Córki imigrantów dały Włochom wicemistrzostwo świata. Piękne twarze nowej Italii
Ich rodzice przybyli do Włoch za chlebem z Nigerii i Wybrzeża Kości Słoniowej. Kilkanaście lat później Paola Egonu i Miriam Sylla poprowadziły Italię do srebra mistrzostw świata. To może oznaczać spore zmiany, nie tylko w siatkówce.
Chory, wyczerpany i niewiedzący absolutnie nic o Sycylii Abdoulaye Sylla szedł poboczem drogi do Palermo, licząc tylko na cud. I nie przeliczył się: na jego widok zatrzymał się samochód, za którego kierownicą siedziała Maria (obecnie 80-letnia właścicielka małego baru przy Via Torino, prowadzi go do dzisiaj). Kobieta od razu zaprosiła imigranta do auta, zapytała, czy czegoś potrzebuje. Zaskoczony Sylla miał siłę powiedzieć tylko: "pomocy".
Maria bez słowa zawiozła go do swojego domu, pozwoliła mu zamieszkać w dawnym pokoju syna. Zatrudniła nieznanego imigranta do sprzątania domu, wraz z mężem Paolo pomogła mu uzyskać stały pobyt we Włoszech. Po roku spokojnego życia u dobrodziejów Abdoulaye Sylla sprowadził do Włoch swoją żonę Salimatę, piłkarkę ręczną, niedługo potem w 1995 roku na świat przyszła ich córka Miriam. Przyszła wicemistrzyni świata w siatkówce, wychowana na ciastkach, lodach i koglu moglu od przyszywanych dziadków. Początkowo chciała zostać baletnicą, ale była zbyt barczysta i muskularna. Za namowę koleżanki przerzuciła się na siatkówkę, gdzie z jej budowy ciała zrobiono właściwy użytek.
Ta drużyna może rządzić przez lata
Takich historii jak ta Miriam Sylli jest więcej. Nie każda z nich co prawda kończy się finałem siatkarskiego mundialu i spełnieniem największych marzeń, ale dają one nadzieję imigranckiej społeczności Włoch na lepszą przyszłość i zwalczenie widzianej wokoło nienawiści. To właśnie córka imigrantów z Wybrzeża Kości Słoniowej oraz Paola Egonu, której rodzice pochodzą z Nigerii, okazały się największymi gwiazdami reprezentacji Włoch, zdolnej do pokonania potęg z USA, Rosji i Chin. Można było się spodziewać, że siatkarki Davide Mazzantiego będą liczyły się w walce o najwyższe lokaty w MŚ, tak samo jak Holandia i Serbia, ale ich srebrne medale i tak przyjęto z pewnym zaskoczeniem.
- Kto wie, w jaki sposób jest prowadzona włoska drużyna i jak funkcjonuje cały system pracy z siatkarkami od ich najmłodszych lat, mógł się spodziewać, że gra Włoszek w mistrzostwach będzie wyglądać dobrze. To bardzo młody zespół, który może osiągnąć naprawdę wiele, biorąc pod uwagę zaplecze, jakim dysponuje już teraz. To ogromny materiał ludzki o świetnych parametrach. Nie przez przypadek do tej drużyny dobrano trenera Mazzantiego, bo pracował on już wcześniej z tymi dziewczynami w kategorii kadetek i był konsekwentnie przygotowywany do pracy na najwyższym, seniorskim poziomie. Jego filozofia trenerska jest nieco inna, ale okazała się skuteczna - opowiadał Jakub Dolata, menadżer siatkarski doskonale orientujący się w świecie włoskiej siatkówki.
42-letni Mazzanti jeździ po całym świecie, by podpatrywać najlepsze zespoły i inspiruje się różnymi szkołami w siatkówce, poza tym uczy się od szkoleniowców w innych sportach, by dostrzec w swojej dyscyplinie coś, co umyka innym. Do tego dobrze zna rodzimą młodzież, a ona zna jego: Mazzanti w 2009 roku wykonał krok w tył, przenosząc się z Foppapedretti Bergamo do Clubu Italia, włoskiego SMS-u dla najzdolniejszych młodych siatkarek. Ale to nie zahamowało jego kariery, co udowadniają tytuły mistrza Włoch z 2015 i 2016 roku oraz efekty rozpoczętej dwa lata temu pracy z kadrą Włoszek.
Diamenty z całego świata
Właśnie dzięki Club Italia świat po raz pierwszy zobaczył w akcji Egonu. Potrafiła w wieku zaledwie 17 lat zdobyć 46 punktów w meczu Serie A1, wcześniej błysnęła jako jedna z bohaterek turnieju kwalifikacyjnego do igrzysk w Rio de Janeiro. Stało się jasne, że jej 193 cm wzrostu i zasięgu w ataku wynoszącego ponad 340 cm nie można bezkarnie zmarnować. Jeszcze dwa lata temu Egonu prezentowała styl jeźdźca bez głowy, sporo punktowała, ale nie unikała dużej liczby błędów. W 2017 roku zyskała dwóch świetnych nauczycieli: Massimo Barboliniego w klubie z Novary i Mazzantiego w reprezentacji. Nauczyła się lepszej kontroli nad swoim ciałem i, co ważniejsze, spokoju i wytrzymałości w najważniejszych momentach. Bez nich nie byłaby w stanie zdobyć historycznych 45 punktów w półfinale mistrzostw świata.
- Takich diamentów jak Paola, może nie takich samych, ale podobnych, Włosi mają kilka. W dużej części są to córki imigrantów przybyłych do Włoch kilkanaście lat temu, wychowane i urodzone już w Europie. One właściwie nie posiadają fizycznych barier. Ludzie o ciemnym kolorze skóry są generalnie lepiej dysponowani do sportu niż biali, a jeżeli od młodego wieku wdroży się ich w doskonały trening techniczny, taki jak we Włoszech, to dziewczyn o takich warunkach jak Egonu nie zatrzyma właściwie nikt. Mieliśmy choćby w polskiej lidze przykład siatkarek z Trynidadu i Tobago o niesamowitych możliwościach, jak Sinead Jack czy Krystle Esdelle, ale one nie miały takiego szczęścia do trenerów - tłumaczył Dolata.
W kolejce do odgrywania poważniejszej roli w pierwszej drużynie Włoszek czeka już Terry Enweonwu (kuzynka Egonu), a także Sara Bonifacio, Vittoria Piani, Sylvia Nwakalor oraz złote medalistki ostatnich mistrzostw Europy juniorek, Fatime Kone, Loveth Oghosasere Omoruyi, Valeria Battista i Adhuoljok Malual. Do tej listy możemy dodać rozgrywającą Ofelię Malinov (rodzice z Bułgarii), Alexandrę Botezat (rodzice z Rumunii), Sarę Luisę Fahr (rodzice z Niemiec), a i tak nie wyczerpiemy całego bogactwa, jakie włoskiej siatkówce kobiet dała imigracja z całego świata, i to dawno po kadrowych przygodach Taismary Aguero lub Caroliny Costagrande. Jeżeli komuś przeszkadzają mało włoskie nazwiska Zajcew lub Antonov w kadrze siatkarzy, nie powinien nawet spoglądać na zespół kobiecy. Szok multi-kulti gwarantowany.