Marek Bobakowski: Polskie Związki Wstydu. Działacze nie dorastają do pięt sportowcom (komentarz)

Afera korupcyjna w Polskim Związku Piłki Siatkowej, aresztowany dyrektor sportowy Polskiego Związku Kolarskiego, nieprawidłowości finansowe w Polski Związku Hokeja na Lodzie, smród wokół Polskiego Związku Curlingu. Można wymieniać w nieskończoność.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
Niektóre polskie związki sportowe można nazwać Polskimi Związkami Wstydu PAP / Marcin Bielecki / Niektóre polskie związki sportowe można nazwać Polskimi Związkami Wstydu
Funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego zatrzymali siedem osób (w tym cztery ściśle powiązane z Polskim Związkiem Piłki Siatkowej oraz PlusLigą) w sprawie afery korupcyjnej sprzed czterech lat. Działacze i biznesmeni mieli zawyżać ceny usług wykonywanych przy okazji organizacji mistrzostwa świata, które w 2014 roku zostały rozegrane w naszym kraju (nasi siatkarze wywalczyli złoty medal). To efekt trwającego od kilku lat śledztwa prowadzonego przez prokuratorów. Przypomnijmy, że w tej sprawie dokonano już zatrzymań, w listopadzie 2014: Mirosława P. (byłego prezesa PZPS) oraz Artura P. (wiceprezesa PZPS oraz szefa PlusLigi). Po czterech latach Artur P. został zatrzymany po raz drugi. Obok niego funkcjonariusze doprowadzili do prokuratury m.in. członka zarządu PZPS oraz koordynatora PlusLigi.

Trzy tygodnie temu policja zatrzymała byłego selekcjonera reprezentacji Polski w kolarstwie i dyrektora sportowego PZKol - Andrzeja P. Sąd przychylił się do wniosku prokuratury i aresztował go na trzy miesiące. Zarzuty dotyczą gwałtu oraz prób gwałtu, ale wiadomo też, że są badane wątki korupcyjne na wielką skalę. Afera została nagłośniona przed rokiem przez WP SportoweFakty (tutaj więcej szczegółów >>).

Co się dzieje z polskim sportem? Do siatkówki i kolarstwa możemy przecież dodać kilka mniejszych spraw: problemy z rozliczeniami dotacji publicznych w Polskim Związku Hokeja na Lodzie, wstrzymanie finansowania w polskim curlingu, żądanie zwrotu dotacji od Polskiego Związku Tenisowego. Zresztą, jak ktoś ma dużo wolnego czasu, to polecam lekturę raportów z kontroli ministerstwa sportu w kolejnych Polskich Związkach Sportowych. Naprawdę, mocna rzecz!

A właściwie należy napisać w Polskich Związkach Wstydu. Rodzice od zawsze mi powtarzali, że "wstyd to kraść". A wielu polskich działaczy nie ma żadnych hamulców, aby położyć ręce na cudzych pieniądzach. Bardzo często publicznych. Czyli naszych, wspólnych. Wstyd, wstyd i jeszcze raz wstyd. Jakby nie wiedzieli, że za to grozi więzienie. W przypadku siatkarskich działaczy - nawet do 10 lat. Jeszcze gorsze jest to, że niszczą środowisko sportowe.

ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: Męczarnie Orlenu Wisły w Kwidzynie. Bramkarze w rolach głównych

Twierdzenie, że "działacze nie dorastają do pięt polskim sportowcom" jest banałem. Od lat. Czas płynie, a banał jest coraz bardziej aktualny. O ile nasi zawodnicy radzą sobie całkiem przyzwoicie na międzynarodowych arenach, przywożą medale, zdobywają tytuły, o tyle nasi działacze-"łubu dubu niech żyje nam prezes naszego klubu" pojawiają się częściej w kronikach kryminalnych niż na salonach.

I nie pomógł - przynajmniej na razie - Kodeks Dobrego Zarządzania dla Polskich Związków Sportowych, który wprowadził i pilotuje osobiście minister Witold Bańka. Nie pomogło także usunięcie ze związków ludzi związanych z komunistycznymi służbami bezpieczeństwa (tzw. dezubekizacja). Polski działacz nadal ma lepkie ręce. Za komuny w zamkniętej szufladzie miał drogi alkohol, słodycze i talon na samochód, dzisiaj ma wypchane konto bankowe. Nie zawsze za uczciwie wykonaną pracę.




Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×