Choć przed wyjazdem do Iranu na turniej Ligi Narodów w Urmii było sporo obaw o bezpieczeństwo polskich siatkarzy, ich wizyta w tym kraju okazała się zaskakująco spokojna, a ludzie byli wobec naszych reprezentantów serdeczni i przyjaźnie nastawieni. Nie obyło się jednak bez zgrzytu - po spotkaniu Iran - Polska (3:2) nie zapewniono Polakom bezpiecznego przejazdu przez świętujące wygraną swojej drużyny miasto.
- Większość pobytu była miła, nie czuliśmy, żeby ktoś zachowywał się niemiło wobec naszej drużyny. Jeśli chodzi o organizację, wiele rzeczy stało na wysokim poziomie, jak chociażby hotel. Jednak w sobotę organizatorzy nie byli w stanie zapanować nad tłumem - relacjonuje w rozmowie z WP SportoweFakty selekcjoner reprezentacji Polski Vital Heynen.
- Na ulice wyległo całe miasto. Gdzie okiem sięgnąć, pełno ludzi i samochodów. Nie uwierzyłbym w to, gdybym tego nie zobaczył. Nasz autobus skierowano w wielki korek, a jako eskortę przydzielono nam tylko dwóch policjantów. Potem przysłano jeszcze czterech, ale to i tak nie pomogło. Pokonanie 3,5-kilometrowej trasy zajęło nam prawie dwie godziny, przy czym około godziny ostatnie 200-300 metrów. Na trasie pojawiało się przy nas sporo przyjaźnie nastawionych osób, ale byli też tacy, których nastawienie było nieprzyjazne. Czułem się zagrożony, i to bardzo! Czekałem, aż coś się stanie. Na szczęście nic złego się nie wydarzyło, ale czuliśmy, że gdyby się wydarzyło, bylibyśmy bezradni - mówi trener naszych siatkarzy.
[color=black]ZOBACZ WIDEO Głowacki - Briedis. Skandal w Rydze. Zobacz zejście Polaka do szatni
[/color]
Czytaj także: Vital Heynen i Grzegorz Łomacz honorowymi obywatelami Iranu
Żeby zobrazować, jak bardzo Urmia oszalała w miniony weekend na punkcie siatkówki, Heynen przytacza konkretne liczby - po bilety na mecze Irańczyków zgłosiło się aż 400 tysięcy ludzi. Ci, którzy ich nie dostali, kibicowali poza halą, a później na ulicach świętowali zwycięstwa.
- Okej, niech świętują, ale nie w pobliżu naszego autokaru. Jako że wszyscy wiedzieli, w którym hotelu mieszkamy, byliśmy łatwym celem dla kogoś, kto chciałby zrobić coś złego. Siedzieliśmy w środku jak skazani na pożarcie, jak mięso dla lwów. Staraliśmy się chronić graczy, kazaliśmy im pozamykać okna i zasłonić zasłonki, żeby nie narażali się na ewentualne ataki. Byłem naprawdę zszokowany tą sytuacją. Możliwe, że przesadzam, ale mówię o tym, co wtedy czułem.
- To niedopuszczalne, żeby doprowadzić do sytuacji, w której zawodnicy będą się czuli zagrożeni. Bałem się o bezpieczeństwo mojej drużyny i dlatego mówię o tym głośno. Sam też absolutnie nie czułem się bezpiecznie. Myślałem tylko o tym, żeby przedostać się przez ten tłum bez większych problemów - opowiada belgijski szkoleniowiec.
Heynen czuje się zobowiązany podkreślić, że o to, co stało się w sobotę wieczorem, nie można obwiniać mieszkańców Urmii. - To nie była wina Irańczyków, muszę o tym powiedzieć, żeby ich nie skrzywdzić. Ogólnie rzecz biorąc ludzie byli dla nas bardzo mili. Jednak w każdym kraju jest tak, że jeśli tysiąc osób wyjdzie na ulicę żeby coś świętować, to 900 jest miłych i serdecznych, a 100 chce robić coś innego. I tak właśnie było. Obok miłych ludzi pojawiali się tacy, którzy uderzali w autokar, wykonywali obsceniczne gesty i tak dalej.
- Czuliśmy się jak w jakimś filmie, w którym autobus przedziera się przez zatłoczone ulice i w końcu zostaje zaatakowany. Tylko czekałem, aż przez okno wleci pierwszy kamień. Na szczęście nie wleciał. Chyba dobrze, że ten mecz z Iranem przegraliśmy - kontynuuje selekcjoner Biało-Czerwonych.
Czytaj także: Artur Szalpuk: Od meczu z Iranem coś ruszyło w naszej grze
Gdy Polacy w końcu dotarli do hotelu, zastali tam zawodników z Iranu, którzy opuścili halę Ghadir Arena dużo później. Siatkarze trenera Igora Kolakovicia nie tylko zdążyli wrócić, ale też odświeżyć się i zjeść kolację. - Jak to się stało? Nie wiem. Sami byliśmy zaskoczeni, gdy ich zobaczyliśmy. Nie chcę jednak niczego sugerować, bo to nieważne, czy dojeżdżasz do hotelu pierwszy, czy ostatni. Ważne jest to, żeby po drodze czuć się bezpiecznie - podkreśla Heynen.
Zdaniem trenera naszych siatkarzy winnymi sobotnich problemów polskiej ekipy są organizatorzy turnieju oraz służby bezpieczeństwa. - Nie zapewnili nam bezpieczeństwa. Ani trochę. Czy złożyliśmy protest? Oczywiście, że tak! W mojej opinii wszelkie granice zostały przekroczone. Nie można tak postępować. Nie można stawiać całego zespołu w sytuacji zagrożenia - grzmi trener mistrzów świata.
Jeśli chodzi o przyjemniejszą część wizyty w Iranie, Heynen zwraca uwagę na kibiców, którzy stworzyli w hali Ghadir Arena świetną atmosferę. - Doping bardzo mi się podobał, nie było wobec nas żadnej wrogości. Po tym, co zobaczyłem w ciągu weekendu mogę powiedzieć, że Urmia to bez dwóch zdań najbardziej siatkarskie miasto, jakie odwiedziłem w całym moim życiu. W czasie różnych uroczystości dostałem dużo prezentów, między innymi dywan i drewniany zegar - wymienia Belg.
Heynen zdradził też, że w czasie meczu z Iranem zakładał się z rozgrywającym irańskiej drużyny Maroufem o wyniki wideoweryfikacji. A tych było mnóstwo, bo sędziowie mylili się na potęgę. Ostatni zakład nasz trener przegrał i musiał postawić Maroufowi kawę, ale zrobił to chętnie. - Mam z tym graczem dory kontakt. W ogóle stosunki pomiędzy siatkarzami Polski i Iranu, pomiędzy wszystkimi czterema drużynami, które grały w Urmii, były bardzo dobre. Ani przez moment nie miałem wrażenia, że jest jakiś problem - podkreśla.
Choć Biało-Czerwoni wygrali w Urmii tylko jeden mecz, od strony sportowej Heynen również uważa turniej w Iranie za udany. - W pierwszym spotkaniu z Rosją po kontuzji Grzegorza Łomacza mieliśmy trochę problemów, żeby zorganizować naszą grę. Z postawy zespołu w kolejnych dwóch meczach jestem już usatysfakcjonowany - mówi.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)
Dobrze, ze Kubiaka tam nie było.
Emocje jednak już rozładowane i warto zamknąć temat.
ALE z drugiej strony jak śpiewa Kazik
"Mądry głupiemu ustępuje
Ale co, gdy głupi się z tego n Czytaj całość