Nie powstrzymała go nawet meksykańska mafia. Hubert Wagner zapowiedział olimpijskie złoto i cel osiągnął

Jacek Pawłowski
Jacek Pawłowski
Na efekty pracy szkoleniowej "Kata" nie trzeba było długo czekać. Surowe zasady przedstawione na pierwszym spotkaniu z zespołem i wizja katorżniczej pracy nie zniechęciły nikogo. Jednak i Wagner musiał w pewnym momencie odstąpić od swoich  nienaruszalnych zasad. Na jednym z treningów eksplodował i w ostrych słowach zrugał Mirosława Rybaczewskiego. Trzy kolejne nieudane przyjęcia na treningu przed igrzyskami olimpijskimi w Montrealu, doprowadziły selekcjonera do furii. Drużyna nie wytrzymała. Następnego dnia zespół odmówił wyjścia na trening, żądając negocjacji. Szkoleniowiec chyba jedyny raz w swojej karierze musiał przyznać się do błędu i złamać żelazną zasadę, że podczas zajęć, rację ma tylko on.

- Wybuchł normalny bunt. Powiedzieliśmy Wagnerowi, że jeżeli sytuacja się powtórzy, to sobie sam będzie trenował. Ta kadra to byli wykształceni ludzie, na uniwersyteckim poziomie, żadnych oszołomów. Powiedziałem Jerzemu, że rozumiemy, że jest presja, że puszczają mu nerwy, ale nie pozwolimy się tak traktować. Więcej do nikogo w ten sposób się nie odnosił - wspomina na łamach biografii Huberta Wagnera Zbigniew Zarzycki.

Zajęcia pod okiem Huberta Wagnera były ekstremalnie ciężkie. Bieganie po górach z dodatkowym obciążeniem, na tętnie sięgającym 250 uderzeń na minutę, to był treningowy standard. Przed najważniejszymi imprezami poprzeczka wędrowała w górę. Do mundialu w Meksyku drużyna przygotowywała się najpierw w Zakopanem, potem we Francji (w Font Romeu w Pirenejach Wschodnich), a także w Cachkadzorze w ówczesnym ZSRR. Dzięki temu zawodnicy na mistrzostwach świata czuli się wyśmienicie.

W Meksyku polska siatkówka narodziła się na nowo. Polacy wygrywali mecz za meczem, rozbijając między innymi Amerykanów i odwiecznych rywali - ZSRR. Zespół szybko zapewnił sobie awans do grupy finałowej, co próbowali wykorzystać gospodarze. Prezydent meksykańskiej federacji, Ruben Acosta, zaproponował ogromne jak na tamte czasy pieniądze oraz to, że w finale gospodarze oddadzą mecz z Polską bez walki. Ponadto nasza reprezentacja sama miała wybrać sobie terminarz meczów w decydującej rundzie. Układ ostatecznie nie został zrealizowany. Część młodych graczy, niewtajemniczona w sprawę, zagrała na sto procent możliwości, dzięki czemu faworyzowani Polacy zwyciężyli 3:1.

Mundial w Meksyku Polacy zakończyli ostatecznie bez porażki, pokonując w decydującym starciu Japonię 3:1. Był to pierwszy tak wielki sukces graczy z kraju nad Wisłą. Zespół, jak i sztab szkoleniowy, zapamiętali daleką wyprawę na bardzo długo. Nie tylko z uwagi na sukces sportowy, ale także wydarzenia jakie towarzyszyły turniejowi.

Impreza, jaka miała miejsce w hotelowej restauracji po zdobyciu złotego medalu, mogłaby posłużyć za scenariusz do filmu. Przedstawiciele naszego zespołu wygonili barmana, rozbroili meksykańskich policjantów, którzy mieli ich pilnować i bawili się w najlepsze do późnych godzin! Gdy rano Polacy wsiedli do autokaru, w ich kierunku biegł kierownik hotelu z... rachunkiem. Całą sytuację wspominał na łamach biografii Huberta Wagnera Tomasz Wójtowicz. - Do tego faceta wyszedł nasz kierownik reprezentacji Benedykt Menel. Zobaczył rachunek, podrapał się w głowę i powiedział: "Proszę pana, to jakieś nieporozumienie. Moi chłopcy piją tylko mleko!". Po czym wsiadł do autokaru, zamykając drzwi przed nosem zdumionego kierownika. Ostatecznie, rachunek miał zapłacić Ruben Acosta, ówczesny prezydent meksykańskiej federacji.

Wyprawa za ocean to nie był jednak wyłącznie zbiór pozytywnych przygód i historyjek. Kilkanaście dni wcześniej, w trakcie trwania turnieju, miała miejsce sytuacja mrożąca krew w żyłach. Podczas randki z jedną z meksykańskich siatkarek, polskiego selekcjonera porwali mafiosi. Trudno powiedzieć, jakie były intencje napastników, jednak cała sytuacja była bardzo dramatyczna.

- Wracamy z treningu i patrzę, że Jurek siedzi w pokoju, poobijany, z zakrwawionymi stopami. Opowiadał, że kiedy jechali tym samochodem, stanęli za miastem na sikanie. Herszt porywaczy zdejmował marynarkę i Jurek wykorzystał ten moment. Boso po kamieniach ile sił w nogach, pod ostrzałem pistoletów uciekł. Po kilku godzinach dotarł do hotelu - opowiadał na łamach biografii Wagnera jego asystent, Andrzej Warych. Wagner mógł wówczas zginąć z rąk mafii po raz drugi. Wcześniej, w 1966 roku, podczas Mistrzostw Europy w Turcji, stał się mimowolnym świadkiem egzekucji, do której doszło w hotelowym hallu. Z całego zdarzenia Wagner także wtedy wyszedł bez szwanku, choć kosztowało go to mnóstwo nerwów.

Kto z polskich trenerów, ma największe szanse powtórzyć z reprezentacją Polski sukcesy z czasów Huberta Wagnera?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×