkolenie wygląda obecnie troszeczkę inaczej niż wcześniej. Parę rzeczy przez ostatnie lata zrobiliśmy po to, aby odbudować polskiego trenera, aby mógł on trenować polskie kluby. Oczywiście nie wszystko zależy od PZPS. Wpływ na to, kogo zatrudniamy, mają również prezesi klubów PlusLigi, LSK, pierwszej czy nawet drugiej ligi.
Problem szkolenia trenerów to jedno, druga sprawa dotyczy zawodniczek. Czy jako PZPS robicie coś w tym kierunku, aby kluby bardziej odważnie stawiały na młodzież i te najbardziej utalentowane siatkarki mogły występować na parkiecie, zamiast stać w kwadracie?
- Negocjacje na ten temat cały czas trwają. Niektórzy prezesi naciskają jednak, aby zwiększyć liczbę zawodniczek zagranicznych. Jako związek nie chcemy jednak iść tym torem. Musimy dążyć do tego, aby grało jak najwięcej Polek. Przez lata nasza liga była poligonem doświadczalnym. Przyjeżdżali do nas młodzi zawodnicy zagraniczni, szlifowali swój poziom i wyjeżdżali, aby nas lać w reprezentacyjnych meczach. Obecnie to się zmieniło. Mamy bardzo utalentowanych nauczycieli w SMS-ach, SOS-ach i kadrach wojewódzkich. A kiedy jest dobre szkolenie, to efekty tego przychodzą.
Kolejnym dowodem na to, że kadra żeńska się odradza, jest atmosfera na meczach siatkarek. Polki nie muszą już wstydzić się swojej gry i z zazdrością spoglądać na trybuny podczas meczów męskiej reprezentacji.
- Wiadomo, że jak są wyniki to i kibice się pojawiają. Nikt nie lubi patrzeć na porażki swoich zespołów. Ja się bardzo cieszę, patrząc na frekwencję w Łuczniczce. Z tego co wiem, w Wałbrzychu, gdzie siatkówka jest mniej popularna, nie ma już biletów. To buduje, że ponownie będzie pełna hala. Warto tym zawodniczkom pokazać, że jako kibice jesteśmy z nimi, mają od nas pełne wsparcie i nie muszą się niczego obawiać.
Pytanie o przyszłość Jacka Nawrockiego, w obecnej sytuacji, to chyba formalność?
- Jak najbardziej tak. Nie chcę się zarzekać, ale dopóki ja będę prezesem, Jacek Nawrocki może być spokojny o posadę. Jeżeli tak dalej będzie pracował to nie wykluczone, że za rok będziemy bliżej medalu Mistrzostw Europy, a kto wie, może w 2020 roku zagramy na igrzyskach olimpijskich. To z pewnością byłby wielki sukces polskiej siatkówki.
Oglądaj siatkówkę kobiet w Pilocie WP (link sponsorowany)