- W Nysie przeszedłem drogę od zera do zawodnika pierwszej, seniorskiej drużyny. Byłem dzieciakiem zza ławki, mopersem wycierającym parkiet, podawaczem piłek - wspominał kilka miesięcy temu Bartosz Kurek w rozmowie z WP SportoweFakty.
Wtedy nie mógł jeszcze wiedzieć, że w ćwierćfinale Pucharu Polski los zetknie jego ONICO Warszawa właśnie ze Stalą Nysa, klubem, w którym jako nastolatek sportowo się wychowywał, a potem grał w jednej drużynie z ojcem Adamem. Wzbudzał tym sensację na polskich parkietach, nawet były selekcjoner kadry Polski Raul Lozano ze zdumieniem patrzył na boisku, gdy powiedziano mu, że oto obok siebie grają ojciec i syn.
14 lat po opuszczeniu Stali Nysa Kurek też wzbudza sensację wszędzie tam, gdzie gra, ale już z zupełnie innych powodów. Jest złotym medalistą mistrzostw świata, najlepszym zawodnikiem ostatniego mundialu oraz najlepszym siatkarzem Europy 2018 roku. A od środy także honorowym obywatelem miasta Nysa.
ZOBACZ WIDEO Debiut Leona w kadrze Polski coraz bliżej. "Mieć go w drużynie to jak oszukiwać. Jest po prostu za dobry!"
O nyskich początkach gwiazdy numer 1 polskiej siatkówki rozmawiamy z Piotrem Łuką, obecnym trenerem Tauronu AZS Częstochowa, który w Stali spędził w sumie osiem sezonów, dobrze poznał rodzinę Kurków i tak jak ona czuje się mocno związany z położonym w województwie opolskim miastem.
Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Bartosz Kurek przyjeżdża teraz do miasta swojej młodości jako wielka gwiazda. Jak pan pamięta czasy, gdy jako nastoletni chłopak wchodził do drużyny z Nysy?
Piotr Łuka, trener Tauronu AZS-u Częstochowa, były gracz Stali AZS-u PWSZ Nysa: Kiedy Bartek zaczynał grać w drużynie Stali w 2005 roku, ja byłem już zawodnikiem Resovii Rzeszów, do której odszedłem po sezonie 2003/2004. Wcześniej przez kilka sezonów występowałem za to w jednej drużynie z jego ojcem i pamiętam, że Adam często przyprowadzał syna na treningi. W tamtych czasach w Nysie było kilku młodych siatkarzy, którzy byli synami zawodników pierwszego zespołu. Piotrk Szczurek przychodził ze swoim Patrykiem, Janusz Bułkowski z Dawidem, a Adam Kurek przyprowadzał Bartka. Wszyscy chodzili do szkoły podstawowej numer 3, która mieściła się naprzeciwko starej hali Stali. Nie mieli daleko, więc po lekcjach pojawiali się na treningach. Zaczynali od podawania "starszym panom" piłek i biegania z mopami po hali. Na początku taka była właśnie droga Bartka.
To był chłopak, który od początku rzucał się w oczy?
Tak, bo już w wieku 14-15 lat był bardzo wysoki i zbudowany jak pająk, niezwykle szczupły. Wszyscy sądzili, że pójdzie w ślady ojca i zostanie zawodowym siatkarzem, choć w przypadku tak młodego chłopaka trudno przesądzać, jaki poziom osiągnie. Jak się okazało, Bartek na wiele lat trafił do reprezentacji Polski i został mistrzem świata. Mnie osobiście bardzo cieszy to, że z Nysy, z którą czuję się mocno związany, poszedł poszedł w świat chłopak, który został wybitnym siatkarzem.
A kiedyś ten wybitny siatkarz wycierał mokre plamy z parkietu, na którym pan grał.
Pewnie tak było. Jego ojciec to była dla mnie wyrocznia, byłem w niego wpatrzony jak w obrazek, z kolei Bartek biegał wtedy gdzieś wokół nas i podawał piłki. Teraz to ja mógłbym mu nosić torbę albo podawać ręczniki, oczywiście za jego zgodą.
Pamiętam, że w czasach, gdy w klubie razem występowali Adam i Bartosz Kurek, Stal rozgrywała swoje mecze w sali kinowej.
Poprzednia hala, bo teraz nyski zespół gra już w nowej, nowoczesnej, była bardzo specyficzna, ale klimat, jaki w niej panował - niesamowity. To był taki obiekt z duszą. Kibice siedzieli prawie że na plecach siatkarzy, ściany się pociły. A w klubie panowała rodzinna atmosfera, zawodnicy często zostawali na kilka lat, bo dobrze im się w Nysie żyło. Skład z sezonu na sezon nie zmieniał się zbyt mocno, co sprawiało, że łatwiej było nawiązywać przyjaźnie. Spotykaliśmy się nie tylko na meczach i treningach, znaliśmy swoje rodziny. Pod względem atmosfery było super, natomiast największym problemem były pieniądze, to znaczy ich brak. W efekcie w 2004 roku drużyna spadła do I ligi i do tej pory nie może wrócić na najwyższy poziom rozgrywek.
Adam Kurek miał wtedy specjalny status w klubie?
Jak najbardziej. To była i jest jedna z legend Stali Nysa, spędził w tym klubie kilkanaście lat. W latach 90. ekipa w której grał zdobywała medale mistrzostw Polski, w 1996 roku wygrała krajowy puchar. Nysa to bardzo siatkarskie miasto i o takich rzeczach ludzie tam nie zapominają. Jak tylko Adam pojawia się na jakiejś imprezie sportowej, jest niezwykle ciepło przyjmowany. Dla mnie to osoba, która bardzo mi pomogła w początkach kariery i od której dużo się nauczyłem. Nadal mamy dobry kontakt, rozmawiamy, wymieniamy poglądy na różne siatkarskie sprawy. I razem cieszymy się z tego, że jego syn tak wiele osiągnął.
Z Bartoszem Kurkiem też ma pan kontakt?
Może nie jakiś bardzo częsty, ale zawsze jak się spotykamy, serdecznie się witamy, chwilę porozmawiamy. Kiedyś pytałem go na przykład o to, czy ma w planach na przyszłość powrót do miasta, w którym się wychował i do klubu, w którym zaczynał. Bartek powiedział, że Nysę ma w sercu i chciałby na koniec swojej kariery jeszcze dla niej zagrać. Mam nadzieję, że tak się stanie.
Na razie został honorowym obywatelem miasta.
Bez dwóch zdań taki tytuł mu się należy, bo Bartek jest znakomitym ambasadorem Nysy, chyba jej najlepszą sportową wizytówką.
Ma pan jakieś szczególne wspomnienie związane z początkami Bartosza Kurka w "pańskiej" Stali Nysa?
Zapamiętałem przede wszystkim to, że w wieku 16 lat stał na boisku tuż obok swojego ojca, występowali na tej samej pozycji. Duet przyjmujących Stali: Adam Kurek i Bartosz Kurek. Gdy w 2005 roku nyska drużyna przyjechała do Rzeszowa na mecz z Resovią, w której ja wtedy występowałem, witając się z przeciwnikami pod siatką zdałem sobie sprawę z tego, że właśnie podałem rękę chłopakowi, który jeszcze niedawno podawał nam piłki, kręcił się gdzieś przy boisku w czasie naszych treningów. A później się okazało, że ten chłopak stał się siatkarzem światowej klasy.
O jego ogromnym potencjale mówiło się przez wiele lat, ale dopiero w czasie ubiegłorocznych mistrzostw świata Kurek pokazał, że jest graczem wybitnym.
Fakt, był okres, gdy Bartek nie umiał się odnaleźć, pokazać swoich możliwości, ale dostał od Vitala Heynena duży kredyt zaufania i spłacił go z nawiązką. W decydującej fazie mistrzostw zaczął grać tak, jak przy swoich umiejętnościach grać powinien. Ja się tym bardzo cieszyłem, bo z wielu powodów mocno Bartkowi kibicowałem.
Kilkanaście lat temu z Nysy wyjeżdżał nastoletni "pająk", a teraz wraca do niej jako mistrz świata i honorowy obywatel miasta.
Wraca, jak to mawiał świętej pamięci Zdzisław Ambroziak, nadzwyczajny atleta. I do tego spełniony.