Jakub Malke: Sprawa Stoczni Szczecin to dzwonek ostrzegawczy dla środowiska
Upadek szczecińskiej Stoczni i problemy Chemika Bydgoszcz powinny sprowokować siatkarskich działaczy do zmienienia niedziałających regulacji. - Piłka jest po stronie ligi oraz PZPS-u - stwierdził menadżer Jakub Malke.
- System licencyjny zawsze ma rację bytu, kwestia polega tylko na skonstruowaniu odpowiedniego regulaminu przyznawania tych licencji. Trudno się dziwić zastrzeżeniom wobec obecnego systemu, bo może w męskiej siatkówce trudna sytuacja dotyczy mniejszości klubów, ale koledzy pracujący w siatkówce kobiet podnoszą zdecydowanie więcej argumentów. Jednym z problemów komisji licencyjnej jest z pewnością to, że dysponuje ona zbyt małą wiedzą, opierającą się zwykle na oświadczeniach - mówił w rozmowie z naszym portalem Jakub Malke, menadżer siatkarski prowadzący wraz z Tomaszem Kozłowskim agencję MK Sport Management.
- Były plany, by zawodnicy podpisywali oświadczenia o wypłacaniu należnych im części kontraktów, ale póki co nie weszły one w życie. Poza tym jeżeli przeczyta się regulamin tej komisji, to tak naprawdę dysponuje ona sankcjami zerojedynkowymi: albo ktoś dostaje licencję i gra, albo nie. A przecież taka komisja powinna mieć cały wachlarz sankcji, na przykład przyznawanie ujemnych punktów, które mogłoby stać się mocną karą w sytuacji, gdy w lidze przywrócono spadki i awanse. Taki szereg sankcji "miękkich" mógłby bardzo pomóc w szybkim i skutecznym dyscyplinowaniu klubów. Na razie nawet licencja warunkowa niekoniecznie sprawdza się w praktyce, bo tak naprawdę sankcja na klubie wygasza się z początkiem nowego sezonu -kontynuował wątek menadżer m.in. Andrei Anastasiego i Piotra Gruszki.
Część kłopotów mógłby rozwiązać dobry przepływ informacji między PLS-em a PZPS-em i weryfikowanie przez federację treści klubowych oświadczeń ze stanem faktycznym. Ale problem zaczyna się już na wczesnym etapie łańcucha decyzyjnego.
- Już od kilku lat przy wpisach na listę transferową obowiązuje prawo, by wskazywać zadłużenie klubów wobec zawodnika. Tylko co z tego, że my to napiszemy, jeżeli ta informacja z pewnością nie trafi do PZPS-u? Konieczne powinno być także usprawnienie pracy sądów polubownych rozstrzygających spory majątkowe między zawodnikami i klubami. Chodzi przede wszystkim o szybkość i terminy pracy tych sądów. Często podnoszony jest argument: nie wiemy o pewnych rzeczach, bo sprawy nie lądują w sądach. Sęk w tym, że mało kto chce iść do sądu, bo to prawdziwa ostateczność, a wcześniej i tak musimy przejść obowiązkowo przez sąd polubowny - tłumaczył Malke.
Nasz portal poruszał kwestię kontrowersji licencyjnych i długów polskich klubów w artykule o "Lidze Dłużników Kobiet" (przeczytaj tekst), ale nie udało się wtedy poruszyć ligi na tyle, by doprowadzić do większych zmian. Głośny przypadek Stoczni Szczecin i problemy Chemika Bydgoszcz, który musiał ubiegać się o ratunek u prezydenta miasta, wzbudziły zdecydowanie większą i gorętszą dyskusję w siatkarskim środowisku. Czy teraz dojdzie do jakichkolwiek pozytywnych reform?
- Liga męska z pewnością przyciąga znacznie więcej uwagi niż rozgrywki siatkarek, a kluby PlusLigi są prowadzone na wyższym poziomie organizacji, oczywiście niczego nie ujmując najlepszym klubom LSK. W rozgrywkach kobiet niektóre kluby, na przykład Muszynianka, umiały reagować na zagrożenie i w porę wycofać się z ligi, gdy sytuacja przybrała zły obrót. Natomiast w przypadku Bydgoszczy rozmowy, związane też ze zmianami własnościowymi, trwały od początku sezonu i zagrożenie z pewnością było duże, ale nie na tyle, by pieniądze przekazane niedawno przez miasto nie ugasiły wszystkich bieżących pożarów. Teraz piłka jest po stronie zarówno związku, jak i ligi, bo to PLS powinien wymusić na komisji licencyjnej inną pracę, a sama komisja powinna się zastanowić nad kształtem regulaminu, według którego przyznaje licencje - stwierdził nasz rozmówca.
Podsuwane są pomysły, by PZPS zainspirował się rozwiązaniami funkcjonującymi w innych sportach. W ligach piłkarskich czy koszykarskich zdołano wypracować rozwiązania może nie idealne, ale z pewnością skuteczniejsze od tych z siatkówki.
- Kształty regulaminów w innych dyscyplinach mają pewne tło historyczne, choćby w żużlu, gdzie niektóre kluby miały naprawdę gigantyczne problemy, przy których kłopoty Stoczni Szczecin są niczym. Aktualne wydarzenia są dla naszego środowiska pewnym dzwonkiem ostrzegawczym, by w końcu pochylić się nad problemami, które dotyczą ligi oraz PZPS. Nie chodzi o wyważanie otwartych drzwi, wystarczy przypatrzeć się choćby komisji licencyjnej działającej przy Polskim Związku Piłki Nożnej i temu, jak współpracuje z nią nasza ekstraklasa, bo to jest właściwie ten sam model, co w naszej siatkówce. Czasami wywiązują się między nimi spory, ale i tak warto inspirować się zasadami, które sprawdzają się w innych dyscyplinach - uznał siatkarski agent.
Wielu kibiców obawia się, że od tej pory cały świat siatkówki będzie wytykał palcami PlusLigę, która chełpi się mianem ligi mistrzów świata, a przyjmuje w swoje szeregi klubowe "wydmuszki" i nie warto posyłać do jej zespołów najlepszych graczy. Czy te obawy są uzasadnione?
- Wiarygodność naszych najlepszych, markowych klubów w PlusLidze, takich jak Resovia, ZAKSA czy Skra, nie powinna się zmienić na gorszą. W trudniejszej sytuacji powinny być za to mniejsze kluby lub takie, które dopiero budują swoją dłuższą historię w lidze. Z drugiej strony podobne historie zdarzały się choćby w lidze włoskiej, która przecież nie przewróciła się z ich powodu. Rysa na szkle pewnie zostanie, bo sprawa Stoczni jest głośna, bo miała przecież wielkie plany i duże nazwiska, a okazała się gigantem na papierowych podstawach. Następnym razem, gdy na polskim rynku pojawi się gracz o większych ambicjach, z pewnością ludzie będą po pięć razy się pytać, czy to aby nie jest kolejna Stocznia Szczecin - ocenił Jakub Malke.
ZOBACZ WIDEO Spokojne zwycięstwo Juventusu. Ronaldo nadal strzela [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]