MŚ 2018. Krzysztof Sędzicki: Uwaga, Vital Heynen coraz więcej rozumie po polsku (komentarz)

Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: Vital Heynen (z lewej) i Michał Mieszko Gogol (z prawej)
Materiały prasowe / FIVB / Na zdjęciu: Vital Heynen (z lewej) i Michał Mieszko Gogol (z prawej)

Pachniało gładkim i spokojnym zwycięstwem z Kubą na otwarcie mundialu, a już w pierwszym meczu strach zajrzał nam w oczy. Ale może to i dobrze, bo to pozwoli uniknąć spadku koncentracji w kolejnych starciach.

Podejrzewam, że wielu kibiców oczami wyobraźni widziało już tie-breaka i pierwszy thriller z udziałem reprezentacji Polski. Prawdopodobnie, gdyby po drugiej stronie siatki stali Serbowie, Francuzi czy Brazylijczycy, moment dekoncentracji w trzecim secie nie uszedłby płazem i kosztowałby stratę punktów.

Już pierwszy mecz na mistrzostwach świata pokazał, jak ogromna odpowiedzialność spoczywa na Vitalu Heynenie, który przecież sam mówi, że głównym celem jest medal na igrzyskach w Tokio. Ileż to razy w środę wieczorem słyszałem lub czytałem: "O, kolejny trener z opóźnionym zapłonem!", "Czy on nie widzi, że ten lub tamten nic nie gra?!". Otóż widzi, bo Belg nie szczędził gardła na swoich zawodników. Czasem nawet myślę sobie, że dobrze, że jest trochę poza tym strumieniem słów lecących w jego kierunku. Ale ostrzegam, rozumie coraz więcej w naszym języku.

Trener kadry Polski do pracy z zespołem podchodzi w sposób zgoła odmienny niż poprzednicy. Można organizować zabawę w typowanie wyjściowej szóstki, ale nie zawsze na boisko wybiegnie akurat ta najsilniejsza, bo siłą naszej kadry jest cała czternastka, a nawet dwudziestka. I choć wielu się ze mną nie zgodzi, uważam, że meczu z Kubą nie rozpoczęliśmy w naszym najsilniejszym składzie, ale takim adekwatnym do rywala, także nie z najwyższej półki. I ta elastyczność również ma być naszym atutem na włosko-bułgarskim turnieju.

Nie umniejszałbym również tego, co zrobili Kubańczycy, zwłaszcza w polu zagrywki. Ich skoczność, dynamika i przygotowanie fizyczne naprawdę robiło wrażenie. Gdyby tylko mieli wszystko poukładane w kraju i głowach, to mieliby ekipę na mistrza świata. Zresztą osiem lat temu byli o krok od złota. A tak wystarczało na przebłyski. Sam jestem ciekaw, komu jeszcze uprzykrzą życie na tym turnieju.

Malkontent powie, że już na dzień dobry jesteśmy o jednego seta w plecy. Optymista odetchnie z ulgą, że nie straciliśmy punktu. Realista zobaczy, że już w pierwszym meczu potrafiliśmy wyjść z opresji. Taka sytuacja przytrafi się przecież jeszcze nie raz. Parę kropel zimnej wody dobrze nam zrobi, bo podobno w Warnie temperatura dochodzi do 30 stopni.

ZOBACZ WIDEO: WP Express: Tenis dla najmłodszych

Komentarze (0)